Strona poświecona Jane Austen
Nie jesteś zalogowany.
To teraz mnie ju? totalnie zdo?owa?e?, Mike. Wreszcie wiem, czemu wszyscy naprawd? fajni faceci omijaj? mnie wielkim ?ukiem - jestem za ma?o impulsywna
Offline
Mikeuszu, moge sobie byc fanka Brandona, bo to spokojny ulozony facet, a jak doskonale wiesz, tacy mnie pociagaja . Natomiast zgadzam sie, ze moje uwielbienie do Brandona nie byloby tak wielkie, gdyby nie jedna z jego zalet - majatek
. I tutaj uwazam, ze nie wybralabym Willoughby'iego (pak, sorki na pomylke, strasznie mi sie te dwie postacie z filmow myla, bo sa dosc podobni aktorzy
), poniewaz, pomimo calej otoczki romantyzmu, zabawy i radosci, jaka rozsiewal, nie posiadal on (w 100%, bo szanse na nia mial) tej zalety, jaka sa pieniadze. Tzn mial na nie widoki, ale widoki to nie pewnosc, a Willoughby raczej o kase nie umial sie postarac
. I tutaj wg mnie Brandon wygrywa, bo on kase umial sam sobie zalatwic. Natomiast zdaje sobie sprawe, ze podejscie realistyczne, jakie prezentuje, byloby przez marianne wysmiane od razu, w koncu to "malo romantyczne". Tutaj zreszta widac nastepna glupia ceche Marianny, ktora mowila o kasie, jakby sie ludziom nalezala, wyszla z zalozenia, ze jej ukochany pieniadze na zycie miec musi -_-'. I na dokladke napalila sie na majatek, ktory nalezal nie do jej ukochanego, a jego ciotki. Moze napalila to za duze slowo, ale chodzenie po obcym domu, ogladanie go i podziwianie z mysla, ze kiedys bedzie moj, bez pomyslenia o innych (w koncu, zeby majatek przeszedl na Willoughby'iego, jego ciotka musialaby umrzec) - to naprawde niezbyt mile podejscie.
I dobra, Brandon nie jest idealem, wg mnie np jest troche nudny. Dosc przewidywalny. Ale ja nie jestem Marianna i cenie sobie inne cechy - bawic to ja sie moge z psem albo dzieckiem sasiadow, od mojego partnera wymagam rowniez odpowiedzialnosci i dobrego podejscia do zycia.
Niestety, zdaje sobie sprawe, ze moj osad bohaterow ksiazki jest naznaczony wiedza o zakonczeniu i ukrytych przed oczami innych postaci faktow z zycia, niekoniecznie pozytywnych. Moze gdybym nie wiedzac o charakterze Willoughby'iego miala go porównac do Brandona (rowniez nie znajac go za dobrze), to moje zdanie byloby troche inne niz teraz.
I Mike, mysle, ze Aine czytala sporo ksiazek JA. Natomiast Ty czytales tylko jedna . Pozwol wiec Aine miec zdanie na temat zenskich bohaterek ksiazek JA
. Czy jest juz gdzies temat pt.najgorsza postac u JA???
Offline
Dione: Mike, vel Mikeusz Was po prostu prowokuje. I to tak, ?e a? bij? mu brawo
Loano: jestem w?a?nie (no.. w?a?nie jakie? 8 godzin po ) lekturze artyku?u o nudzie. I krótko mówi?c jednych nudzi to, a drugich co innego
?atwiej sie nudz? ekstrawertycy... Czyli rzeczywi?cie macie racj?, biedna Marianna... W ka?dym razie Brandon nie ka?d? osob? musi nudzi?.
PS. A za Brandona powinna wyj?? Elenoir, albo inna Anna Eliott
Ostatnio edytowany przez pak4 (2007-07-26 15:02:25)
Offline
Dione napisał:
To teraz mnie ju? totalnie zdo?owa?e?, Mike. Wreszcie wiem, czemu wszyscy naprawd? fajni faceci omijaj? mnie wielkim ?ukiem - jestem za ma?o impulsywna
A skad wiesz, ze sa fajni? Moze tylko sprawiaja takie wrazenie - moze sa jak ten Willoughby? Fajny facet to niewatpliwie dla wiekszosci madry facet - a madry facet raczej nie pchalby sie w zwiazek z glupia laska . Brandon to fajny facet, chociaz ma typowa meska ceche - madry jesli chodzi o kase, glupi jesli chodzi o baby ;P.
