Strona po¶wiecona Jane Austen
Nie jeste¶ zalogowany.
Marijo, jesteÅ› okropna
Nie wiem co tym Darcy'm. To chyba nie o to chodzi, że był przystojny i że miał kasę. Jane Austen pisze, że Wenthworth też był przystojny-do tego stopnia, że NAWET sir Walter Eliot nie powstydziłby się takiego zięcia (mówię o końcówce powieści a nie o jego pierwszych zaręczynach z Anne), no i że na wojnie zarobił 20 tyś. funtów, więc biedny nie był też. Hm.....a Knightleya opisuje jako przede wszystkim gentlemana w każdym calu, a nie jako bogacza (bogaczem jest jakby "przy okazji"). Nie wiem kurde.....Mnie się podoba to, że on nie jest takim skończonym ideałem, że nie jest nudziarzem, że ma wady, że dostaje po nosie od kobiety, a mimo to walczy o nią (wszystkie lubimy kiedy mężczyzna o nas walczy, czyż nie?)-a przecież ze swoim wyglądem i majątkiem mógłby mieć każdą, ot choćby taką pannę Bingley. Jeszcze podoba mi się fakt, że nie jest do tego stopnia zapatrzony w siebie i potrafi wyciągnąć wnioski z odprawy i stwierdzić, że być może się mylił. I jeszcze chyba to, że podoba mu się Lizzy, która nie próbuje mu się za wszelką cenę podlizać i nawet śmieje się z tego, że nie jest wystarczająco przystojna, by go skusić Pewnie uznacie, że to o Lizzy a nie o Darcy'm, jednak zawsze ceniłam mężczyzn, którzy zakochiwali się w mądrych kobietach, a nie tylko w takich, które były dla nich miłe. W żadnym wypadku nie jest to mój wątek autobiograficzny;)
Dione, dawaj! Czekam na kontrargumenty:) PrzyjmÄ™ wszystko dzielnie na klatÄ™
Offline
O pułkowniku Fitzwilliamie też JA napisała, ze jest przystojny. W końcu był kuzynem Darcy'ego, więc pewnie byli nawet troszkę podobni. Wenthworth też był opisany jako przystojny. Sam sir Elliot (ojciec Anny, który oceniał ludzi przez pryzmat majątku i urody) nazwał go przystojnym. W sumie wszyscy bohaterowie JA (poza panem Collinsem) byli całkiem przystojnymi panami.
:twisted:
Offline
To może nam się podoba, że pan Darcy uparł się na taką bliską nam emancypantkę jak Lizzy? Zawsze to bliżej do ideału, hihi. A w ogóle, to chyba powieść jako taka jest po prostu najlepsza - najdowcipniejsza, nie rozleczona zanadto; chociaż mnie osobiście wkurza nadmierna ilość trzykropków gdzieś pod koniec, kiedy Lizzy zaczyna się mocno zastanawiać nad tym, czy bardziej chce, czy się boi
Mam wrażenie, że JA chciała skończyć prędzej tę piękną historię. Jakbym czytała powieść międzywojenną (Kaden-Bandrowski). Czy też macie wrażenie, że stylowo (pisarsko) D&U rozpada się na dwie części w którymś momencie? Sama końcówka jest w porządku, ale opisy "uświadamiania" sobie przez Lizzy jej uczuć są trochę z innej parafii. A może ja czegoś nie zrozumiałam? Starość nie radość
Offline
Droga megg, kontrargumenty zawsze się znajdą. :twisted: A ja lubię je wyszukiwać :twisted:
Do ideału faktycznie mu daleko, ale Wickham był jeszcze mniej ideałem. Bingley, mimo że jest taki sympatyczny, przyjacielski, dobry i wogóle taki the best, jest także zupełnie pozbawiony zdecydowania i ma problemy z opiniami na swój temat (nie wierzy w swój czar i wdzięk i pozwala, by inny go przekonali). Czyżby skaza na kryształowym charakterze? Idealny z pozoru pan Knithley też nie jest pozbawiony wad. Gdyby się nie zdenerwował, to pewnie nigdy nie powiedziałby Emmie, co do niej czuje. Chyba, że ona zrobiłaby to pierwsza. Hi, hi!
