Strona poświecona Jane Austen
Nie jesteś zalogowany.
AineNiRigani, ja tylko sobie troch? ?artuj? z twoich wo?ków zbo?owych Swoj? drog? bardzo spodoba?o mi si? to okre?lenie. My?l?, ?e w pe?ni odzwierciedla niektóre postacie, o których rozmawiamy w tym w?tku. Mój post by? aluzj? do twojego komentarza, ?e "takie jest ?ycie".
Kartki powie?ci s? akurat czarno-bia?e, tak jak i ich bohaterowie. Jestem przekonana, ?e tak jak nie uto?samiasz aktorów z odtwarzanymi przez nich rolami, tak te? nie przenosisz powie?ciowych wzorców do rzeczywisto?ci. W kwestii aktorów ju? si? zgodzi?y?my
A co do Bingleya to my?l?, ?e Jane nie b?dzie sobie wyrzuca?a po?lubienia takiego m??czyzny, bo -tak jak ju? wcze?niej pisa?am- raczej nie ukrywa? swojego charakteru. A je?li b?dzie musia?a si? wszystkim zajmowa?- to zwa?ywszy na jej sk?onno?? do t?umaczenia s?abo?ci innych ludzi- nie b?dzie mia?a do niego absolutnie ?adnych zastrze?e? i pretensji.
Ostatnio edytowany przez in_ka (2008-09-30 18:42:27)
Offline
uffff... Zem odetchne?a
Wolek zbozowy jest okresleniem z wszech miar uniwersalnym. Moze oznaczac wszystko i nic - zarazem. I jedynie wypowiadajacy je wie o co mu chodzi - tak de facto
A Jane z cala pewnoscia nie bedzie sobie wyrzucac czegokolwiek - w koncu lepszy rydz niz nic. Doskonale zdawala sobie sprawe, ze nie stanowila specjalnie atrakcyjnego kaska na rynku malzenskim, a pod wzgledem materialnym trafila naprawde niezle...
Z cala pewnoscia nie miala wiekszego wyboru, a jesli w chwili slubu darzyla meza miloscia, moze uznawac sie za prawdziwa szczesciare. Ale jestem z pewna, ze w konfrontacji z proza zycia, ta milosc jej przejdzie...
Offline
A ja wr?cz przeciwn? nadziej? posiadam...
Offline
A ja jestem pewna , ?e Jane z ?agodnym i pogodnym charakterem , pozbawionym z?o?ci, zawi?ci i zawzi?to?ci w z?ym znaczeniu tego s?owa , nigdy nie b?dzie w ma??e?stwie nieszcz??liwa . Nawet gdyby uczucia Bingleya och?ód?y , co jest ma?o prawdopodobne , znajdzie rado?? w dzieciach i opiece nad zale?nymi od niej lud?mi . Nie przyk?adajmy wspó?czesnej miary do stosunków spo?ecznych sprzed 200 lat . Dzi? wszyscy chc? , ?eby ma??e?stwo to by? jeden nieustaj?cy ?piew w chmurach i ?eby wszystko samo si? uk?ada?o , a jak nie - to rozwód raz dwa trzy . Wtedy ka?da dziewczyna wiedzia?a , ?e musi wyj?? za m?? i jakie podejmie przez to obowi?zki do ko?ca ?ycia , tak jak dzi? ka?da wie , ?e musi zdoby? zawód . Wtedy by? zawód "?ona" i mi?o?? - aczkolwiek dobrze by?o , je?eli by?a - nie by?a ani warunkiem sine qua non , ani si?? nap?dow? ma??e?stwa .
Offline
Nie patrze na postaci austenowskie przez wspolczesny pryzmat. Nie pisalam o rozstaniach, a o szczesciu w malzenstwie. I chociaz to pewne, ze Jane bedzie sie spelniac jako matka, nie mam tej pewnosci, czy w pewnym momencie nie przestanie byc szczesliwa jako zona - wlasnie dlatego, ze rozstanie w gre nie wchodzi.
Offline
Nie jestem pewna , czy szcz??cie by?o parametrem branym pod uwag? w ma??e?stwie... Raczej prokreacja , obowi?zek , pozycja spo?eczna , konieczno?? ekonomiczna czyli ?ród?o utrzymania . Ale mo?e si? myl?
Offline
A co to ma wspolnego z teoretyzowaniem na temat przyszlosci malzenstwa Jane?
Offline
Mo?e nikt nawet nie my?la? o czym? takim jak "szcz??cie w ma??e?stwie". Mówiono wtedy raczej o dopasowaniu czy o kochaniu si?, a jak nie by?o "dopasowania" czy "mi?o?ci", to o pozycji czy bywaniu w towarzystwie. "Szcz??cie w ma??e?stwie" to w tamtych kategoriach raczej pieni?dze. JA pisze jak wa?ne jest wyj?cie za m?? z mi?o?ci, bez roztrz?sania wcze?niej czy kto? b?dzie dobrym m??em czy nie. Dla autorki sama ta mi?o?? jest gwarantem pó?niejszego szcz??cia.