Pak, masz racje, ze ludzi nudza rozne rzeczy, ale w porownaniu z takim Willoughby Brandon naprawde wychodzi na nudziarza (mówi? tu o punkcie widzenia Marianny, bo mnie akurat Brandon az tak nie nudzi) . Ale lubi ryzyko, to go ratuje
.
Ostatnio edytowany przez Loana (2007-07-26 15:22:22)
Offline
Kiedy ja si? na przyk?ad zgodz? ze zdaniem Mike:
Mike Moriarty napisał:
Wszystkie jestescie troche Mariannami. ;-P
Ja WIEM, ?e mam niektóre cechy Marianny, w dodatku te najbardziej mnie wkurzaj?ce. I chyba to odbicie najbardziej mnie irytuje. Z tym, ?e zaznacz?, ?e to JA uwa?am Marianne za najg?upsz? bohaterk? Nie ?mia?abym pisa? tak jednoznacznego stwierdzenia jako pewnika
Osobi?cie uwa?am j? za g?upi? nie dlatego ?e brak jej b?yskotliwo?ci, ale dlatego, ?e maj?c j? - nie potrafi zrobi? z niej u?ytek. Du?o wy?ej ceni? sobie nawet Katarzyn? Morland, bo ona wykorzystuje swój potencja? niemal do maksimum (mimo ?e ten potencja? ma niewielki). Nie jest wa?ne co mamy, a jak potrafimy skorzysta? z tych zasobów.
I co mnie najbardziej wkurza, to to, ?e równie? WIEM, ?e ci?gnie mnie niezwykle do takich Willoughbych. Nie jestem a? tak rozs?dna jak Loana, bo wychodz? z za?o?enia, ?e na sytuacj? materialn? w zwi?zku powinny zapracowa? dwie osoby. Nie widz? nic wielkiego w zwi?zku opartym na partnerstwie i przyja?ni, bez romantycznych porywów, kwiatów zbieranych na ??ce, sonetów Szekspira i noszeniu na r?kach (to ostatnie by?oby trudnym zadaniem ), ale nie mog?abym ?y? w zwi?zku be? odrobiny ?miechu. Dusi?abym si? po prostu. Jestem uzale?niona od ?miechu, ale nie takiego prymitywnego. Po prostu zwyk?ego normalnego ?miechu.
Jednak?e mój rozs?dek (lub jego brak), jaki by nie by?, zawsze wysup?uje z t?umu pere?ki intelektualne typu Brandon. Osobi?cie nie uwa?am go za nudziarza. Bardzo wysoko ceni? osoby posiadaj?ce wiedz? z róznych dziedzin, od których sama mog?abym si? czego? dowiedzie? i z moich dotychczasowych do?wiadczen w kontaktach mi?dzyludzkich wiem, ?e takie znajomo?ci s? najcenniejsze i zawsze staram si? je utrzymywa?. Egzaltacja poezj? nigdy mnie nie cechowa?a, zawsze by?am dzieckiem prozy.
Co nie zmienia faktu, ?e za nasze wspania?e i m?dre oceny ludzi odpowiada rozs?dek, a sprawy uczuciowe z rozs?dkiem najcz??ciej maj? niewiele wspólngo
Ostatnio edytowany przez AineNiRigani (2007-07-26 15:37:43)
Offline
Mike Moriarty napisał:
(...) JLo pisze takze, ze "Jestem równie? fank? Brandona", a Elbereth tez pisze w te nute (...)
Pozwol? sobie zaprotestowa? (albo sprostowa?) Brandon KSI??KOWY mimo wszystkich swych zalet (które obiektywnie zauwa?am) zupe?nie do mnie nie trafia. Za dobry, za powa?ny, za spokojny, itd., poza tym - nie ma tego "czego?" (aczkolwiek nudziarzem bym go nie nazwa?a). I jak to ju? gdzie? pisa?am, gdyby nie AR, to FILMOWY pu?kownik te? nie mia?by tutaj tylu wielbicielek (a z pewno?ci? mia?by o jedn? mniej
)
Kiedy pisz?, ?e Marianna dostrze?e w Brandonie interesuj?cego/poci?gaj?cego m??czyzn?, mam na my?li tylko i wy??cznie Mariann?, a nie siebie Ich szcz??cie uwa?am za ca?kiem prawdopodobne, zwa?ywszy na fakt, ?e M. najbardziej przeszkadza?y kamizelki (którego to problemu ?atwo mo?na si? pozby?
