Strona po¶wiecona Jane Austen
Nie jeste¶ zalogowany.
Ech nie wszyscy potrafia wyciagnac wnioski...
:? tak wtedy jak i teraz motywacje do przyjecia oswiadczyn bywaja baaaaaaaardzo rozne...
Offline
Dyskusja nam się nieco rozjechała, ale nic to, czytajmy dalej:
Rozdziały XLI-XLV, czyli:
1. Lidia wyjeżdża do Brighton
2. Elżbieta jedzie z wujostwem do Derbyshire
3. SPOTKANIE
4. Elżbieta, Darcy, Georgiana i inni w Pemberley
Offline
Pani Bennet, Matka Roku:
"Pani Bennet hojnie darzyła córkę najlepszymi życzeniami szczęścia, zalecając jej, aby nie przepuściła żadnej okazji i bawiła się, ile tylko będzie mogła"
Offline
Pani Bennet, Matka Roku:
"Pani Bennet hojnie darzyła córkę najlepszymi życzeniami szczęścia, zalecając jej, aby nie przepuściła żadnej okazji i bawiła się, ile tylko będzie mogła"
I trochę wcześniej:
"... matka odprowadziła ją [Jane] do drzwi, żegnając miłymi prognozami bardzo złej pogody."
Offline
lubię tę część DiU (choć w zasadzie podoba mi się całość ) zwłaszcza ten moment gdy Lizzy spotyka Darcy'ego w Pemberley i zaczyna być widoczne, że jej na nim zależy, a jego zmiana jest tak duża że dla wszystkich - prócz Lizzy - jest oczywiste, że ona nie jest mu obojętna
mam wrażenie, że tam jest więcej napięcia między zakochanymi niż wcześniej i tak miło sobie wyobrażać to co oni mogą sobie wyobrażać
Offline
Kiedy Jane zapytała ją, od jak dawna kocha Darcy'ego, zażartowała, że od momentu, gdy zobaczyła jak piękna jest jego posiadłość.
Jak sądzicie, czy uroki Pemberley rzeczywiście miały coś wspólnego ze zmianą jej uczuć?
Offline
Rzeczywiście podczas wizyty pada zdanie "I tego wszystkiego mogłam być panią" (cytat niedokładny), uroki Pemberley rzuciły nowe światło na osobę Darcy'ego.
Wszyscy zresztą znamy filozofię JA, jeśli chodzi o małżeństwo i pieniądze.
Nie drażnią Was choć trochę te materialistyczne wtręty w DiU?
Offline
Właściwie wszystko w momencie, kiedy Elżbieta widzi Pemberley, układa się w całość i jest jakby na przekór Elżbiecie - chciałaby zobaczyć jakieś uchybienie, coś, co by świadczyło o braku gustu pana domu, a tu jak na złość - brzegi rzeczki nie są sztucznie upiększane, umeblowanie w sam raz. No i opowieść pani Reynolds o Darcym, która też jest inna niż mogłaby sobie to wyobrażać Lizzy. Wydaje mi się, ze chce dostrzec najmniejsze wady, aby nie dopuścić do serca coraz większego uczcuia - ale zupełnie jej to nie wychodzi.
Offline
Mozliwe ze masz racje Gosiu, ale to tlko nasze spektakulacje , a co przez to chciala wyrazic Lizzie wie tylko tworczyni jej postaci
Offline
Mozliwe ze masz racje Gosiu, ale to tlko nasze spektakulacje , a co przez to chciala wyrazic Lizzie wie tylko tworczyni jej postaci
No tak - ale bez tego typu spekulacji nie powstałaby nigdy żadna analiza utworu literackiego. Zawsze będziemy w mniejszym lub większym stopniu skazani na domysły. Różewicz zawsze mówi, że on nie będzie tłumaczył, co napisał w swoich wierszach, bo po to właśnie je napisał, żeby nie musieć tego tłumaczyć. Więc mamy pole do wyobraźni ;-)
Offline
A potem następuje ta wspaniała scena, w czasie której Elizabeth zauważa zmianę zachowania Darcy'ego i kiedy on "zapomina języka w gębie" - kilkanaście zdań, ale jak napisane! :-)
Offline
A propos spekulacji....żadna miłość bez spekulacji się nie obędzie!Pomyślcie ile spekulować musiała Lizzy czy chociażby Darcy...w czasach kiedy nie można tak sobie zwyczajnie zapytać ...o co chodzi...
