Strona po¶wiecona Jane Austen
Nie jeste¶ zalogowany.
Ja jakoś nie mogę zrozumieć tej niechęci do nieszczęśliwych zakończeń, tym bardziej że czasami to one sprawiają, że film jest interesujący i że nie można o nim zapomnieć. Czy możesz sobie wyobrazić Pokutę z happy endem? Ja nie, i nawet nie chcę próbować. Albo Tess - na filmwebie jakiś dziewczyny chciałyby, żeby Tess wyszła za Aleca, bo jest taki przystojny i żeby żyli długo i szczęśliwie, a przecież przez to byłaby to durna historyjka miłosna.
Poza tym ja osobiście nie uważam, żebym miała w życiu wiele nieszczęśliwych zakończeń, szczególnie miłosnych , więc patrzenie na nie w filmie wcale mnie nie dołuje, a wręcz pokazuje, że czasami nie warto się przejmować głupotami, bo mogłoby być znacznie gorzej .
Offline
Ja najbardziej lubię zakończenia słodko-gorzkie - tj. nie całkiem szczęśliwe, ale z odrobiną nadziei/otwartą furtką.
Co do Tess - happy end niekoniecznie, ale czy Thomas Hardy musiał się aż tak znęcać nad swoją bohaterką ? Filmu całego nie widziałam, ale czytałam książkę i rozpacz mnie chwilami ogarniała, jak autor kazał jej się pogrążać coraz bardziej.
Offline
ach tyle sie napisałam i wszystko mi znikło
teraz już straciłam wene troszke.
Pokuty nie ogladałam jeszcze
tess bardzo chciałam zobaczyć ale jeszcze też nie miałam okazji
wiem, ze filmy sie zapamięuje, czy te z dobrym czy te z niekoniecznie dobrym zakończeniem, jak są dobre.
To tylko moje odczucia, jak jest złe zakończenie to ja to bardzo przeżywam, myśle, analizuje i jest mi smutno. Nawet tego wszystkiego nie moge nazwać. Wiem , ze muszą być i takie i takie filmy bo nie wszyscy lubią heppy endy, które potem właśnie określają "durna historyjka miłosna". A ja nic nie poradze, ze takie właśnie lubie. Nie powiem już, ze nawet na bajkach dla dzieci płacze... i to przy dobrych zakończeniach.
Offline
Villemo - ja tez tak mam i uwielbiam durne historyjki milosne (i tez rycze na kreskowkach, a juz filmy familijne w ktorych zwierzatka rozne po wielkiej wloczedze wracaja do domu okupuje fontanna lez ), ale wlasnie dlatego czasem lubie smutne zakonczenia. Bo one duzo mocniej zapadaja w pamiec, nawet jesli sa banalne (a w sumie to z BJ nie jest)
Offline
och no zapadaja... ale czy to dobrze, że tak zapadają. Potem jest tak smutno po nich... tyle pytań "dlaczego" tyle zastanawiania sie, ze przeciez mogło by byc tak albo tak... i zawsze po takim filmie ze smutnym zakończeniem musze obejżeć coś wesołego, bo inaczej to myśle, myśle i mysle i prawie funkocjonowac normalnie nie moge.
Offline
Ja tez mam taka myslice, ale nie ogladam nieczego wesolego. Pozwalam tym myslom plynac swobodnie - bo ja lubie od czasu do czasy taka chwile smutnej refleksji i gdybania
Offline
Mam tak jak Ty, Aine. Poza tym ogólnie ja lubię myśleć, analizować, zastanawiać się, gdybać, a jednak zakończenia szczęśliwe nie pozwalają na takie przemyślenia jak te mniej szczęśliwe .
Offline
ale po szczęśliwych zakończeniach można błogo sobie pomysleć, ze to tak fajnie, ze im sie udało, ze sie ułożyło i można sobie powyobrażać jak im sie dalej wiedzie... A znając charaktery i upodobania bohaterów można sobie wyobrazic ich kłótnie, zeby nie było za wesoło a potem "godzenie"
ogladam rózne filmy i czytam różne ksiązki i nie wszystkie mają dobre zakończenia i to nie to przesądza, czy dany film/książka mi sie podoba czy nie.