) oraz bior?c pod uwag? aspekt psychologiczny - m?ode panienki wychowuj?ce si? bez ojca maj? tendencj? do zakochiwania si? w starszych panach
Osobi?cie pewnie wybra?abym... pana Rochestera ale to ju? nie ta bajka
AineNiRigani napisał:
Nie widz? nic wielkiego w zwi?zku opartym na partnerstwie i przyja?ni, bez romantycznych porywów, kwiatów zbieranych na ??ce, sonetów Szekspira i noszeniu na r?kach (to ostatnie by?oby trudnym zadaniem), ale nie mog?abym ?y? w zwi?zku be? odrobiny ?miechu. Dusi?abym si? po prostu. Jestem uzale?niona od ?miechu, ale nie takiego prymitywnego. Po prostu zwyk?ego normalnego ?miechu.
O, to! to! Nadmiar rozs?dku i powagi szkodzi tak samo, jak jego brak
pak4 napisał:
Mike, vel Mikeusz Was po prostu prowokuje. I to tak, ?e a? bij? mu brawo
Oczywi?cie ?e Mike nas prowokuje, ale przecie? uprzedza?
Ostatnio edytowany przez elbereth (2007-07-27 15:18:28)
Offline
elbereth napisał:
Osobi?cie pewnie wybra?abym... pana Rochestera
ale to ju? nie ta bajka
Siostro - z ust mi to wyj??a?
Rochester z wszystkimi wadami jest niemal idea?em
elbereth napisał:
AineNiRigani napisał:
Nie widz? nic wielkiego w zwi?zku opartym na partnerstwie i przyja?ni, bez romantycznych porywów, kwiatów zbieranych na ??ce, sonetów Szekspira i noszeniu na r?kach (to ostatnie by?oby trudnym zadaniem), ale nie mog?abym ?y? w zwi?zku be? odrobiny ?miechu. Dusi?abym si? po prostu. Jestem uzale?niona od ?miechu, ale nie takiego prymitywnego. Po prostu zwyk?ego normalnego ?miechu.
O, to! to! Nadmiar rozs?dku i powagi szkodzi tak samo, jak jego brak
Hmmm, nie o to mi chodzi?o… (chociaz widze, ze namotalam - to przez ten pospiech w pracy ).
Dla mnie taki zwi?zek nie jest ani oburzaj?cy, ani tym bardziej ?a?osny, czy w jakimkolwiek stopniu negatywny w pobudkach. Moje osobiste pogl?dy na temat mi?o?ci, ma??e?stwa i zwi?zków prezentowa?am niejednokrotnie (jest chyba jeszcze bardziej prozaiczny ni? Loany ) – nie chc? si? wi?c powtarza?
Offline
Nie, no ja oczywi?cie te? nie odnosz? si? negatywnie do zwi?zku bez szale?stw, kwiatów i Szekspira... (o, pardon, napisa?am: bez Szekspira? odwo?uj?! ) Moja uwaga mia?a nawi?zywa? g?ównie do wskazanej przez Ciebie potrzeby ?miechu, która u mnie np. ??czy si? ze sk?onno?ci? do wyg?upów. I je?li napisa?am, ?e nadmiar powagi szkodzi, to mia?am na my?li nie tylko "szkodzi w zwi?zku", ale i "szkodzi ka?demu" (singlom tak?e, mo?e nawet w szczególno?ci).
Je?li za? chodzi o pieni?dze...
AineNiRigani napisał:
Nie jestem a? tak rozs?dna jak Loana, bo wychodz? z za?o?enia, ?e na sytuacj? materialn? w zwi?zku powinny zapracowa? dwie osoby.
...trudno si? nie zgodzi? - w NASZYCH czasach. Natomiast je?li Loana stawia?a si? w sytuacji Marianny, to rzeczywi?cie ta powinna by?a wzi?? pod uwag? realn? sytuacji? materialn? swego absztyfikanta. To chyba Emma wypowiada takie ?adne zdanie: "Ma??e?stwo dla pieni?dzy to pod?o??, ma??e?stwo bez nich to g?upota" I z tym te? trudno si? nie zgodzi? (w tym momencie moja poetycka natura wyje ze z?o?ci
)
Ostatnio edytowany przez elbereth (2007-07-27 15:54:32)
Offline
Czasami ci??ko si? po?apac w naszych rozmowach
Ogólem wniosek - najczesciej sie rozumiemy, nawet jesli tego nie wiemy Chociaz moja wypowiedz rzeczywiscie byla niejednoznaczna ...