Offline
... a jak z kolei dyktuje doswiadczenie - kiepski to gwarant
Szczescie w malzenstwie nie zawsze bylo pojeciem abstrakcyjnym, ale malzenstwo z milosci - najczesciej tak. Zwiazek Sobieskiego i Marysienki to wyjatek potwierdzajacy regule Tylko nadal nie rozumiem zwiazku ...
Offline
Widz?, ?e nie ma oddzielnych tematów o filmowych Perswazjach, wi?c pisz? tutaj. Wiadomo, wersje Perswazji s? dwie, z "brzydkimi lud?mi" z 1995 roku i "ze ?licznym Rupercikiem" z 2007. Moja wspó?lokatorka, która zdaje si? zajmowa? tylko ogl?daniem filmów, trafi?a niedawno na wersj? 2007 i stwierdzi?a, ?e cho? inne ekranizacje Austen (DiU 1995, RiR 1995, Emma z KB) jej si? podoba?y, to to jest kiepskie i trudno uwierzy?, ?e to te? JA. Rupert nie podoba? jej si? ani troch?, w sumie - nic jej si? nie podoba?o . Wi?c da?am jej do obejrzenia wersj? 1995, cho? troch? bez przekonania, bo jednak do tej wersji trzeba si? przekona?. Ale, ku memu zdziwieniu, wspó?lokatorka stwierdzi?a, ?e film jest genialny, Anne bardzo ?adna, a - tego to si? ju? kompletnie nie spodziewa?am - kapitan-Ciaran boski. Naprawd? mnie to zaskoczy?o, bo sama do tej ekranizacji tak naprawd? przekona?am si? przy 3-4 obejrzeniu, a i nawet wtedy nie by?am ani troch? bliska pa?ania mi?o?ci? do Ciarana
.
Offline
Ciaran ma cos w oczach. Osobiscie przy pierwszej projekcji Perswazji 2007 by?am zachwycona, ale jest to wersja, ktora przy kazdej kolejnej projekcji tracila na wartosci (a moze ja przestawilam sie po przeczytaniu recenzji krytycznych? ) Teraz w miare ogladania widze same niedoskonalosci - i jest ich coraz wiecej. Poczatkowo ppodobalo mi sie to, ze anna nie jest ladna - bo przeciez taka miala byc. Myslalam, ze bedzie tak, jak w Perswazjach 95, ale nie bylo. W iare kolejnych minut brzydla coraz bardziej, az do momentu kulminacyjnego z najwstretniejszym pocalunkiem w historii kina.
Rozdraznilo mnie tez podanie wszystkiego na tacy - juz w polowie Wenworth deklaruje sie z uczuciem do Anny - rzecz jasna przyjacielowi, ale przez to nie ma tego napiecia , ktore narastalo podczas czytania i ktorego kulminacja byl list.
Perswazje 95 przekonaly mnie od razu - co mnie w sumie dziwi, bo nie dosc, ze ksiazke przeczytalam potem, to film by z wloskim dubbingiem Ale mimo to spodobala mi sie historia i napiecie stopniowo budowane. Ale tak naprawde zachwyca mnie sposob w jaki nakrecono przemiane Anny - z brzydkiej, szarej myszki rozkwita?a, milosc dodawala jej oczom blasku i w pewnym momencie pod koniec filmu widac, ze jest po prostu ?adna. Bije poklony Amandzie i jej kunsztowi aktorskiemu. Ciaran nie byl dla mnie wymarzonym kandydatem na pu?kownika, ale jak pisalam - on ma cos w oczach. Drazni mnie jego zgryz okrutnie, ale te oczyska ma piorunujace.
Offline
na kapitana chyba?
Offline
No, wiesz, mo?e Aine chodzi?o o awans -- w ko?cu ten splendor spadnie i na Ann? Tyle, ?e pu?kownik to w armi l?dowej, za? kapitan to na komandora, admira?a móg?by awansowa?
PS.
Jak to by?o? Dwie panie spotykaj? si? w salonie, jedna pyta o okr?t, którego obraz wisi na ?cianie:
-- A! Kr??ownik HMS Suffolk. Co za wspania?y okr?t! A jaka za?oga! Ci marynarze -- musia?aby? ich pozna?. Dowodz? nim. Przez m???, oczywi?cie.
Ostatnio edytowany przez pak4 (2008-12-04 09:04:51)
Offline
a widzicie - tak ogolnie to chodzilo mi o porucznika - to pierwszy stopien na drodze do awansu (a o awansie na morzu pisalam ciutke wczesniej) - i za bardzo mi sie utrwalil.
Szkoda tylko, ze zamiast odniesc sie do tresci, dyskusja potoczyla sie jak w tym dowcipie o bacy i drzewach - co to za las...
Offline