Offline
Po szczeliwych zakonczeniach poswiecam bohaterom moze 10 minut mysli i to zazwyczaj watkom pobocznym, po nieszczesliwych czasem i kilka dni - jesli we mnie siedzi.
Nie wyobrazam sobie nigdy pozniejszego zycia bohaterow - bo zawsze uwazalam, ze nie wchodzi sie 2 razy do tej samej rzeki. Przeciez skoro scenariusz mowi wyraznie "I zyli dlugo i szczesliwie", to znaczy ze zyli dlugo i szczesliwie. I nudno. A ja nudnymi rzeczami sie nie zajmuje
Albo ktos mi serwuje sage - wtedy z miejsca mam przekroj przez lata, albo wycinek z happy-endem, ktory jest taki jak i miliony innych szczesliwych zakonczen. Szkoda mojego czasu na przemyslenia.
Offline
no ja też własnie tak mam, ze poświecam im kilka dni - tym niekoniecznie szczęsliwym... ale chyba niespecjalnie to lubie.
nudne... nie sądze żeby życie Lizzy i Darcyego było nudne
może Jane i Bingleya tak - ale o nich nie myślałam
Offline
A dlaczego nie mialoby byc nudne? Lizzy to rozsadna kobieta, Darsik spokojny introwertyk. Dzien za dniem bedzie wygladal identycznie przez reszte zycia - spacery, posilki, okazjonalnie jakis pojedynczy bal. Potem pojawia sie dzieci, troche rewolucji zrobia i znowu bedzie spokoj. Nudy-nudy-nudy. Juz predzej Bingley i Jane beda mieli barwne zycie, bo on to niespokojny duch, a ona podda sie kazdemu jego szalenstwu ciagle imprezy, bale, wyjazdy.
Offline
oj, a niech tylko wpadnie do nich Lady Katarzyna i porozkazuje Lizzy na temat wychowania i wykształcenia dzieci, albo Collinsowie... Mysle, ze mimo, ze sa podobnie to i tak nie zawsze ze sobą zgodni... a to Darcy by czegos nie powiedział, a Lizzy by sie domyślała niewiadomo czego itp. Lizzy jest rozsądna ale czasem polega na błędnym osadzie to też moze przynieśc wiele ciakawych sytuacji. Pozatym jej cięte uwagi nie zawsze muszą sie podobac Darcyemu
niewydaje mi sie, ze Jane miałaby az tak ciężko, przeciez Bingley jest uległy wystarczy, żeby go przekonała albo jeszcze lepiej napisała do Lizzy a ona powiedziała to Darcyemu a on już na pewno by uspokoił Bingleya
Pozatym w końcu osiedli na stałe niedaleko Pemberly a to już powoduje, że obie rodziny beda miały dość wesoło.
Offline
Wiedza na temat czasow i obyczajow w połaczeniu z garscia wiedzy psychologicznej pozwala mi snuc dalekoidace wnioski, ze Lizzy i Darcy beda mieli jednak strasznie nuuuudne zycie. Na poczatku moze i bedzie wesolo, ale Lizzy ma do prowadzenia olbrzymi dom, pełno służby - to bardzo absorbowalo ambitne panie domu (a taka Lizzy z cala pewnoscia byla). Z czasem gdy rodzina sie powiekszy po obu stronach gwarantuje, ze juz siostry tak czesto spotykac sie nie beda. Okazjonalnie zjawi sie pan Bennet szukajac azylu przed zona. Charlotta jako pastorowa ma w sumie duzo wiecej obowiazkow i Collinsowie tez nie beda wpadac zbyt czesto. Collins nie moze sobie pozwolic na dlugie wyjazdy, jest zreszta dosc wygodny i dla niego to raczej dluga podroz. Moze jedynie liczyc na zmiane protektora, ale Darsik bedzie z cala pewnocia trzymal go na dystans - w przeciwienstwie do Lacy C nie lubi pochlebcow.
