Strona po¶wiecona Jane Austen
Nie jeste¶ zalogowany.
Czy ja wiem? W gniewie i pod wpływem zranionych uczuć człowiek mówi często rzeczy, których potem żałuje. A nie wszyscy mają taki charakter, żeby u nich wybaczyć=zapomnieć. Nie chciałabym być nigdy świadkiem kłótni między Lizzy i Darcym, kiedy on będzie jej wypominał, że nienawidziła go z powodu plotek ze strony Wickhama i na dokładkę rozpowiadała te plotki dalej . Czyli taki antyromans jest może i romantyczny z naszej strony, ale życie weryfikuje takie sytuacje i czasami nie są one takie różowe jakbyśmy chciały.
Offline
Rosenblaetter napisa³:
A co do patrzenia w oczka...kiedy według Was mija to najgorsze stadium? Statystycznie? Albowiem na własne oczy podziwiam parę znajomych, dwójki inteligentnych, pełnych rozsądku ludzi którzy po niemal 1,5 roku nadal nie potrafią się rozdzielić n:]
Ja znam takich, którzy mają 25 i 26-letnie dzieci. Reszta bez zmian j/w.
Cały czas wszyscy się głowią jak oni to robią m
Ale tutaj był antyromans na początku A potem romans z przeszkodami (nie akceptowali go jej rodzice. Bo miał długie włosy, skórzaną kurtkę, nie miał stałej pracy i - o zgrozo!! - jeździł na motorze )
P.S. Nie sądze, aby Darcy wypomniał kiedyś Lizzy ta historie z Wickhamem. Lizzy została wprowadzona w bład i raczej pretensje mozna miec jedynie do Wickhama. Oboje zostali oszukani, nic więcej. Nieporozumienie nie wynikało z charakteru żadnego.
Co innego kwestia słynnej "znośności" urody Lizzy, ale niewystarczającej do zadowolenia Darcy'ego
to móglby być temat zapalny
Ostatnio edytowany przez AineNiRigani (2007-08-01 17:39:58)
Offline
Mógł być.
Tylko Wam zwrócę uwagę, że zapominacie w dyskusjach o antyromansach o jednym -- co, jeśli na prawdę jedno z dwojga (lub oboje) jest wredne?
(A właśnie wczoraj na moim osiedlu pewna kobieta popełniła samobójstwo. Powód -- walka o dziecko po rozwodzie. Podobno od początku on był wredny, ale ona się uparła... No i się skończyło jak skończyło :'( )
Ostatnio edytowany przez pak4 (2007-08-01 19:26:10)
Offline
Co do tej wredoty( co za słowo) to na pewno sa jakieś granice.W powiesci tak nie jest , bo to nie życie .Tam kończą się wszystkie niedomówienia szybko, a w życiu niestety zamiast sie konczyć - narastaja.O efektach ( tragicznch ) pisze pak4
Offline
jak dla mnie - to jedynie skrajny przypadek. Znam wiele udanych małżeństw rozpoczynajacych sie od antyromansu i wiele rozwodów po wielkiej miłości od pierwszego wejrzenia ...
Pak - to nie był antyromans, tylko niszczęsliwy romans. On ja nigdy nie kochal, a moze ona kochala w nim tylko wyzwanie? Ja nie wierze w "zmiany po ślubie" na lepsze. Trzeba naprawde wielkiego samozaparcia aby się zmienić. Miłośc może to dać - ale ta prawdziwa, co kruszy skały i topi lód. A w tą z kolei - sorki - nie zawsze wierzę...
Offline
Aine:
oczywiście, że to jest skrajny przypadek, tyle że jak mam nie myśleć o skrajnych przypadkach, skoro to się stało we wtorek? Zresztą kobietę znałem, może niezbyt blisko, ale wspominałem (nie tylko ja) wyłącznie serdecznie, bo była bardzo sympatyczną i uczynną osobą.
Co do 'antyromansu' -- ja cały czas zastanawiam się, jakie są granice stosowania tego pojęcia.
A poza tym podkreślam, że użyłem słowa 'jeśli'. Pisząc o 'antyromansach' rozpatrywałyście przypadek, gdzie to pierwsze wrażenie (jak w DiU) jest błędne. A co, jeśli to ono jest prawdziwe?