Biorac pod uwage Twoj aneks do mojego aneksu - zgadzam sie w zasadzie w pe?ni
Co do kochanych pieniedzy - trudno sie nie zgodzic, ale ja odebralam wypowiedz Loany jako personalna, chyba rowniez dostosowana do czasow w ktorych zyjemy.
Nie wiem jak Wy, ale ja chyba nie pokusilabym sie na jednoznaczne wnioski, kogo bym wybrala. Jestesmy tacy, jakie czasy w ktorych zyjemy. Z cala pewnoscia zyjac na przelomie XVIII i XIX bylabym inna osoba, mialabym inne cele i inne pragnienia. Niezaleznie od charakteru, ktory - mozemy zalozyc - pozostalby ten sam.
Nie mam pojecia jakbym sie zachowala na miejscu Marianny, nie wiem nawet jakbym sie zachowala gdybym w dzisiejszych czasach stanela przed podobnym wyborem. Przeciez mogloby sie pojawic tak wiele czynnikow wplywajacych na moj osad i na moja decyzje...
Moge tylko napisac swoje przypuszczenia, ale nie gwarantuje, ze za 5-10 lat bede myslec tak samo.
Offline
Ja na marginesie, cichutko by nie by?o offtopa, ale w tle leci mi Don Giovanni. I ten Don Giovanni co? w sobie ma (cho? lepszy jest Leporello), ale 'pozytywny bohater', dobry, porz?dny Don Ottavio jest taki niewyra?ny... Ja wiem, ?e on jest szlachetny, ?e dla tej Donny Anny jest oparciem. Ale sam si? tej Donnie Annie dziwi?...
(Wyja?nienie dla nie znaj?cych Mozarta, a znaj?cych JA: Don Giovanni = Don Juan, troch? jak Wickham. Don Ottavio niemal Brandon. Donna Anna nie ma odpowiednika, to kobieta skrzywdzona, Don Giovanni j? gwa?ci? i zabi? jej ojca. Takich klimatów u JA to nie ma.)
Offline
Czytajac powyzsze slowa, widze tu, z meskiego punktu widzenia, dwie kwestie do poruszenia:
1/ temat dziewczyny trzymajacej sie faceta z powodu jego pieniedzy;
2/ temat innych opcji dla Brandona, niz Marianna - a raczej ich braku.
ad. 1. O ile facet trzymajacy sie kobiety dla jej pieniedzy to, moim zdaniem, powod do pogardy, o tyle sytuacje w druga strone moge sobie spokojnie wyobrazic. W rzeczy samej, to jest wrecz odwolanie sie do korzeni - przeciez za dawnych czasow to ilosc upolowanych mamutow slusznie decydowala o wartosci faceta. Dlatego tez mozna uznac, w pewnym sensie, ze majetnosc faceta jest wykladnia wartosci jego charakteru i osoby.
Ale z zastrzezeniami.
Sytuacja troche sie "wynaturzyla" w czasach nam wspolczesnych - dzis majatek czesciej sie dziedziczy, niz zdobywa samemu dzieki swoim zaletom. To raz. A dwa: nic tak nie niszczy i nie degeneruje charakteru, jak pewnosc, ze chocbys nic w zyciu nie zrobil, i tak tatus da Ci kase, o to duzo, duzo kasy.
Dlatego niestety dzis nie da sie juz ocenic wartosci faceta tylko po stanie jego konta. Mamuty mialy te przewage nad forsa, ze trzeba je bylo jednak zabijac samemu, nie dalo sie ich odziedziczyc po dziadku. Codziennie facet byl na nowo indywidualnie testowany co do swych mozliwosci. I wlasnie dlatego to byly piekne czasy...
JLo pisze, ze ceni facetow z pieniedzmi. True, to wyraz jej charakteru, JLo lubi sie czuc materialnie bezpieczna, z tych czy innych okreslonych powodow. Mowiac wprost - nawet podoba mi sie takie myslenie, o ile tylko nie jest to jedyne kryterium oceny faceta (a wiem, ze w jej przypadku nie jest), i o ile moge uznac forsiastosc za rzeczywista wykladnie charakteru.