Lady Katarzyna nie wpadnie - dlatego, ze nigdy nie zaakceptuje Lizzy jako swojej powinowatej. Dla niej Darcy przestal istniec. Duma jest wazniejsza niz rodzina.
Lizzy ma ciety jezyk, ale jest bystra i ma w sumie duzo kultury i dosc szybko stanie sie zona, ktora jest duma meza o takiej pozycji jak Darsik. To, ze sie wieloma rzeczami nie przejmuje tak jak Jane tylko ulatwi jej zycie u boku Darsika. Jednakze nie zmieni jego introwertycznej natury. Przeciez on nie akceptowal przyjaciela takim jakim byl, tylko chcial go zmienic, dostosowac do siebie. Lizzy tez bedzie probowal i wydaje mi sie ze tutaj moga sie pojawic zgrzyty - ale nie klotnie. Predzej "ciche dni". Czy to jest ciekawe? Nie. To jkest nudne przeciez
P.S. Nie napisalam, ze Jane bedzie miala ciezko, a ze bedzie miala duzo ciekawiej. Ona jest zapatrzona w meza i bedzie usprawiedliwiac kazdy jego czyn, a zreszta Bingley nie bedzie robil nic zlego - bale, polowania, rozne rozrywki. Nie zawsze bedzie mogla, a moze tez i chciala angazowac Lizzy w swoje malzenstwo, bo niby po co? Charles jest przeciez taki wspanialy. Nawet jesli bedzie zmeczona - nigdy mu niczego nie odmowi, nigdy sie nie poskarzy, bo widzac jego entuzjazm, nie bedzie miala serca.
Offline
pewnie masz dużo racji w tym co piszesz, ja nie mam takiej wiedzy psychologicznej, na temat czasów i obyczajów. Wiem tylko tyle ile przeczytałam w powieściach i czasem jakieś ciekawostki o epoce w necie.
Jednak w jednym sie z Tobą nie zgodze LadyKatarzyna bedzie odwiedzać Pemberley, jest to napisane w książce. Pomimo oburzwenia na wieśc o małżeństwie Darcyego i mimo skalania lasów tamtejszych obecnością takiej Pani i wujostwa z City, zgodziła sie łaskawie po krótkich i słabych oporach zlożyć im wizyte. JA pisze jeszcze, ze niechęć ciotki została przełamana może przez miłość do siostrzeńca a może przez ciekawość jak też daje sobie rade jego młoda żona. A to daje nam pole do wyobrażenia, ze nie była to jedyna wizyta. nie mówie, ze były to niewiadomo jak czeste wizyty, ale z całą pewnoscią odbywały sie.
Co do nudnego życia Lizzy, to przecież to postać fikcyjna wiec można chyba sobie wyobrażac, że po takich perypetiach przed ślubem, po również nie było nudno
tak naprawde to jest mało prawdopodobne, żeby takie małżeństwo wogóle było zawarte w tamtych czasach, biorąc pod uwagę brak posagu u Lizzy, jej koneksji a pozycji i majątku Darcyego.
Offline
wiesz, w historii zdarzaly sie wielkie milosci i wielkie milosne malzenstwa - ot nasz Jan III i Marysienka. Jakby poczytac ich listy, to widac jak wielkie bylo miedzy nimi porozumienie, milosc i pozadanie - czasem kampanie trwaly kilka miesiecy, a on byl ewenementem, bo zawsze zachowal jej wiernosc, czasem sobie pofolgowal piszac do niej sprosne listy. Znany jest jeden, w ktorym pisze jej o rozmowie jaka sobie ucial z jednym z wysokopostawionych jencow tureckich i o nowych sekretach alkowianych, ktorych sie od niego dowiedzial i jak sie nie moze doczekac powrotu i wprowadzenia slow w czyn
Nawet jesli znam realia historyczne i wiem, ze taka para jak nasi Sobiescy to ewenement na skale Europejska (byli na ustach wszystkich na wszystkich europejskich dworach ), to i tak lubie sobie myslec, ze nasi bohaterowie fikcyjni przezywaja podobne uniesienia jak nasza para krolewska. Bardzo podoba mi sie ekranizacja perswazji z 97 (chyba) roku z Ciaranem Hindsem i amanda rooth, gdzie jest mala proba zaprezentowania tego, jakie bedzie ich wspolne zycie
Offline
no wiem, ale wyjatki potwierdzają regółę...
wiele też było małzeństw zaaranżowanych już od kołyski, a młodzi nie mieli nic do gadania.