PS. Niedawno wpadło mi w ręce jakieś dziwaczne pouczenie, w którym twierdzono, że owszem, miłość potrafi czasem zmienić, ale tylko przed ślubem. W gruncie rzeczy, to jak znam nieudane małżeństwa, już zwykle przed ślubem można było określić, że będą miały problemy, tyle że zakochani woleli tego nie widzieć.
Offline
Ja może troszkę mam skrzywione podejście, ale wydaje mi się, że taka prawdziwa miłość, o której wspomniała Aine jest tylko jedna. Że tylko jedna osoba jest tą naszą drugą połówką. Natomiast człowiek często ulega zauroczeniu, czy nawet zakochaniu (które swoją drogą według mnie z miłością nie ma nic wspólnego). Te chwilowe zauroczenia bierzemy za miłość, a po pewnym czasie stwierdzamy, że było pomyłką. Jednym jest dane spotkać swoją połówkę od razu, inni wiele razy się mylą a potem nagle trafiają, a niektórym wcale nie jest to dane. Są też tacy, który po prostu przegapiają swoją jedyną miłość. Ja twierdzę, że jeśli związek dwojga ludzi jest nieudany, to znaczy, że nie byli stworzeni dla siebie, tylko tak im się w pewnym momencie zdawało. Jak powiedział któryś z mądrych ludzi: "mylić się jest rzeczą ludzką".
Offline
Ja zgadzam się z Dione , ale nie do końca .czy nie jest tak czasami , że to nie zauroczenie , ale miłość tyle tylko , że niekiedy jesteśmy surowi, mało tolerancyjni.Nie chcę powiedzieć , że "miłość ci wszystko wybaczy " , ale jednak.Może drobiazg uważamy za wadę nie do zniesienia, ale sami chcielibyśmy ,żeby nas kochano takimi jakimi jesteśmy. Pewnie jestem samolubna , ale łapię się na takim podejściu i dobrze , że on do tej pory wybacza.
Offline
Moim skromnym zdaniem to ona jakby od początku cos do niego czuła, choć nie przyznawała się do tego, bo Darcy ją odpychał i takie tam. Potem dowiedziała się, że źle go oceniła, zobaczyła jego posiadłości ;D i uczynił dla niej tyle dobrych rzeczy... I jak tu się nie zakochać w takim przystojniaku? ;P
Offline
Tyno, ja to twierdzÄ™ od dawna.
Offline
pak4 napisa³:
Pisząc o 'antyromansach' rozpatrywałyście przypadek, gdzie to pierwsze wrażenie (jak w DiU) jest błędne. A co, jeśli to ono jest prawdziwe?
Nie ma chyba definicji antyromansu, a już z cała pewnoscia - jednoznacznej definicji.
Ja rozumiem to pojęcie jako romans, który rozpoczyna się od dzialania na nerwy połączonych z fascynacją. Wydaje mi sie, że nie ma dymu bez ogna.
Offline
Dione napisa³:
Tyno, ja to twierdzÄ™ od dawna.
Dobrze, ale ja chyba tez mam prawo wyrazić swoje zdanie?
Offline
Abstrahując od antyromansów, sama Elizabeth udziela odpowiedzi na pytanie przewodnie naszego wątku:
"-Kiedy go pokochałaś?
- Działo się to tak stopniowo, że naprawdę trudno mi określić początek. Myślę jednak, że musiało to być wówczas, kiedy zobaczyłam jego cudowną posiadłość."
Oczywiście wiemy, że to tylko taki żarcik, ale czy nie ma w nim odrobiny prawdy? Przecież wiadomo, że wolimy pięknych i bogatych
Ostatnio edytowany przez elbereth (2007-08-16 14:22:02)
Offline
Czyli wracamy do poczÄ…tku?
Oczywiście masz rację. I to na wiele sposobów
Zostawiam na boku 'pięknych i bogatych', ale w Pemberly chyba po raz pierwszy Lizzy pomyślała, że mogłaby zostać żoną Darcy'ego (no... chyba że pomyślała to, gdy tylko go zobaczyła), a na dodatek na urok posiadłości nakładały się ciągłe pochwały pod jego adresem ze strony gospodyni, które sama Lizzy musiała (i robiła to szczerze) potwierdzać.