Z drugiej strony żałuje ,że obecnie nie ma tej jasności jaka była kiedyś...3 tance i facet jest twój...A teraz?...he he mamy czasy idealne dla spekulantów;-) w ktorych nigdy nic nie jest do konca wiadome
Offline
Właściwie wszystko w momencie, kiedy Elżbieta widzi Pemberley, układa się w całość i jest jakby na przekór Elżbiecie - chciałaby zobaczyć jakieś uchybienie, coś, co by świadczyło o braku gustu pana domu, a tu jak na złość - brzegi rzeczki nie są sztucznie upiększane, umeblowanie w sam raz. No i opowieść pani Reynolds o Darcym, która też jest inna niż mogłaby sobie to wyobrażać Lizzy. Wydaje mi się, ze chce dostrzec najmniejsze wady, aby nie dopuścić do serca coraz większego uczcuia - ale zupełnie jej to nie wychodzi.
Rzeczywiście, jakby wszystko sprzysięgło się przeciwko niej.
Od momentu, kiedy przeczytała jego list i dowiedziała się prawdy o Wickhamie, Elżbieta nie czuła się wobec Darcy'ego w porządku. Było jej wstyd za swoje zachowanie i dlatego wolałaby go więcej nie zobaczyć. Podświadomie chyba bała się też, że przy kolejnym spotkaniu będzie się próbował odegrać za wszystkie niesłuszne oskarżenia. Do Pemberley zgodziła się więc pojechać, ale po długich oporach i tylko dlatego, że gospodarza miało tam nie być.
A tu najpierw pani Reynolds przedstawia go jako obraz wszelkich cnót, a potem on sam zjawia się niespodziewanie i jest tak uprzejmy i czarujący, jak nigdy wcześniej.
I cóż ona, biedna, mogła poradzić?
Offline
Nic tylko się zakochać. Georginia ma rację: tamte czasy były zupełnie inne. Ale JA w każdej książce opisuje jak długą i skomplikowaną drogę muszą przebyć młodzi, by być razem. Dzięki temu bardziej doceniają łączące ich uczucie. A dziś? Szast-prast i para po miesiącu ląduje w łóżku. Zero romantyzmu.
Offline
Daj Boże żeby choć po miesiącu ;-)
Mimo wszystko przerażało mnie w tamtych czasach to pobieranie się "po 3 tańcach i jednym spacerze". Tak naprawdę nic się o sobie nie wie po takim czasie. Ba, nawet po kilku latach spędzonych razem w różnych sytuacjach, od momentu zamieszkania pod jednym dachem, odkrywamy czasem, że oto związałyśmy się z kimś kogo w ogóle nie znałyśmy tak naprawdę. Dzis jednak jakoś łatwiej się rozstać, ale wtedy kiedy kobiety były tak kompletnie zależne od swoich mężów perspektywa bycia z taką osobą do końca dni musiała być straszna...
Offline
Zwłaszcza, że rozwód to hańba i grzech najgorszy.
Przytoczę może Charlottę Lucas: szczęście w małżeństwie jest absolutnie kwestią przypadku.
Offline
Alison, to prawda.
Wezmy takiego pana Bingleya, co ta Jane o nim wiedziala tak naprawde? Podatny na wplywy, ulegly wobec przyjaciela, taki troche bezmyslny moim zdaniem, a ona zakochana od razu.
Albo Charlotta o panu Collinsie, albo pan Elton o swojej wybrance itd.
Co oni o sobie tak naprawde wiedzieli przed slubem?
Jak to moglo doprowadzic do szczesliwego pozycia malzenskiego?
Co innego sprawdzic sie w roznych sytuacjach.
Czy w powiesciach JA jest w ogole mowa o dlugich zareczynach?
Offline
Faktycznie, Gosiu nie ma. Ale Lizzy i Darcy trochę o swoich charakterkach wiedzieli, musisz przyznać. Widocznie JA uznawała, że np. po paruset stronach nie ma sensu ciągnąć zaręczyn.
Offline
Wezmy takiego pana Bingleya, co ta Jane o nim wiedziala tak naprawde? Podatny na wplywy, ulegly wobec przyjaciela, taki troche bezmyslny moim zdaniem, a ona zakochana od razu.