Piszesz, że walczy o nią. No, nie wiem. Przecież gdy dała mu kosza, to wyjeżdża z zamiarem zapomnienia o jej istnieniu. Gdyby nie to spotkanie w Pemberly to pewnie nigdy by się nie spotkali. Ale skoro przyjechała, to po prostu nie mial wyboru i musiał zacząć działać. Los dał mu znak. Brandon takze przecież walczył o Mariannę. Wprawdzie wolniej i ostrożniej, ale walczył.
Potrafi wyciągnąć wnioski z odprawy. Ciężko porównać tu innych bohaterów JA, bo poza Collinsem nikogo nie spotkała odprawa. Jeszcze pan Crawford z "Mansfield Park". Ale on też nie zamierzał się poddać i probował się zmienić. Gdyby nie ta niefortunna ucieczka z kuzynką Fanny, to kto wie...?
Pokochał Lizzy, która mu nie schlebiala. Emma też zawsze starała się raczej powkurzać Knithley'a niż mówić mu komplementy. Marianna wogóle na początku nie lubiła Brandona. A pani Bennet nie znosiła Darcy'ego, a w niej się nie zakochał
Mógł mieć każdą. No i ma.... Hi Hi Hi!!!
Zakochał się w mądrej kobiecie. Wenthworth też. Emmie można dużo zarzucić, ale nie brak rozumu (czasem brak rozsądku, ale nieznaczny). Edward pokochał inetligentną Eleonorę. Fanny (choć mało ją lubię) też nie była głupia, a zakochał się w niej hulaka Crawford. Skoro tak to jego też powinnyśmy cenić. I oczywiście Wickhama. Jeśli założymy, ze Lizzy mu się bardzo podobała (choć jego miłość jest moim zdaniem dyskusyjna), to wybrał również mądrą kobietę. A że mu nie wyszło?
A teraz dla Marijii:
Bo Lizzy wybrał bliską nam emancypantkę. Tu absolutnie się nie zgodzę. Lizzy marzyła o mężczyźnie, który będzie ją przewyższał rozumem i wiedzą. I gdzie tu miejsce na emancypację? Już więcej miała jej Emma, która przecież na początku książki nie zamierzała wychodzić za mąż. A w tamtych czasach to było nie do pomyślenia. Starymi pannami zostawały kobiety, z którymi nikt nie chciał się ożenić, bo były nie ładne, lub nie miały majątku.
:twisted:
I jak mi poszły kontrargumenty :twisted:
Co do zastanawiania się przez Lizzy, to się zgodzę. To akurat były najsłabsze fragnenty, ale konieczne. JA chciała pokazać, że ona się zakochała, a nie postanowiła wyjść za niego dla pieniędzy.
Offline
Dione napisała: "Bo Lizzy wybrał bliską nam emancypantkę. Tu absolutnie się nie zgodzę. Lizzy marzyła o mężczyźnie, który będzie ją przewyższał rozumem i wiedzą. I gdzie tu miejsce na emancypację?"
Bliska emancypancji to Lizzy była w oczach co niektórych dam z jej otoczenia (np. lady Katarzyny), a na pewno nie była cielęciem - i tu leży owa bliskość PT Dyskutantek miłych! To emancypantki chcą mieć przy sobie głupszych mężczyzn niż one same? Myślałam, że w ogóle się ich brzydzą 8O
Offline
Oj tu już mówisz o zagorzałych feministkach. Emancypantki to kobiety wyzwolone, które żądają równości. Nie chcą znajdować się pod opiekuńczą władzą mężczyzn, ale decydować same o sobie. A Lizzy...? Gdyby ojciec zażądał, zeby poślubiła Collinsa, to z bólem ale by to zrobiła. A lady Cathrine uważała ją za bardziej wyzwoloną, wcale nie z powodu jej poglądów, ale dlatego że nie zgadzała sie z opiniami lady C. Nie przypominam sobie, żeby inne kobiety uważały ją za inną niż one same. No poza panną Bingley, ale ona jej nie lubiła więc nie oceniała jej sprawiedliwie.