Offline
Może to co zaraz napiszę niektóre kobiety uznają za herezję, ale... Jestem biologiem i tzw "zachowania godowe zwierząt" musiałam przyswoić w swoim czasie dosyć dokladnie. U prawie każdego gatunku (wyjątki są zawsze i wszędzie) samica poszukuje idealnego partenra na ojca potomstwa. Zwykle taki samiec musi być większy, silniejszy, piękniejszy, barwniej upierzony, głośniejszy itp. Dla mnie osobiście większość zachowań człowieka absolutnie nie różni się od tych typowo zwierzęcych. A to znaczy, że kobieta, podobnie jak inne samice, poszukuje u ojca swoich dzieci jak najlepszych cech. W erze cywilizacji siła czy wygląd tracą swoją wartość. Nawet najprzystojniejszy i najsilniejszy mężczyzna nie zapewni odpowiedniego bytu dzieciom, jeśli nie posiada innej cechy: zaradności, sprytu, inteligencji czy jakkolwiek nazwać tę cechę. Ale tej specyficznej cechy nie widać gołym okiem. Dlatego synonimem jej stał się status finansowy. Jeśli męzczyzna jest bogaty (posiada jakiś stopień dóbr materialnych, np. dom, super samochód, czy ubiera się u Armani'ego), to podświadomie kobiety zaliczają go do grupy ewntualnych przyszłych ojców ich dzieci. Umieją zadbać o siebie, więc będą potrafili zatroszczyć się o potomstwo. Z punktu biologii jest to, jak najbardziej zasadne. Dlatego, drogie Panie, gdy słysze, że mężczyźni nazywają kobiety materialistkami, nie wpadam w oburzenie. Tak nas ukształtowała ewolucja i cywilizacja. My na to nie mamy wpływu.
A to już z pewnościĄ oburzy wiele osób: ja osobiście uważam, że instytucję małżeństwa stworzyli mężczyźni w chwili, gdy matryjarchat zmienił się w patryjarchat, tylko po to, żeby być pewnym, że potomstwo, na które wydatkują swoją energię i dobra, jest ich własnym, a nie innego samca. Dlaczego tak myślę? A dlaczego kobieta, która z wyboru często zmienia partnerów seksualnych, jest uznawana za ... (nie ędę cytować niecenzuralnych wyrażeń, ale wiemy o co chodzi), a mężczyzna często zmieniający partnerki jest co najwyżej pozytynie nazywany playboyem (no chyba, ze to akurat ten, który zranił nas lub naszą najbliższą przyjaciólkę)? Jeśli w tym momencie ktoś powie, ze kościół miał z tym związek, to powiem tylko, że z punktu widzenia religii chrześcijańskiej i on i ona grzeszą tak samo. Ale mężczyznę zawsze łatwiej wytłumaczyć. Prawda...?
Offline
Dione: ewolucjoniści już za 'zwyczaje godowe ludzi' się zabrali. Wnioski są trochę inne -- to nie sam spryt, ale bezpośrednio sytuacja materialna daje większe szanse genom w przyszłym pokoleniom, przynajmniej w przypadku narodzenia chłopca (słyszałyście o biednym playboyu?). Zresztą podobno chłopców rodzi się nieco więcej w przypadku gdy pary są zadowolone ze swego statusu materialnego, a dziewczynek -- gdy nie. Ot, drobne zaburzenie statystyki, które biologom ewolucyjnym bardzo się podoba, bo świadczy o tym, że kobieta nawet biedna, jeśli jest ładna, może liczyć na dobre warunki życiowe, czyli potencjalnie dużo potomstwa.
PS. Padło nawet pytanie, czy jeżdżenie BMW może być ewolucyjnie zakodowanym sygnałem, że partner jest właściwy. Naukowcy odpowiadają, że nie -- samochody i firma BMW istnieją zbyt krótko, by mogły się utrwalić w genach. Ale to tylko kwestia odpowiedniej liczby pokoleń.
