Strona po¶wiecona Jane Austen
Nie jeste¶ zalogowany.
PS.
Pisząc, że JA tak dobrze dobierała panny do kawalerów zapomniałem o Collinsach. Przecież to nieporozumienie! Pastor Collins nie zasługiwał na pannę Lucas! Przecież on jest wprost stworzony na męża Mary Bennett! I to ze wzajemnością Nie mogę odżałować, że ich JA nie połączyła małżeńskim więzem!
Offline
Wydaje mi się, że przynajmniej na początku pan C. miał zbyt wysokie mniemanie o sobie, żeby ożenić się z nieładną panną, cretino! Miałby żoną darzącą go szczerym podziwem, a nie taką, która z trudem go toleruje i zachęca do "częstego przebywania na świeżym powietrzu". Cóż, każdemu według zasług! Taki wydaje się płynąć morał z matrymonialnych roszad w P&P :twisted:
Offline
Collinsowie? Ależ właśnie chodziło o kontrast, gdyby Pan Collins ożenił się z Mary, nie byłoby tak dowcipnie.JA czesto dopasowywała małżonków na zasadzie kontrastu
Offline
Przepraszam Cię Robercie, ale w przypadku państawa C. to przeciwieństwa są zbyt duże, jak na mój gust. Funkcjonowali obok siebie a nie ze sobą.
Offline
PS.
Pisząc, że JA tak dobrze dobierała panny do kawalerów zapomniałem o Collinsach. Przecież to nieporozumienie! Pastor Collins nie zasługiwał na pannę Lucas! Przecież on jest wprost stworzony na męża Mary Bennett! I to ze wzajemnością Nie mogę odżałować, że ich JA nie połączyła małżeńskim więzem!
Pan Collins z Mary Bennet są zbyt identyczni, żeby być razem. To byłaby zbyt wielka tortura dla obojga. Choć dla biednej Mary to mogłaby być jedyna szansa na małżeństwo. Jednak nikt z otoczenia nie zniósłby towarzystwa takiej pary :twisted:
Offline
Ja myślę, że Charlotta tak zręcznie nim kierowała, że dobrani są w sam raz. Chociaż Mary mogłaby być także oryginalną żoną.....
Offline
wydaje mi się, że małżeństwo Mary i Collinsa byłoby bardziej szcześliwe.
Offline
Oczywiście, że byli by szczęśliwi. Przecież oni pasowali do siebie jak dwie krople wody :twisted: Myślę, że TAKIE podobieństwo charakterów raczej by im pomogło niż zaszkodziło na drodze do małżeńskiej sielanki. Np. mogli by sobie nawzajem recytować wieczorami co ciekawsze fragmenty z mądrych ksiąg... :twisted:
Offline
Sam na sam jak najbardziej. Byleby nie przy gościach. :twisted:
Offline
Wiecie... we mnie czasem odzywa się taki mały diabełek :twisted: , mimo wszelkich prób wypędzania go mszami Mozarta, słuchanymi nałogowo Sokrates miał swojego dajmoniona, a ja mam swojego demonka Dobrze, że ten ma przynajmniej czasem poczucie humoru
Ten ślub Mary i Collinsa, to właśnie pomysł diabełka, nie mój W każdym razie, tak na mój rozum, to w domu prowadzonym przez Mary Collins, o trudniej byłoby oświadczyć się Darcy'emu, niż w domu prowadzonym przez Charlottę Collins Chodzi o to, że Charlotta, dzięki swoim licznym zaletom stwarza sprzyjającom osobowości Elizabeth (i może Darcy'ego) atmosferę, gdzie oboje mogą oddychać w miarę swobodnie, z głupoty pastora Collinsa (i nachalnej sympatii Lady Katarzyny) jedynie się podśmiechując. Mary zadziałałaby jak żelatyna -- usztywniając atmosferę i pętając w tej galarecie Amora, razem z jego łukiem
Offline
w domu prowadzonym przez Mary Collins, o trudniej byłoby oświadczyć się Darcy'emu, niż w domu prowadzonym przez Charlottę Collins (...) Charlotta, dzięki swoim licznym zaletom stwarza sprzyjającom osobowości Elizabeth (i może Darcy'ego) atmosferę, (...) Mary zadziałałaby jak żelatyna -- usztywniając atmosferę i pętając w tej galarecie Amora, razem z jego łukiem
Tyle, że wydaje mi się, że Darcy u pastorstwa raczej nie bywał. Poza 2 (chyba) wizytami, spotykali się raczej w Rosings, czy na spacerach. Ale nie u Collinsow.
Offline
Faktycznie w Rosings, to i Charlotta nie miała dużo do powiedzenia. Jednak pozostaję przy swoim Atmosfera domu musiała wpływać na Lizzy, a więc pośrednio i na Darcy'ego. Przy Charlocie Lizzy może zachowywać się naturalnie, być odprężoną nawet przy spotkaniach z Lady Katarzyną. Przy połączeniu w roli gospodarzy pastora Collinsa i Mary byłoby to niemożliwe.
Offline
Trzeba niestety brać pod uwagę także jeszcze jedną ewntualność. Gdyby Collins poślubił Mary, to nie wiadomo, czy Lizzy pojechałaby do nich w odwiedziny na tak długi okres. Prawdopodobnie wogóle zrezygnowałaby z tej wątpliwej przyjemności, gdyż jak pamiętam nigdy nie byla z Mary zżyta. I byłby mały Zonk, bo Lizzy i Darcy by się nie spotkali. I on nie miałby szansy wyjaśnić jej swojego postępowania, a celem tego była (tak przynajmniej myślę) wizyta Lizzy u Charloty.