Z tym, ze uwaga - faceci, ktorzy sami doszli do duzej kasy, maja bardzo specyficzny charakter. Wiec uwazajcie, o co prosicie. ;-P
ad.2. Pak mysli sie calkowicie, gdy pisze, ze Brandon powinien ozenic sie z Eleonora. Taki zwiazek nie mial zupelnie, ale to zupelnie racji bytu, i najlepiej wiedzieli o tym wlasnie Brandon i Eleonora. Wlasnie dlatego mogli byc tak dobrymi przyjaciolmi. Przyjazn bowiem miedzy mezczyzna a facetem jest co do zasady niemozliwa, wyjawszy wlasnie sytuacje, gdzie obie strony z gory, w calkowitym przekonaniu i absolutnie bezdyskusyjnie wykluczaja wszelki romans.
W RiR nie ma dla Brandona nikogo oprocz Marianny. Smutne, ale prawdziwe.
Przyznam zreszta, ze od pierwszych minut filmu sympatyzowalem, a nawet identyfikowalem sie z Brandonem. Po pierwsze poprzez wspolna zawzieta antypatie do Willoughby'ego - przy czym wyrazam podziw dla opanowania Brandona, ja po kwadransie robilbym z kolesia mielonke i kotlety schabowe, o ile tylko udaloby mi sie go sprowokowac do dania pretekstu. Po drugie - calkowicie rozumiem jego kryteria oceny kobiet i powody, dla ktorych zakochal sie akurat w Mariannie i zaprzyjaznil sie akurat z Eleonora.
Offline
Mike Moriarty napisał:
Po drugie - calkowicie rozumiem jego kryteria oceny kobiet i powody, dla ktorych zakochal sie akurat w Mariannie i zaprzyjaznil sie akurat z Eleonora.
hm, mo?esz to rozwin??? (Pozwoli to lepiej pozna? Brandona ;P )
Offline
Mike Moriarty napisał:
W rzeczy samej, to jest wrecz odwolanie sie do korzeni - przeciez za dawnych czasow to ilosc upolowanych mamutow slusznie decydowala o wartosci faceta. Dlatego tez mozna uznac, w pewnym sensie, ze majetnosc faceta jest wykladnia wartosci jego charakteru i osoby.
Stan "pierwotny" to rzeczywi?cie wspólnota my?liwsko-zbieracza (cho? zwracam uwag? na drug? cz??c, okre?laj?c? zaj?cia kobiet!). "Kasa", czy "maj?tek" to jednak stan pó?niejszy, wytworzona przez spo?eczno?ci rolnicze. Zauwa? zreszt?, prosze, ?e mamuta w pojedynk? si? nie upoluje, co zmniejsza 'ró?nice maj?tkowe'. (Przynajmniej tak obstawiam, przecie? nie próbowa?em :-P )
Sytuacja troche sie "wynaturzyla" w czasach nam wspolczesnych - dzis majatek czesciej sie dziedziczy, niz zdobywa samemu dzieki swoim zaletom.
Troch? tak, a troch? nie. Na pewno jest pod tym wzgl?dem lepiej, ni? za czasów JA.
(Oczywi?cie za czasów JA troch? oficerów marynarki zrobi?o maj?tki...)
ad.2. Pak mysli sie calkowicie, gdy pisze, ze Brandon powinien ozenic sie z Eleonora. Taki zwiazek nie mial zupelnie, ale to zupelnie racji bytu, i najlepiej wiedzieli o tym wlasnie Brandon i Eleonora. Wlasnie dlatego mogli byc tak dobrymi przyjaciolmi. Przyjazn bowiem miedzy mezczyzna a facetem jest co do zasady niemozliwa, wyjawszy wlasnie sytuacje, gdzie obie strony z gory, w calkowitym przekonaniu i absolutnie bezdyskusyjnie wykluczaja wszelki romans.
Co do relacji przyja?ni mi?dzy kobiet? a m??czyzn?, a mi?o?ci mi?dzy nimi s?yszalem najró?niejsze opinie
Oboje na pewno s? 'uczuciowo zaj?ci' w tej powie?ci, dlatego to sta? si? nie mo?e. Ale nie widz? innych powodów.
