Strona poświecona Jane Austen
Nie jesteś zalogowany.
Witam wszystkich!
Ciekawi mnie jakie cechy charakteru u jakiego bohatera z powie?ci Jane Austen cenicie najbardziej lub przeciwnie, których nie mo?ecie znie??. Mo?e s? bohaterowie, którzy maj? cechy, o których posiadaniu marzycie?
Ja osobi?cie podziwiam Elizabeth za jej pewno?? siebie oraz odporno?? na humorki jej matki oraz Lady Catherine de Bourgh. Mnie niestety cz?sto w takich sytuacjach w jakich stan??a Elizabeth ( np. odwiedziny Lady Catherine z zamiarem wybicia jej z g?owy przyj?cia potencjalnych o?wiadczyn pana Darcy'ego ) cz?sto brakowa?o wytrwalo?ci i pewno?ci siebie, których pe?na by?a Lizzy.
Offline
Tak sobie mysl? , ze Elizabeth mia?a mnóstwo okazji , ?eby bardziej ostro potraktowa? cho?by Lady Katarzyn? , a jednak ograniczy?a si? do wypowiedzi , która nie mówi?c wprost powiedzia?a wszystko i to jak stanowczo .
By?y to jednak inne czasy i napewno ludzie wi?cej ze sob? rozmawiali , dlatego te? sztuka mówienia nie by?a im obca.Jak?e czasami jeste?my od nich mniej rozmowni i skromniej wyra?amy w s?owach nasze emocje .Pewnie jest to wina " samotno?ci w t?umie " jak mawia moja babcia.Ja te? jestem pe?na podziwu dla Lizzy
Offline
Nie do konca sie zgadzam z tym, ze rozmawiali wiecej ze soba. Na pewno mowili do siebie wiecej, ale byly to przede wszystkim rzeczy trywialne i nic tak naprawde nie znaczace, typu pogoda w Amsterdamie czy stan drog w Jakimstamshire. I wlasnie owa trywialnosc rozmow to rzecz, ktorej najbardziej nie lubie w bohaterach JA. Zaraz obok ich patologicznego snobizmu klasowego - az sie chce zaprosic Robespierre'a zza Kanalu, by ustawil gilotynke albo dwie... ;-)
A co do rzeczy, ktore nalezy podziwiac, to hmmm... chyba ich cierpliwosc. W wielu sytuacjach, w ktorych ja bym starym sarmackim zwyczajem posiekal szabla tego czy owego delikwenta na plasterki, oni jeszcze zapraszali drania na piknik czy wycieczke.
No, chyba, ze sypali po kryjomu sol do herbaty... ;-D
Offline
Mike Moriarty napisał:
A co do rzeczy, ktore nalezy podziwiac, to hmmm... chyba ich cierpliwosc. W wielu sytuacjach, w ktorych ja bym starym sarmackim zwyczajem posiekal szabla tego czy owego delikwenta na plasterki, oni jeszcze zapraszali drania na piknik czy wycieczke.
No, chyba, ze sypali po kryjomu sol do herbaty... ;-D
Gdyby jednak posieka? wszystkich , nie by?oby nawet do kogo ust otworzy?.Wida? nie lada sztuka by?o znosi? obecno?? kogo? kogo si? nie cierpi i nie za bardzo to okazywa?.Wydaje mi si? , ?e ludzie z czasów JA mieli wi?cej czasu naq to , aby poby? sam na sam ze swoimi my?lami . Nie dotyczy?o to wprawdzie wszystkich i nie zawsze owe przemyslenia by?y cenne , ale by?y . S?dz? równie? , ?e ta cecha jest wielu nam wspó?czesnym obca. W panuj?cym dooko?a szumie informacyjnym nie zawsze umiemy tak skutecznie by? sam na sam ze soba.
Offline
No, nie do konca bym sie zgodzil. Znosic obecnosc kogos, kogo sie nie cierpi, i jeszcze slodzic mu / jej komplementy? To nie uprzejmosc i juz na pewno nie sztuka. To zwykly masochizm spoleczny.
Zgodze sie, ze czasy JA dawaly wiecej okazji, by pobyc w samotnosci. Moim zdaniem, byla jednak i druga strona tego medalu - silne ograniczenia w doborze towarzystwa. Widac to dobrze w filmie "Miss Potter" - chociaz tam akcja dzieje sie niemal sto lat pozniej i w dodatku w wielkim miescie, bohaterka, choc przeciez majaca juz 30 lat, jest tak silnie ograniczona konwencja spoleczna, ze nie ma wlasciwie zadnych przyjaciol czy przyjaciolek i zyje w samotnosci, jesli nie liczyc rodzicow.
W czasach JA, wybor towarzystwa byl tak ograniczony, ze wlasciwie nie byl wyborem. Zylo sie w kajdanach strachu przed towarzyska degradacja spoleczna, w karcerze waskiej grupy ludzi rownych statusem. Okrrrrropnosc!
Offline
Mike Moriarty napisał:
W czasach JA, wybor towarzystwa byl tak ograniczony, ze wlasciwie nie byl wyborem. Zylo sie w kajdanach strachu przed towarzyska degradacja spoleczna, w karcerze waskiej grupy ludzi rownych statusem. Okrrrrropnosc!
Niektóre ?rodowiska zachowa?y to do dzi?