Offline
Dyskusja zaczyna ożywać. :twisted:
Marija czekam :twisted: :twisted:
Offline
Ja tak na to patrzę trochę z punktu widzenia symetrycznego problemu -- dlaczego mężczyźni lubią Emmę ładna, bogata -- owszem. Podoba się jednak to, że ma swoje słabe strony, że popełnia błędy, ale potrafi się do nich przyznać i ich żałować. Nie jest postacią kryształową, ale potrafi być kimś bliskim i budzącym sympatię.
Myślę, że to macie u Darcy'ego, choć duma Darcy'ego czyni go dla wielu zimnym. (Wiemy jednak, że nie dla Lizzy, a z jej perspektywy spoglądamy na tę postać.) Nawet więcej niż u Emmy -- staje się ideałem przez miłość do Lizzy. Cóż jest bardziej romantycznego? Gdybyśmy nie wiedzieli, jaki stosunek miał do Lizzy i jej otoczenia na początku, przemiana nie zrobiłaby takiego wrażenia.
PS.
Gdzie jest napisane, że pułkownik Fitzwilliam (Darcy) jest przystojny? Ja pamiętam, że jest sympatyczny, ale właśnie przystojny miał nie być.
PPS.
Lizzy jako emancypantka... Po pierwsze, nie wiem dlaczego emancypantki miałyby chcieć koniecznie górować nad mężczyznami, albo się nimi brzydzić. Emancypacja to nie feminizm, a i feminizm nie musi być tak karykaturalnie skrajny. Po drugie autorka sugeruje, że Lizzy nie odpuści Darcy'emu -- nie chce mu się podporządkować i zamierza z niego żartować (co przystoi żonie, ale nie siostrze -- jak podkreślono)
Offline
Uff...Emancypantki żądają równości, a feministki ni mniej, ni więcej, tylko nierówności na korzyść kobiet. A Lizzy, proszę państwa, chciała PARTNERSTWA może, na tyle, na ile było to możliwe w tamtych czasach? A ile tak naprawdę partnerstwa mamy my same? Robicie grafiki prania i mycia naczyń, siostry? Lizzy zakochała się w Darcym, bo nie dość , że bestia przystojny i bogaty (a nawrzeszczeć to na nią nie zdążył przed ślubem ), ale i inteligentny, a co do dowcipu - sądziła, że przy niej się wyrobi
Offline
Ale jak przemiana! Darcy wcale się nie zmienia. To tylko Lizzy odkrywa jaki jest w rzeczywistości pod fasadą oziębłości i dumy. Zmienia się tylko jego stosunek do niej. Początkowo z przekory (a nie dlatego że myślał tak faktycznie) nazywa ją znośną. Później się w niej zakochuje i sądzi, że ona chce go usidlić. I tak mi się wydaje on nie oczekiwał na początku od niej uczucia. Sądził, że skoro jest bogaty a ona nie, to od razu go poślubi. I najbardziej zabolało go, że wydawała się zauroczona Wickhamem. Wtedy dostrzega, że majątek nie wystarczy, żeby ją mieć. Musi się postarać. A stosunku do otoczenia Lizzy nie zmienia wogóle. Jest miły jedynie dla jej wujostwa, ale poznaje ich we własnym domu, gdzie czuje się pewniej (dla osoby o takim charakterze znane miejsce jest lepsze do poznawania nowych osób). Jeśli chodzi o jego charakter to zmiany nie ma, mimo że sam o niej zapewnia. Wiem co mówię. Znam takiego człowieka z autopsji.
Staje się ideałem przez miłość do Lizzy? Chyba nie rozumiem. Czy sugerujesz, że wcielamy się z marzeniach w Lizzy, czy że jest dla nas jak najbliższa siostra? Może jestem dziwna (kilka osób już mnie tak określiło) ale nie potrafiłabym polubić kogoś tylko dlatego że kocha mnie czy najbliższą mi osobę. Faceta mojej siostry nawet nie lubię, a przecież wiem że on ją bardzo kocha. I na pewno nie jest ideałem. Raczej widzę w nim coraz więcej wad.
Patrzymy na niego przez pryzmat Lizzy? Raczej nie. Gdyby tak było to na początku książki powinnyśmy go nie znosić, a lubimy go od pierwszej strony, na której się pojawia.
Piszesz, ze Emma umiała się przyznać do błędu, oj nieczęsto. Wolała wogóle nic nie mówić, choć czasem musiała. Już częściej żałowała i próbowała naprawiać.