Ostatnio edytowany przez pak4 (2007-07-30 07:37:49)
Offline
elbereth napisał:
AineNiRigani napisał:
Nie jestem a? tak rozs?dna jak Loana, bo wychodz? z za?o?enia, ?e na sytuacj? materialn? w zwi?zku powinny zapracowa? dwie osoby.
...trudno si? nie zgodzi? - w NASZYCH czasach. Natomiast je?li Loana stawia?a si? w sytuacji Marianny, to rzeczywi?cie ta powinna by?a wzi?? pod uwag? realn? sytuacji? materialn? swego absztyfikanta. To chyba Emma wypowiada takie ?adne zdanie: "Ma??e?stwo dla pieni?dzy to pod?o??, ma??e?stwo bez nich to g?upota"
I z tym te? trudno si? nie zgodzi? (w tym momencie moja poetycka natura wyje ze z?o?ci
)
Dzi?kuje Elbereth za wytlumaczenie mojego punktu widzenia, bo zgadza sie - postawilam sie w sytuacji Marianny. Jesli chodzi o poglad Aine, ze powinny pracowac dwie osoby - podpisuje sie obydwiema raczkami
pod tym pogladem i sama realizuje go w zyciu, ale badzmy realistkami - jakie mozliwosci miala Marianna jesli chodzi o zarobek? Co mogla robic, zeby zarobic? Nic. Czyli jesli chciala miec romantyczne zycie wypelnione spacerami (trzeba miec wolny czas, ktos musi za nia zrobic jedzenie, posprzatac dom, itp.), graniem na instrumentach i spiewem (koszt instrumentow, utrzymania ich, zakupu nut, ogrzewaniem) oraz czytaniem (ksiazki tez kosztowaly przeciez) i ladnym wygladaniem (a ile kiecki kosztowaly!) to przykro mi, sama nie miala jak zarobic pieniedzy na to, musiala je zdobyc w jedyny akceptowany sposob, czyli malzenstwem. Przykre to, ze taka sytuacje mialy kiedys kobiety, ale w przypadku Marianny dobrze, ze jej sie udalo. Nie wydaje mi sie, ze bylaby szczesliwa, gdyby musiala pracowac -_-'.
Co do Brandona - facet wypracowal swoj majatek, co jak dla mnie swiadczy przynajmniej o kilku dobrych cechach, np zaradnosci, pracowitosci, oszczednosci (nie szastal na prawo i lewo). A zwykle ludzie, ktorzy potrafia pracowac, maja caly zestaw innych pozytywnych cech. Moze jest to zwiazane z szacunkiem do pracy, ale jak ktos zarobil sam pieniadze, to bardziej je ceni i ma do nich lepszy stosunek, a przy okazji zwykle bardziej szanuje innych (wyjatek to zwykle szefowie, ale to sa ludzie, ktorym wladza uderzyla do glowy).
Offline
Mike napisał:
Przyjazn bowiem miedzy mezczyzna a facetem jest co do zasady niemozliwa, wyjawszy wlasnie sytuacje, gdzie obie strony z gory, w calkowitym przekonaniu i absolutnie bezdyskusyjnie wykluczaja wszelki romans.
O_O mam nadzieje, ze mimo wszystko wiekszosc panow wyklucza miedzy soba romans, bo inaczej nie zostanie juz zaden facet dla kobiet, wszyscy beda zajeci! ;P
I wg mnie pak4 ma racje co do przypadku Eleonory i Brandona, oni byli juz zajeci gdzie indziej i absolutnie wykluczali wszelki romans. Gdyby jednak losy potoczyly sie inaczej (np. Edward poslubil Lucy,a Marianna umarla od choroby ), to kto wie, czy nie mieliby szans na udany zwiazek. Co prawda sama watpie w to, co pisze
, ale losy roznie sie ukladaja. A gdyby spotkali sie bez zajetych serc moze przypadliby sobie do gustu na tyle, by sie zwiazac.
Offline
pak4 napisał:
Dione: Mike, vel Mikeusz Was po prostu prowokuje. I to tak, ?e a? bij? mu brawo
To ju? si? przyznam: ja jego te? ... troszeczk?... i cichutko czekam na reakcj?
Loana napisał:
A skad wiesz, ze sa fajni?