Offline
Tak. Ale teraz to sa niektore. Wtedy byla wiekszosc. :-)
Offline
Wiesz Mike, my?l? ?e nawet wi?cej ni? niektóre. Tylko teraz klasy spo?eczne cz??ciowo si? wymiesza?y i do?? silnie si? przenikaj?, wszelkie grupy towarzyskie ??cz? ludzi b?d? to zale?nych od siebie (zarówno finansowo, zawodowo jak i prywatnie), b?d? dziel?cych zainteresowania, b?d? mieszkaj?cych na niewielkim obszarze, b?d? po prostu dla posiadania "kontaktów". I w ka?dej z takich grup istnieje mniej lub bardziej widoczna presja, ?eby nie wychodzi? poza pewne ramy. Wszelkie odst?pstwo wci?? powoduje alienacj?.
Offline
Mo?e i jest tak, jak pisze Dione, ?e takich ?rodowisk jest wi?cej, ale te? wydaje mi si?, ?e nacisk wewn?trz grup jest mniejszy - przecie? nikt nie zostanie skazany na wieczn? banicj? i tak pot?piony przez ?rodowisko, ?eby inne osoby (a cz?sto nawet przyjaciele) ba?y si? z ni? rozmawia?, bo same mog? zosta? wykluczone - a w XIX wieku to si? zdarza?o. No i jak napisa?a? - grupy si? wymiesza?y - wykluczenie z jednej pozwala odnale?? si? w drugiej, która wcale nie musi by? gorsza.
Offline
A czy Polska sarmacka byla pod tym wzgledem lepsza? Nie sadze. Piszesz Mike o tym, ze Anlicy gadali o dupie marynie z wrogami, a Polak sieklby szabelka - mozliwe, ale wylacznie w kregach szlachty nieokrzesanej, go?oty, wojskowych. Wsrod arystokracji sztuka konwersacji i fa?szu by?a opanowana do perfekcji. Druga rzecz, ze zapominamy jednak o tym, ze czasy austenowskie przypadaja na okres napoleonski - w tym czasie sarmata by? uznawany za warcho?a. A nawet i w sarmatyzmie polskim staropolska goscinnosc zakladala nie tylko przyjecie goscia z chlebem i sola, ale wrecz oddanie mu wszelkiego przedmiotu, ktory sobie za?yczy? (bohaterzy powie?ci JA jednak tego nie praktykowali ).
Co do ograniczen spo?ecznych - rzeczywiscie tutaj zgadzam sie. Ca?o?? prowadzi?a do pewnego rodzaju ubezw?asnowolnienia - zczegolnie jednostek wybitnych.
A z ulubionych postaci - zawsze i wszedzie pan Bennet i pan Palmer, ze te sama zgryzliwosc i zlosliwosc. Rzecz jasna duzo przyjemniej jest gdy jest ona skierowana na innych z postaci zenskich - chyba Eleonora. Ma wszystkie cechy, ktorych nie mam, a ktore bardzo cenie i chcialabym miec.
Offline
Najbardziej lubi? Lizzy i Darcy'ego za inteligencj? i wewn?trzn? si??, a najmniej pana Benneta do którego sama jestem najbardziej podobna, za co go w?a?nie nie lubi?, bo przypomina mi o wszystkich moich s?abo?ciach.
Offline
Ja lubie Eleonore za twarde stapanie po ziemi i nieustanna pogode ducha oraz Lizzy za umiejetne laczenie zlosliwosci i dobrego wychowania . I jeszcze lubie pana Collinsa za ogromne samozadowolenie ;P.
A propo rozmow, to dzisiaj tez sporo ich jest na tematy trywialne. W sumie stwierdzam, ze ciezko prowadzic jakies bardziej wnikliwe dyskusje, kiedy sie nie zna drugiej osoby albo wlasnie zna, alenie chce wejsc na zapalny temat. Ale to moze tez kwestia podejscia do pewnych spraw - ja np nie podniecam sie polityka,bo mnie ogolnie nudzi, ale moj szef potrafi zabic jak nie przekona do swojego zdania ;P.
Offline
Ja mam podobnie jak Sylwia - z tym, ze postac inna Nie lubie Marianny bo uosabia wszystkie cechy, ktorymi pogardzam, wszystko, czego w sobie nie znosze. Eleonore i Lizzy lubie za to, ze sa takie, jaka zawsze chcialam byc. Pana Benneta i Henrysia uwielbiam za to, ze maja cechy, ktore lubie u mezczyzn.
Offline
ja rozumiem Marianne, bo sama by?am podobna jak by?am w jej wieku i w pewnym sensie za jej wybór Brendona, bo ja nie potrafi?am zrezygnowac z marzen o tej wielkiej mi?o?ci. A uwielbiam Lizzy bo zawsze wie co ma powiedzie? i to tak , ze bedzie to zapami?tane, ja nie potrafie, zawsze sie zacinam, potem jak jestem ju? sama i analizuje - to wy?ucam sobie, ze mog?am to powiedziec, albo to i z?o?? mnie ogarnia. Eleonore za to , ze jest rozs?dna i potrafi panowac nad emocjami - czego ja nie potrafie. Lubie te? Jane za jej dobro?, za to ?e w ka?dym widzi dobro, ka?dego potrafi wyt?umaczy?.
I lubie te? Katarzyne - za jej wyobra?nie
Emme za pewno?? siebie i swoich sadów.
a z m??czyzn oczywi?cie pan Darcy - jako idea?
pan Henry Tinley - za to ?e wybacza? niedoskona?o?ci i wobra?enia Katarzyny.
Mr. Knightley - ma to co?
Offline