Ale pak4 zaskoczyłeś mnie, ze mężczyźni lubią Emmę. Myślałam, że wolą typ Lizzy lub Jane. A wielu coś bliżej panny Bingley lub Lidii :twisted:
Offline
Uff...Emancypantki żądają równości, a feministki ni mniej, ni więcej, tylko nierówności na korzyść kobiet. A Lizzy, proszę państwa, chciała PARTNERSTWA może, na tyle, na ile było to możliwe w tamtych czasach? A ile tak naprawdę partnerstwa mamy my same? Robicie grafiki prania i mycia naczyń, siostry? Lizzy zakochała się w Darcym, bo nie dość , że bestia przystojny i bogaty (a nawrzeszczeć to na nią nie zdążył przed ślubem
), ale i inteligentny, a co do dowcipu - sądziła, że przy niej się wyrobi
Lizzy owszem, a my..... :?:
Offline
A nie mogła go pokochac tak po prostu. przeciez tak już jest że kocha się za nic bop nie istnieje żaden powód do miłości. a czytalam taki arytkuł ona o nim intensywnie myślała od początku interesował ją jesli mówiała że jest ostatnim gościem którego poslubi to znaczy że musiałas myśleć o nim jako o mężu. Ona sama mówi jane że wybaczylaby mu jego próżność gdyby nie uraził jej tak więc chodziło tylko o urażoną ambicję chyba wyleczyły ją oświadczyny
Offline
Oj, Lady_kasiek, przecinków lud żąda i kropków
Offline
Uff...Emancypantki żądają równości, a feministki ni mniej, ni więcej, tylko nierówności na korzyść kobiet. A Lizzy, proszę państwa, chciała PARTNERSTWA może, na tyle, na ile było to możliwe w tamtych czasach? A ile tak naprawdę partnerstwa mamy my same? Robicie grafiki prania i mycia naczyń, siostry? Lizzy zakochała się w Darcym, bo nie dość , że bestia przystojny i bogaty (a nawrzeszczeć to na nią nie zdążył przed ślubem
), ale i inteligentny, a co do dowcipu - sądziła, że przy niej się wyrobi
Lizzy owszem, a my..... :?:
To zależy 1) od egzemplarza, na jaki się trafia; 2) od siły charakteru (żeby się użerać); 3) jak nie ma siły, a jest umiłowanie świętego spokoju w domu, to partnerstwo pozostaje na papierze (lub e-mailu) :?
Offline
Oj z przecinkami u mnie jest prtoblem
A pozatym moje znaki interpunkcyjne ogłosiły strajk jak w sumie cała klawiatura ktoś zpragbnął ją mi wyczyścic i powyjmował klawisze i teraz nie chcą działać jak nalezy
Offline
Dione nie zgadzam siÄ™ z tobÄ… jeÅ›li chodzi o to, że lubimy Darcy’ego od pierwszych stron powieÅ›ci. Dobrze pamiÄ™tam jak pierwszy raz czytaÅ‚am DiU. WiedziaÅ‚am oczywiÅ›cie z różnych źródeÅ‚ jakie przeczytaÅ‚am o powieÅ›ciach Jane Austen, że Lizzy i Darcy bÄ™dÄ… razem. Ale kiedy czytaÅ‚am książkÄ™ moje myÅ›li mówiÅ‚y „ale ten Darcy jest wredny jak to siÄ™ stanie, że Lizzy go pokocha, to przecież niemożliwe” Moje uczucia do Darcy’ego zmieniÅ‚y siÄ™ dopiero po przeczytaniu listu. WczeÅ›niej nie lubiÅ‚am go tak samo jak Lizzy. Lubimy Darcy’ego od pierwszych stron ponieważ tak wiele razy czytaÅ‚yÅ›my DumÄ™ i dobrze znamy jego charakter.