Kwestia optymizmu: skoro mnie zaczepiaj? "niefajni", to mam nadziej?, ?e wci?? istniej? nie tylko kopie panów Collinsów, Willoughbych i Wickhamów, tylko ja ich nie spotykam.
Offline
Vasco napisał:
Tu jestem
No tak, ale ?onaty....
Offline
pak4 napisał:
A za Brandona powinna wyj?? Elenoir, albo inna Anna Eliott
Jak czyta?am ksi??k?, to tak? w?a?nie mia?am nadziej? Jako ?e panna Jane lubi w zako?czeniach uszcz??liwia? swoich bohaterów, przewidywa?am ?e Willoughby powa?nie i na serio si? nawróci, po czym odzyska Mariann?, za? Brandon zrozumie, ?e wcale nie kocha? tej smarkuli, tylko jej rozwa?n? siostr?. Troch? pokrzywdzony by?by Edward, ale i to by ostatecznie przesz?o, bo: 1) sam zawini?; 2) kto z czytelników tak naprawd? go lubi?
R&R to jedyna ksi??ka Austen, która ko?czy si? wbrew moim przewidywaniom, mo?e dlatego troch? mi zgrzyta to zako?czenie. A przynajmniej zgrzyta?o za pierwszym czytaniem, gdy? - jak ju? wspomina?am - interpretacja filmowa ('95) przekona?a mnie do zmiany opinii.
Mike napisał:
(...) calkowicie rozumiem jego kryteria oceny kobiet i powody, dla ktorych zakochal sie akurat w Mariannie i zaprzyjaznil sie akurat z Eleonora.
To bardzo interesuj?cy w?tek: zwró?cie uwag?, ?e o ile mo?liwo?? (lub brak mo?liwo?ci) zakochania si? Marianny w Brandonie jest problemem cz?sto poruszanym na forum, o tyle uczucia pu?kownika przyjmowane s? zwykle za pewnik, nie by?o chyba o nich mowy do tej pory (a mo?e si? myl??). Zatem: czy Brandon móg? rzeczywi?cie kocha? Marinn? (i dlaczego tak )? Hmm...
Offline
A ja zapytam dlaczego nie?
By?a weso?a, ?liczna i potrafi?a "zafohowa?" (podobno nastolatki mówi? "zarzuci? foha", wi?c sobie porzyczy?am). Co? mia?a w g?ówce, cho? mniej niz sama s?dzi?a. Takie dziewczyny lubia faceci. ?eby by?a ?adna (ozdoba na ramieniu jest zawsze mile widziana), rozgadana i radosna (jak nie potrzebuje udzia?u w rozmowie, to dobrze, bo mo?na si? zaj?? wszystkim innym), czasem si? obrazi (daje to pretekst do prezentu, za który b?dzie niewymownie wdzi?czna) i taka nie do ko?ca inteligentna (wa?ne ?eby nie by?a m?drzejsza od niego, faceci nie lubi? kobiet, którym ich ROZUM nie imponuje). Nic doda?, nic uj?? - Marianna jak narysowana.
Wiem, ?e troszk? z?o?liwa jestem, ale my?l? ?e troch? prawdy w tym te? jest.
Offline
Dione, bez przesady, bez przesady... ;-) Masz sporo racji, ale nie uogolniaj az tak ekstremalnie. To jakbym ja powiedzial, ze kobiety oceniaja facetow tylko na podstawie ich kasy.
Moim zdaniem, uczucie Brandona do Marianny wzielo sie nie stad, ze to tepa trzpiotka - te postawe reprezentuje inna bohaterka RiR, ale jej imienia w tej chwili nie pamietam (zona tego kolesia, ktory sie nie odzywal tylko ciagle gazete czytal i robil miny).
W RiR watek przyczyn uczucia Brandona nie jest badany - JA piszac opierala sie pewnie na obserwacjach rzeczywistosci, jednak tylko ja opisala, nie rozumiejac punktu widzenia Brandona. Lepiej opisal to Wilbur Smith w ksiazce, ktorej naszego tytulu nie pamietam (angielski: A Sparrow Falls). Ale on byl facetem. ;-) Dlatego rozumial.
Brandon przeszedl w swym zyciu wiecej, niz tuzin typowych osob z jego otoczenia razem wzietych. Zycie osobiste, potem corka bylej zony brata, potem walka o majatek, no i byl tez wiele lat w Indiach, i to nie jako turysta. Takie przezycia zmieniaja osobe, i to bardzo.
