Strona po¶wiecona Jane Austen
Nie jeste¶ zalogowany.
Dziewczyny, dawajcie jeszcze jakieś kwiatki!! U mnie z nimi zastój ostatnio :cry:
Offline
Na maturze, kolega zdający geografie, stwierdzil, ze sa 'złoża ryzu', zas ja kiedys podczas odpowiedzi z geografii, przy ostatnim pytaniu wylozylam sie, kiedy mnie zapytano po kwestii gdzie sie uprawia ryż, ze skoro w Europie na niewielka skale wystepuja jego uprawy, to czy w Polsce rowniez - odpowiedzialam, ze tak, co bylo nie prawda;
profesorka na szczescie miala poczucie humoru i stwierdzila, ze w sumie to w Polsce tez jest ryz - np. paraboliczny w torebkach;
podobnie na fizyce, przy ktorejs z luzniejszej lekcji, na pytanie co jest ciezsze: kilogram olowiu czy kilogram pior - odpowiedzialam, ze kg pior, na pytanie profesora czemu tak uwazam, odpalilam, ze niech sobie upusci kg olowiu i kg pior na stope i zobaczy, ktory kg bedzie go mniej bolal przy kontakcie z jego stopÄ…
Offline
Ja miałam supernauczyciela od OC!
Pewnego dnia naszło go coś i zaczął pytać. Wyrwał do odpowiedzi ucznia, który nie posiadał żadnej wiedzy z ostatniej lekcji. Zdesperowany uczeń zaczął kręcić. Na to pan od OC:
- To jest Pi***dolenie kota za pomocą młota!
Kiedy przy odczytywaniu obecności uczeń nie wstał na dźwięk swojego nazwiska, pan od OC mówił:
- Raczyłbyś podnieść tę swoją ciężką komodę jak wyczytuję Twoje nazwisko!
I wiele innych, które musiałabym ocenzurawać :twisted:
Offline
7 kłamstw studenta:
1. Od jutra nie pije.
2. Od jutra sie ucze.
3. Dziekuje nie jestem glodny.
4. Tak to moj projekt.
5. Zaliczyłem wszystko (do rodziców)
6. Byłem na wszystkich pańskich wykładach
7. Idziemy tylko na jedno piwo
Offline
Aine przypomniała mi, że dzisiaj czytałem dowcip o studentach matematyki zapytanych ile jest 2+2.
Na pierwszym roku: student odpowiada: 4.
Na drugim: liczy na palcach i odpowiada 4.
Na trzeciem: bierze kalkulator, wstukuje dane i odpowiada 4.
Na czwartym: idzie do sali obok, programuje odpowiednio komputer, odbiera wynik i odpowiada, że to 4.
Na piątym mówi: Czy ja muszę znać wszystkie stałe?
PS.
Faktem jest, że jak się ze znajomym kiedyś rozliczałem, odparł: Ale przelicz sam pieniądze -- ja jestem matematykiem!
Offline
To ja wam opowiem o wrednych wykładowcach :twisted:
Na mojej uczelni pantoflową pocztą powtarzana jest historyjka o ustnym egzaminie u jednego z profesorów. Do gabinetu weszła studentka, niestety niezbyt urodziwa. Profesor zerknął na nią i kazał jej wejść za szafę. Profesor znany był ze swojej ekstrawagancji, więc dziewczyna (trochę zestresowana) nie pytając obróciła się w kierunku mebla. Dopiero wtedy uderzył ją ten absurd i grzecznie zapytała profesora czy się nie przesłyszała. Na to profesor stwierdził: Za szafę, jest pani tak brzydka, ze nie moge na panią patrzeć. Cóż było robić? Egzanim studentka spędziła między szafą a ścianą. Ale przynajmniej zdała, jako jedyna w grupie 20 osób tego dnia.
Offline
Hehe, u mnie na Uniwerku był dokładnie ten sam incydent. Egzaminator wszystkie zdające studentki nazywał Krysiami. Był znany z tego, że uwielbia śliwkowy kolor, więc każda przychodziła na egzamin w śliwkowej kreacji, śliwkowych włosach i ze śliwkowym lakierem na paznokciach. Jeśli spodobała się, mogła odpowiadać na siedząco zza biurka, zajadając przy tym ciasteczka, którymi częstował egzaminator. Jeśli nie spodobała się, musiała odpowiadać zza szafy. Wbrew pozorom, ta druga opcja była korzystniejsza. Wiele dziewcząt mogło wtedy czytać z notatek, nie będąc widzianymi. I właśnie tych najwięcej pozdawało...