Offline
Aaaa, potworna perspektywa Darcy poślubia córkę Lady Katarzyny, a Lizzy kończy jako stara panny 8O Kwaśna przyjaźń z równie podstarzałą Charlottą kwitnie. I oczywiscie nie dochodzi do małżeństwa Bingleya z Jane! :evil:
Offline
A wszystko dlatego, że pan Collins niewłaściwie wybrał sobie żonę. 8)
Offline
Aaaa, potworna perspektywa Darcy poślubia córkę Lady Katarzyny, a Lizzy kończy jako stara panny Kwaśna przyjaźń z równie podstarzałą Charlottą kwitnie. I oczywiscie nie dochodzi do małżeństwa Bingleya z Jane!
O matko jedyna! 8O
Offline
Trzeba niestety brać pod uwagę także jeszcze jedną ewntualność. Gdyby Collins poślubił Mary, to nie wiadomo, czy Lizzy pojechałaby do nich w odwiedziny na tak długi okres. Prawdopodobnie wogóle zrezygnowałaby z tej wątpliwej przyjemności, gdyż jak pamiętam nigdy nie byla z Mary zżyta.
SÅ‚uszna uwaga
I byłby mały Zonk, bo Lizzy i Darcy by się nie spotkali.
A tu się nie zgodzę, przecież do ciotki przyjechał też ze względu na Elżbietę, więc inaczej też pewnie jakoś by do niej dotarł.
Offline
I byłby mały Zonk, bo Lizzy i Darcy by się nie spotkali.
A tu się nie zgodzę, przecież do ciotki przyjechał też ze względu na Elżbietę, więc inaczej też pewnie jakoś by do niej dotarł.
A książka liczyłaby zapewne o kilka rozdziałów więcej
Offline
A książka liczyłaby zapewne o kilka rozdziałów więcej
To jest argument za wyswataniem Mary z pastorem Ważki. Mnie przekonałeś. Chociaż ta zmiana scenerii świetnie książce zrobiła.
Offline
Trzeba niestety brać pod uwagę także jeszcze jedną ewntualność. Gdyby Collins poślubił Mary, to nie wiadomo, czy Lizzy pojechałaby do nich w odwiedziny na tak długi okres. Prawdopodobnie wogóle zrezygnowałaby z tej wątpliwej przyjemności, gdyż jak pamiętam nigdy nie byla z Mary zżyta.
SÅ‚uszna uwaga
I byłby mały Zonk, bo Lizzy i Darcy by się nie spotkali.
A tu się nie zgodzę, przecież do ciotki przyjechał też ze względu na Elżbietę, więc inaczej też pewnie jakoś by do niej dotarł.
Oj nie chodziło mi, że on by nie pojechał do Rosings, ale Lizzy mogłaby nigdy nie odwiedzić tego miejsca. Bo po co? Nudna, głupia siostra i dziwaczny pan Collins, kto by zniósł taki zestaw jednocześnie? Tym bardziej, że nie zaoferowali by żadnych rozrywek.
Offline
A Darcy wcale nie przyjechał do Rosings dla Elżbiety. Przyjechał na wielkanoc do cioci, w towarzystwie kuzyna. Gdy czytałam te fragmenty w książce miałam wrażenie, że to taki stały rytuał rodzinny. Gardinierowie spędzali Boże Narodzenie z Bennetami, a w "Emmie" Izabela z mężem takze odwiedzali rodzinę w święta. Poza tym przed Rosings Darcy miał plan zapomnieć o Lizzy, bo taki związek byłby nieodpowiedni dla niego. Znowu zacznę trochę analizować psychologicznie, ale wg mnie Darcy przed spotkaniem (w sumie przypadkowym) w Rosings nie pojechałby więcej z własnej woli do Longbourn. Cierpiałby, ale dumnie by nie pojechał. "Bo tak należy i tyle". Ale skoro spotkali się przypadkiem to to był znak. "Ta kobieta jest ci przeznaczona".
Offline
Jak to na zgrabnie i ładnie wyjaśniłaś Dione. Cud miód. Przed przeznaczeniem nie ma ucieczki. :twisted:
Offline
Oj zawsze miałam smykałkę do pisania i pokrętnego tłumaczenia
Offline
Ale chyba nie do lania wody?
Offline
przed przeznaczeniem nie ma ucieczki... gdyby Darcy i Lizzy istnieli naprawdę, a Jane Austen opisała tylko ich losy, podejrzewam, że prędzej czy później by się spotkali... ale raczej później, i prawdopodobnie dopiero w Derby. a wtedy nijak by się nie porozumieli, bo przecież Darcy nie napisałby do Lizzy żadnego listu (przecież się nie spotkali). a poza tym, Lizzy na pewno nie zgodziłaby się na zwiedzanie Pemberley (dalej nienawidziłaby Darcy'ego)... wróciłaby do domu jeszcze bardziej nienawidząc Darcy'ego, pewnie wyszłaby za mąż za Wikchama. on by ją oskubał do cna, ona by była nieszczęśliwa- i mielibyśmy miłą parkę... Bingley,z uwagi na swojego przyjaciela, nie ożeniłby się z Jane, i tak by się skończyła książka. Darcy żeni się z córką Lady Katarzyny, Bingley- z Georgianą, Karolina dalej obsesyjnie patrzy jak Darcy pisze listy...
a po jakichś 20 latach wszyscy by się spotkali- bidna Lizzy, samotna Jane, zblazowany Darcy i zniechęcony Bingley...
//poemat...
Offline