Eleonora nie pasowala do Brandona - byla dla niego emocjonalnie zbyt plytka. Taki czlowiek jak Brandon juz zawsze pozostanie wewnetrznie wzburzony i niespokojny. Zawsze bedzie wewnetrznie sprezony. Zona spokojna i ukladna, jak Eleonora, oznaczaloby dla niego zamkniecie sie w sobie i izolacje, w imie nieobciazania jej problemami,ktorych nie jest w stanie pojac. Natomiast zona rownie wzburzona, jak jego wnetrze, czyli Marianna, oznacza dla Brandona tak naprawde idealna synchronizacje.
Mylnie bierzecie zewnetrzny chlod Brandona za jego prawdziwy charakter. Popelniacie tym samym, moim zdaniem, blad w podstawowych zalozeniach. :-)
Ostatnio edytowany przez Mike Moriarty (2007-08-01 15:24:42)
Offline
Mike Moriarty napisał:
Eleonora nie pasowala do Brandona - byla dla niego emocjonalnie zbyt plytka.
Pope?niasz (moim zdaniem) w przypadku Eleonory ten sam b??d, który zarzucasz innym wobec Brandona.
Pr?dzej ju? bym typowa? wzbudzanie 'ojcowskich' uczu? u Brandona (podlanych jeszcze pami?ci? o pierwszej, nieszcz??liwej mi?o?ci), który pragnie si? kim? opiekowa?. Eleonora dawa?a sobie sama rad?. Na d?u?sz? met?, kto wie, mo?e co? by ich po??czy?o. W krótkim okresie czasu problemy Marianny (a przecie? tak musia? widzie? mo?liwo?? przegrania swego ?ycia u boku nieodpowiedzialnego bawidamka Willboughy'ego) mog?y bardziej emocjonalnie anga?owa? Brandona, stanowi?c po?ywk? dla rodz?cej si? mi?o?ci.
Offline
Ad. 1. Nie popelniam. :-)
Ad. 2. Jedno nie wyklucza drugiego. Wrecz przeciwnie.
Offline
Zgadzam si? z pakiem, ?e chyba jednak pope?niasz pewien blad w zalozeniach, bo z jednej strony "mylnie bierzecie zewnetrzny chlod Brandona za jego prawdziwy charakter", a z drugiej "Eleonora nie pasowala do Brandona - byla dla niego emocjonalnie zbyt plytka". Wg mnie zle oceniasz Eleonore, tak jak my Brandona. Bierzesz jej chlod, dystans oraz spokoj za jej charakter i piszesz, ze jest plytka emocjonalnie. Kobieta, ktora potrafila, mimo niespelnionej milosci do mezczyzny, zachowywac sie odpowiednio do sytuacji to wcale nie jest osoba PLYTKA! Raczej powiedzialabym, ze ona wlasnie dopiero potrafi przezywac - wewnatrz, w sobie, nie angazujac w to calego swiata, tak jak robila to Marianna. Jest to osoba, ktora potrafi obserwowac (a nigdy nie powiedzialabym tego o Mariannie, jak ktos nie mial wypisane jak ona na twarzy uczuc to wg niej ich po prostu nie mial) i wczuwac sie w uczucia innych (pierwsza zauwazyla uwielbienie Brandona wobec Marianny), a nie umialaby tego robic, gdyby sama takich uczuc nie przezywala. Dlatego, gdyby Brandon nie chcial tego, co wg wiekszosci kryteriow nie bylo dla niego (ekspresyjnej, zakochanej w innym, mlodej dzierlatki ), to Eleonora bylaby dla niego calkiem dobrym rozwiazaniem. Ale ze faceci zwykle chca tego, czego nie moga miec od razu, wiec wygrala Marianna
.
Offline
Ja w?a?nie podziwiam Elinor chyba za t? "p?ytko??" to jest trudne maj?c swoje k?opoty, problemy zepchn?c to na bok i pomaga? innym. Ona mia?a charakter podobny do Brandona w?asnie a mówi?, ?e podobie?stwa si? odpychaj?, mo?e to by?aby za du?a kumulacja dobra i altruizmu. Brandon potrzebowa? kogo?, kogo móg?by tak psu?, Elinor nie pozwoli?aby mu raczej na to
Offline