Offline
Dwa ostatnie posty są dla mnie chłodną ststystyczno-biologiczną analizą sytuacji kobiet. Czy już naprawdę nikt nie wierzy w miłość?Znam osobiscie sporo przykładów zupełnie nie mieszczacych się w tym co piszecie.Kobiety sa teraz bardzo samodzielne , niezalezne ( i nie myślę wcale o babo-chłopach ) i pewna część z nich wiąże się z tym kogo naprawde kocha - nie mówi , tylko czuje.Sprawy materialne wcale nie zostaja z boku tyle tylko, że nie one są podstawa zwiazku.Z tego co napisał pak4 wynika , że moja sytuacja materialna jest super sądząc po ilosci synów , ale może mój wyjatek potwierdza regułę??
Offline
Drogi paku chłopców w każdym pokoleniu rodzi się więcej. Po okresie dojrzewania, a w starszym wieku widać to wyraźnie, przeważają w populacji kobiety. A "ewolucjoniści", których wspominasz chyba zapomnieli o chińskiej polityce 1-dziecka, gdzie szczególnie biedniejsze rodziny są zdeterminowane posiadaniem syna, a nie córki. I może to dziwne, ale kiedy widuję na ulicy, czy w jakimś programie informacyjnym w TV wielodzietne rodziny o wyraźnie niższym statusie materialnym, to średnio na pięciu synów przypada jedna-dwie córki. Tego faktu ci "ewolucjoniści", chyba nie wzięli pod uwagę.
A to co ja nazwałam sprytem, to bliżej nieokreślona cecha, której wyrazem jest status materialny, a nie spryt w bezpośrednim tego słowa znaczeniu.
BMW może nie jest sygnałem zakodowanym ewolucyjnie (jeszcze), ale społecznie to już ikona majątku. Za czasów JA tę funkcję spełniał powóz (wolant, czy jak go wtedy nazywano) zaprzężony w min. cztery konie.
Offline
Co do rodzenia się chłopców, bo widzę, że to wywołuje dyskusje -- otóż ma to być drobne odstępstwo od statystyki. Mało, by wnioskować o własnym statusie. Albo by wnioskować o tym, co wynika z kwestii kulturowych -- jak choćby poczucia wyższego statusu rodzin z chłopcami. (Nawiasem mówiąc, takie zachowanie Chińczyków jest bardzo sensowne 'ewolucyjnie'.)
Czytelniczko: to nie jest 'polemika z miłością'. To jest pewne poszukiwanie ukrytych wzorców, które sprawiają, że ktoś wydaje się bardziej lub mniej atrakcyjny.
Ostatnio edytowany przez pak4 (2007-08-26 16:08:00)
Offline
Ależ droga czytelniczko, my z pakiem wcale nie zaprzeczamy istnienia miłości. Zastanawialiśmy się tylko, czy strona materialna może także być podstawą uczucia. Wiadomo, że każdego coś innego przyciąga do ukochanej osoby: piękne oczy, sposób poruszania się itp. A caly blichtr majątku może równie skutecznie służyć przyciągnięciu płci przeciwnej, jak codzienne wizyty na siłowni i udoskonalanie muskulatury.
A że troszkę z pakiem zaofftopowaliśmy... Cóż. Taki nasz urok Pozwalamy się ponieść dyskusji.
Offline
To prawda ,że strona materialna może byc jak piszecie podstawą uczucia i pewnie tak jest tyle , że krucha to podstawa jak sadzę może nie wytrzymać próby czasu a może i tego co niesie los ( slepy zresztą)
Offline
Dione napisa³:
ja osobiście uważam, że instytucję małżeństwa stworzyli mężczyźni w chwili, gdy matryjarchat zmienił się w patryjarchat, tylko po to, żeby być pewnym, że potomstwo, na które wydatkują swoją energię i dobra, jest ich własnym, a nie innego samca.
Małżeństwo jako instytucja powstała właśnie tam, gdzie nastapiła zmiana matriarchatu w patriarchat - tutaj Dione trafiłaś w dziesiątkę. tam, gdzie status kobiety był niezwykle wysoki (np. wśród Celtów) i małżeństwo było traktowane raczej lekko. Tam, gdzie dominował system patriarchalny (np. Rzym), małżeństwo funkcjonowało dośc silnie i niezależnie od braku wierności - było traktowane poważnie jako instytucja.