Offline
Z kolei jeden z naszych profesorów na pierwszym wykładzie opowiedział nam swój życiorys (urodziłem się tu i tu w rodzinie takiej i takiej... ) duża część wykładu zawierała oskarżenia i aluzje obrażające innego profesora naszej uczelni, jego zaciekłego wroga. Natępnie zaczął mówić o kobietach swojego życia, ciągle zaznaczając jak to jest szczęśliwy w małżeństwie. A na koniec powiedział, że na egzamin należy ubrać się przyzwoicie, a nie spodnica szerokościw wstążki. Nie rozumiejąc co ma na myśli wszystkie ubrałyśmy spodnie. Miał o to straszne pretensje, bo nie mógł sobie nóg pooglądać. Zresztą na ocenę to i tak nie miało większego wpływu.
Bdb u niego mieć nie można było, bo facet był szowinistą i na każdym wykłądzie mówił, że kobieta jedynie do garów się nadaje. Każdy student za swoją płeć miał dst. i mógł walczyć o więcej. Studentki w zależności od stannu wiedzy i urody.
Jeśli była ładna i pusto w głowie dostawała dst. jeśli była ładna i się nauczyła, dostawała db. (o bdb nie mogło być w naszym przypadku mowy, bo żadna kobieta nie jest zdolna do nauczenia się czegokolwiek oprócz kilku prostych przepisów kulinarnych).
Jeśli dziewczyna nie była ładna, to miała przechlapane. Gość mówił wprost, że uwala ją dla jej własnego dobra. Męża tutaj nie znajdzie, bo jest za nrzydka więc po co ma się męczyć?
Offline
Krysie... Ja miałem nauczyciela w liceum, który chłopców nazywał "Mareczkami" i lubował się w dawaniu im zalotnego klapsa, gdy tylko na korytarzu nie zauważyli, że idzie za ich plecami.
Za to kiedyś, dawno, w liceum, ale nie w liceum anglistka podobno* wybierała do pytania zawsze te uczennice, które miały najefektowniejsze stroje
A historyczka w liceum pytała gdy numery w dzienniku, albo operacji na liczbach wg numeru w dzienniku, odpowiadały dniom miesiąca. Zaniechała tego, gdy stanąłem jej kiedyś przy biurku z zeszytem, zanim zdołała przeczytać moje imię i nazwisko
----
* Piszę podobno, bo dla mnie jedna bluzka jest równa drugiej No, może nie do końca, ale na pewno tak było w tym czasie.
Offline
A historyczka w liceum pytała gdy numery w dzienniku, albo operacji na liczbach wg numeru w dzienniku, odpowiadały dniom miesiąca. Zaniechała tego, gdy stanąłem jej kiedyś przy biurku z zeszytem, zanim zdołała przeczytać moje imię i nazwisko
Dlatego właśnie ja strzelam pierwszymi lepszymi liczbami. Nie powiem zdarza się że jedna osoba ma 2-3 oceny z odpowiedzi, a inna żadnej (aczkolwiek rekord to 11 ocen z odpowiedzi. Takich samych ), ale i tak się wszystko wyrównywało, a przynajmniej nikt nie znał dnia ani godziny
Offline
AineNiRigani, to groźnie jest u ciebie na lekcjach
u mnie historyczka jeździ palcem po numerach i wybiera, ale że pyta raczej rzadko, to się historii za bardzo nie boimy
gorzej jest na matmie, ona np. pyta jakÄ… mamy datÄ™ i bierze ten nr
dzisiaj był 21 ( mój nr dzienniku) no to byłam nieprzytomna ze strachu
ale na szczęście nie pytała na ocenę
Offline
Nie jest gorźnie jeśli się uczysz. W sumie nie pytam zbyt często. Wolę robić karktówki. Czasu mniej tracę i wszystkich przepytam.
Offline
no to podobnie jak moja historyczka, ona też woli kartkówki
i uczniowie raczej też, z wiadomych względów :twisted:
Offline
moi uczniowie wolą pytanko. Nie mają szansy ściągnąć, ani się dopytać. Krótkie piłki, 5 krótkich pytań, 5 minut i voila. Kto się spóźni z oddaniem kartki, temu nie przyjmuję. Jak widzę dopisywanie - takoż.