Cytując Elżbietę: "Przez te cztery wieczory mogli się byli upewnić, że wolą oboje pikietę od mariasza, jeśli jednak idzie o istotne cechy charakteru, obawiam się, że niewiele zdołali się nawzajem o sobie dowiedzieć."
Offline
Co innego sprawdzic sie w roznych sytuacjach.
Czy w powiesciach JA jest w ogole mowa o dlugich zareczynach?
Ja myślę, że najmądrzejszą w tej kwestii była jednak Charlotta - szczęście w małżenstwie to kwestia przypadku i ciężkiej pracy obu stron. Nawet jak się ludzie sprawdzą w różnych sytuacjach, to i tak niewiele wnosi, bo potem okazuje się, że w domu, na codzień człowieka wykańczają drobiazgi, których na różnych wspólnych wyjazdach czy wakacjach w ogóle się nie zauważało. A mimo to ja znam 2 pary (rodzice moich koleżanek), które pobrały się po 3 miesiącach znajomości i są wspaniałymi parami z kilkudziesięcioletnim stażem. Ale znam też pary, które znały się od dzieciństwa niemal, wiedziały o sobie zdawałoby się wszystko, byli parą od zawsze, otoczenie nie wyobrażało sobie, że mogliby sie nie pobrać, a mimo to po wielu latach niezbyt szczęśliwego małżeństwa rozpadały się. To jednak jest wielka loteria...
Offline
Oczywiscie. Moi rodzice tez znali sie tylko pol roku.
Znam opowiesci o 3 miesiacach, a nawet o dziwo o jeszcze krotszym okresie, po ktorym nastepowal slub a potem bardzo udane pozycie malzenskie.
Bez watpenia to jest loteria, ale moze lepiej ograniczyc ryzyko do minimum.
Offline
Ja myślę, że najmądrzejszą w tej kwestii była jednak Charlotta - szczęście w małżenstwie to kwestia przypadku i ciężkiej pracy obu stron.
Aż się wzdragam żeby przyznać rację Charlotcie, zwłaszcza że to jak było w jej małżeństwie nie zgadza się z moim pojmowaniem szczęścia. No, ale to kwestia gustu... Jednak co do ciężkiej pracy, a w każdym razie nieustannej pracy i to koniecznie obu stron, to się absolutnie zgadzam.
Offline
Nie mylmy pojęć...tzw romantyczna miłość powstała chyba jakoś w dobie romantyzmu,ale przynajmniej została zasilona nową energią...taka miłosć to jest cudna...ale jak w dorbym romansie nie pokazuje się już tego co było po ślubie...bo małżeństwo poniekąd kłóci się z romantyzmem...
Charlotta była faktycznie najmądrzejsza....
Nie bądźcie takie mądralen,w tamtych czasach dziewcze bez posagu i nieurodziwe nie miało różowo...Ilu tych Darcych było i takich historii jakie miała Lizzy?
Charlotta wzbudza we mnie respekt....Lizzy łatwo gadać ,że powinno się wchodzić za mąż z miłości....teraz co najwyżej mogą cię nazwać starą panną,co nie jest już tak obraźliwe jak jeszcze pare lat temu (to nawet na topie jest)a kiedys brak męża oznaczał poważne kłopoty egzystencjalne.Pamiętajcie kobiety nie miały tej pozycji którą mają dziś.
A co do długości zwiążków zgadzam się....ludzie znają się i 10 lat a często małżeństwa się rozpadają,to nie jest kwestia poznania się,raczej zrozumienia,akceptacji,tolerancji,wytrwałości i wielkiego wysiłku...praca,praca i jeszcze raz praca...:-)
Offline
Nie mylmy pojęć...tzw romantyczna miłość powstała chyba jakoś w dobie romantyzmu,ale przynajmniej została zasilona nową energią...taka miłosć to jest cudna...ale jak w dorbym romansie nie pokazuje się już tego co było po ślubie...bo małżeństwo poniekąd kłóci się z romantyzmem...
[...]A co do długości zwiążków zgadzam się....ludzie znają się i 10 lat a często małżeństwa się rozpadają,to nie jest kwestia poznania się,raczej zrozumienia,akceptacji,tolerancji,wytrwałości i wielkiego wysiłku...praca,praca i jeszcze raz praca...:-)
czyli zaloty to romantyzm, a małżeństwo pozytywizm
Offline