Swego czasu oglądałam progam socjologiczny na temat doboru partnerów seksualnych i partnerów małzeńskich. Ogólnie rzecz biorąc w zaleznosci od cyklu płodnosci - inne cechy y faceta nam sie spodobają. A to pierwsze wrażenie bedzie dominowac na przyszlosc.
Zrobiono też różne testy ukazujące kogo wybieramy. Testowano zarówno mężczyzn jak i kobiety. Zapamiętałam dwa. W jednym 10 kobiet miało przez tydzień nie używać kosmetyków zapachowych - myły się szarym mydłem i co noc spały w tej samej koszulce. potem odpowiedno przygotowano te koszulki, aby wydobyc z nich zapach tych kobiet i dano do wachania testowanemu facetowi. Kilka odrzucil od razu - jako odpychający zapach, kilka było obojętne, a kilka wybitnie go przyciągały, badania DNA potwierdziły, że te, które odrzucil miały zblizony kod genetyczny, a tym samym istnialo zagrożenie chorób dla przyszłego potomstwa. Zapach, który go wybitnie pociągał należał do kobiet o tak odległym DNA, które wróżyło ydane potomstwo.
Drugi test to był na sam wygląd. W kawiarni posadzono kilka kobiet. Miały komentować na głos atrakcyjność wchodzacych mężczyzn. prowadzący program wszedł najpierw w stroju hydraulika - symbolizujący niski status materialny (oczywiscie nie wyglądał jak polski hydraulik ). Niemal wszystkie kobiety go skryutykowały - jaki brzydki, wstrętny. Tylko jednej się podobał. Wyszedł tylnym wyjściem i zajął sie nim sztab specjalistów. W kilkadziesiat minut - fryzjer, manicure, garnitur, rolex, okulary - facet nadziany. Te same kobiety zachwycały się jaki przystojny i atrakcyjny mężczyzna. Komentarz Lizzy sam sie nasuwa. Tej babeczce, której podobał się hydraulik, nie podobał się bogaty nadziany facet. Wprost skomentowala, ze hydraulik najbardziej jej sie podobał bo mu tak dobrze z oczu patrzyło.
Wydaje mi się, że każda kobieta szuka partnera jako ojca swojego przyszłego potomstwa, ale nie tylko status materialny wchodzi w grę. Kobiety niezależne finansowo i ceniące wartości umysłu wybierają raczej facetów inteligentnych, mądrych i oczytanych. Nie muszą myśleć o przyszlosci finansowej dziecka - same moga ja zapewnić. Zależy im na odpowiednim umyśle partnera i przyszłego dziecka. Kobiety o bardziej materialnym umysle beda wybierac facetów "zaradnych". oczywiscie w czasach JA było troche inaczej, ale kobiety raczej nie bardzo mogly liczyc na niezaleznosc finansowa - i tutaj wracamy jedynie do majątku...
Offline
Tym samym potwierdzamy, że majątek w mniejszym lub większym stopniu ma wpływ na nasze wybory.
Offline
Dziewczyny, nie czytacie romansów harlekinowych - tam kobiety zawsze wybierają tego biedniejszego, bo to wielka miłość itd, a autorka w ramach pocieszenia obdarza tego biednego, ale uczciwego i zakochanego jakimś majątkiem,żeby nam nie było przykro . Jak to mówią - pieniądze szczęścia nie dają, ale bez pieniędzy trudno utrzymać szczęście, dlatego zwykle rozglądamy się za osobami już majętnymi.
Słyszałam kiedyś opinię o tym, że człowiek jako jednostka nie dorobi się bogactwa (są wyjątki, ale nieliczne) - tzn. majątek to się po prostu dziedziczy i pomnaża, bo samemu nie da się go zdobyć. I pewnie szukając partnera rozglądamy się za kimś, kto już coś ma, żeby to tylko pomnożyć .
Offtopic - Dione, co oznacza zdanie, że twój chłopak się właśnie ożenił??? Z tobą???
Offline