Offline
Aine, mój licealny anglista miał świetny pomysł. Otóż nie pytał, a sprawdziany urządzał raz na semestr. Za to co tydzień-dwa, odbywały się 'mecze'. Mecze, bo my graliśmy z angielskim, a anglista obiektywnie sędziował Mecze mogły być ustne, lub pisemne. Mecz ustny oznaczał odpytanie całej klasy, mecz pisemny -- kartkówkę. Przy czym poza wyjątkowymi przypadkami 'mecz' nie mógł zajmować całej lekcji, więc pytania były siłą rzeczy krótkie.
Pomysł był świetny, a przynajmniej wprawiał nas w zachwyty bo:
1) było wiadomo na kiedy się uczyć,
2) było wiadomo czego się uczyć (każdy mecz obejmował odpowiednio wskazany wycinek materiału),
2) anglista na prawdę starał się być obiektywnym sędzią.
Regularność meczy sprawiała, że wymuszały one systematyczną naukę, a jednocześnie było ich tyle, że dało się nadrobić jednorazową 'niedyspozycję'.
Offline
ja miałam podobne "mecze" na historii. I doskonale pamiętam jak tragiczny był stan mojej wiedzy z tego przedmiotu. W zasadzie całego materiału nauczyłam się sama dopiero na maturę (he he w dodatku w tydzień )
Dlatego wolę system kartkówek. Małe partie materiału - a często.
Offline
Oj Aine Wiedźmo....okrutna jesteś. Nasz historyk pytał cały wrzesień, potem - nic. Kartkówek nie robi, czasem ale to rzadko. A jak robi to hmm......fajne oceny są. Teraz na fakultecie jest lepiej, facet młody, przykłada się, a nie rzuca dowcipami. Co prawda całą robotę odwalamy my (tak samo jest na wosie) ale da się znieść. Za to moja polonistka....noooo to osobny wykład. Nie chcecie tego słuchać, zwłaszcza koleżanki po fachu.... :twisted:
Offline
Więc chyba coś w tym jest. Ale powiem Ci szczerze Aine, że chciałabym żebyś mnie uczyła. Przynajmniej miałabym mobilizację do nauki i uczyła się regularnie. A tak to ja się uczę tylko na sprawdzian.....a matura coraz bliżej...
Offline
Jeannette, gonie do roboty leni, ale akceptuje słabości (niektórzy mają problemu z koncetracją i zapamiętywaniem. A historia, niestety, to głównie zapamietywanie). I przyznaję, że na semestr zrobiłam niezłą rzeźnię (prawie 1/4 szkoły zagroziłam), ale dlatego, że byłam nowym nauczycielem i uczniowie zaczeli sobie grac w kulki. Nie zostawiłam nikogo. Przyznam równocześnie, że z wszystkich nauczycieli miałam największy procent ocen celujacych (bo bardzo lubię dawać te oceny. Ale nie za darmo).
Offline
Aine a gdzie uczysz? Bo wiesz, teraz w 2 klasie LO to wszyscy praktycznie olewają to z czego nie zdawają matury. Wiem po mojej klasie....i dlatego tacy którzy wymagają bez względu na wszystko nie cieszą się sympatią.
Offline
Hmmm, w zasadzie to mam w nosie sympatię. W stosunkach uczeń-nauczyciel niekoniecznie mi na niej zależy. W końcu nauczyciel to nie kolega. Tego mnie nauczyła pierwsza praca w tym zawodzie. Powiem krótko - jesli ktoś nie chce się uczyć, to szkoda, że nie wybrał zawodówki Ode mnie wymagano nauki ze wszystkich przedmiotów, a nie wybranych. A będąc brutalną - nie dość że obecni maturzyści mają banalną maturę, to jeszcze nie chce im się uczyć. Szczególnie teraz przy amnestii. Sorki, bo być może nie nalezysz to tego uogólnionego grona, ale jak widze corocznie pytania maturalne i narzekania, to aż mnie skręca.
A ja naprawdę nie wymagam Bóg wie czego. Wymagam jedynie niezbędnego minimum. Przestałam wierzyć w zainteresowanie historią itd. aczkolwiek daje z siebie wszystko.
Offline
A ja choć mam dość dobre oceny to się strasznie boję matry z historii! Na rozszerzonym jest dużo mapek, a ja z tym zawsze mam problemy!
Ach...
Z drugiej strony zastanawiam się czy nie wziąć udziału w konkursie z historii. Wymagany materiał to historia Polski i Unii Europejskiej. Trochę trzebabyłoby przypomieć i na pewno sporo wkuć. Konkurs dopiero w styczniu. I tak się zastanawiam czy się zgłosić...
Z drugiej strony to jesten dopiero w I klasie i może na konkursy jeszcze jest czas?
Co o tym myślisz Aine?
Offline