Pewnie, że miło jest poczytać, pomarzyc itd. Ja też to lubie i tak robie.
Dlatego też pewnie JA pisała własnie o takich przypadkach , miło jest myśleć, ze mimo wszelakich przeszkód dwoje ludzi którzy sie pokochali sa razem i im sie udało... przecież to piękne...
a ekranizacji tej niestety nie widziałam... tylko ta z 2007r. ale bede nadrabiac zaległości
Offline
Dlatego wlasnie pisze, ze nasi Sobiescy to ewenement na skale swiatowa (bo w tym czasie swiat to Europa ) W najlepszej sytuacji mozna bylo trafic na meza/zone, ktorego sie lubilo lub szanowalo.
JA tworzyla powiesci dla kobiet i dlatego musialy sie zakonczyc happy endem. Taki wymog czasow - woz albo przewoz, gorace lub zimne, czarne lub biale, happy end lub tragedia:)
Offline
Tak sobie myślę, ze dzisiejsi czytelnicy tez od czasu do czasu lubia poczytać powiesci z happy endem, bo zycie jest brutalne. Z gazet leci krew i rózne tragedie, z ekranów tv to samo począwszy od wiadomosci, a na nocnych filmach (niektórych) skończywszy, o pracy od czasu do czasu nie wspomnę i wtedy powieść JA daje ten malutki plasterek miodu na skołatana głowę i serce. A jesli nie książka to ekranizacja i to lubię-bardzo, bardzo ...
Offline
Ja wiadomosci o katastrofach nie slucham, jesli juz to polityke i wiadomosci z kraju i swiata - zeby wiedziec co sie dzieje. Wychodze z zalozenia, ze to czy bede wiedziec czy nie, ze na poludniu USA szaleje huragan, a w Singapurze bylo trzesienie Ziemi - ani niczego nie zmieni, ani niczego nowego do mojego zycia nie wniesie . Dzisiaj sie wkurzylam artykulem Rzeczpospolitej - szmatlawiec ma u mnie kreche, ale tak ogolnie to dosc chlodno odbieram wszelkie newsy. Tak jak pisalam - happy endy lubie, ale trag-endy cenie.
Offline
W nawiązaniu do "Rzepy". Ja czytam tam tylko żółte strony, a dla rozrywki tegoż samego koloru strony w "Gazecie Prawnej". Obie gazety piszą dokładniej co innego na ten sam temat, a która z nich szmatława - obie!!!
Offline
pewnie tak - ale tej taniej pogoni za sensacja i niszczenie idei (chodzi mi o afere z Krewniakami) jest dla mnie po prostu niezrozumiale.
Offline
czytelniczko czytasz żółte strony... ja również! teraz bardziej tylko z GP a nie z RZ. Ale zawsze sie śmieje, że już tylko czekają mnie żółte papiery od tych wszystkich motań... ech...
pozatym podpisuje sie pod tym co napisałaś
jak najbardziej sie z tym zgadzam. Tyle na około jest tragedi i złych zakończeń , ze miło sie oderwac w świat powieści gdzie wszystko dobrze sie kończy
a życie jest szare... a szkoda, ze nie można powiedzieć i stosowac tej zasady białe albo czarne, o wiele łatwiej by było...
Offline
Pokrewna duszo moja Villemo -jak już przebrniemy lichość , albo jak chcesz szarość dnia codziennego to JA jest najlepszym lekarstwem ( choć pewnie i parę innych twórców także )
Offline
jest lekarstwem... oj jest
Offline