Offline
Fakt. Wkurzał mnnie Darcy az strach dziw że teraz go tak lubie a wcześniej tak mnie wkurzał
Offline
Kochamy Darcy'ego, bo jest postacią tajemniczą, skrytą, niedostępną. Intryguje nas jego zachowanie. Mnie najbardziej w Darcy'm podoba się to, że umiał przełamać własną dumę i konwenanse dla kobiety, którą pokochał. To jest piękne. To jest prawdziwa miłość. Darcy to stuprocentowy facet i dżentelmen, o jakich trudno w dzisiejszych czasach. Oczywiście zachował się źle wobec Elżbiety podczas pierwszych oświadczyn, kiedy to wypomniał jej niskie pochodzenie. Ale jednak żar miłości zdusił wszystko i Darcy się odmienił, stopiła się jego twarda powłoka. Każda z nas chciałaby, aby jakiś mężczyzna zabiegał o jej względy i poświęcał się tak, jak to robił Darcy.
W ogóle, niech żyje Darcy, "Duma i uprzedzenie" i Jane Austen. I niech jej powieści czytają mężczyźni i niech się wzorują na naszym ukochanym Darcy'm)
Offline
Ale jak przemiana! Darcy wcale się nie zmienia. To tylko Lizzy odkrywa jaki jest w rzeczywistości pod fasadą oziębłości i dumy.
A jednak twierdzę, że się zmienia. Poznanie z państwem Gardiner, to nie tylko kwestia miejsca, ale także czasu. Dotknęły go uwagi Lizzy i postanowił poprawić swoje braki, a więc zrezygnować z dumy. Być może w Pemberly, gdzie znał wszystkich od urodzenia rzeczywiście prezentował się bardziej ludzko, ale jego zachowanie wobec państwa Gardiner kontrastuje, z tym co prezentuje sobie na początku, gdy przecież jeszcze nie znał rodziny Bennetów.
I tak mi się wydaje on nie oczekiwał na początku od niej uczucia. Sądził, że skoro jest bogaty a ona nie, to od razu go poślubi.
Nie wiem, co myślał o jej uczuciach, ale był zdesperowany Myślę, że ta desperacja przekraczała wszelkie jego myśli i analizy. Co do propozycji ślubu -- rzeczywiście, czuł się bardzo pewny.
Jeśli chodzi o jego charakter to zmiany nie ma, mimo że sam o niej zapewnia. Wiem co mówię. Znam takiego człowieka z autopsji.
Ten ostatni argument jest gotów mnie przekonać Ale przynajmniej stara się zmienić! Pracuje nad sobą.
Staje się ideałem przez miłość do Lizzy? Chyba nie rozumiem. Czy sugerujesz, że wcielamy się z marzeniach w Lizzy, czy że jest dla nas jak najbliższa siostra?
Chodziło mi o coś innego. Że to miłość powoduje przemianę (którą negujesz). To podkreślenie siły jego uczucia.
Patrzymy na niego przez pryzmat Lizzy? Raczej nie. Gdyby tak było to na początku książki powinnyśmy go nie znosić, a lubimy go od pierwszej strony, na której się pojawia.
Autorka prowadzi nas z punktu widzenia bliskiego Lizzy. Obserwujemy świat bądź faktycznie jej oczami (to jej myśli poznajemy), bądź poprzez sytuacje w których bierze udział. Wyjątki są nieliczne.
Oczywiście, to na ile rzeczywiście patrzymy przez pryzmat Lizzy, zależy trochę od nas samych -- czy dajemy się zasugerować autorce, czy też zachowujemy większą niezależność.
Co do Darcy'ego -- szybko nabrałem dla niego sympatii, ale na początku było to raczej zaciekawienie -- "o! pojawił się ktoś z osobowością!". Sympatia się chyba zaczyna od chwili, gdy poznajemy jego stosunek do Lizzy, a dokładniej, że nie zgadza się w nim z panną Bingley (pierwszy plus) i w duchu okazuje się mniej dumny niż to wynika z jego zachowania (drugi plus).
Offline
Ale pak4 zaskoczyłeś mnie, ze mężczyźni lubią Emmę. Myślałam, że wolą typ Lizzy lub Jane.
A wielu coś bliżej panny Bingley lub Lidii :twisted:
Znałem kiedyś dziewczynę "w typie" Emmy (tak bym przynajmniej określił). I jak przypominam sobie stosunek do niej znajomych, to budziła ona uczucia skrajne. Na pewno jednak nikogo nie pozostawiała objętnym.
Offline
Zauważam wzrastające zainteresowanie tematem I jak miło że możemy poznać też męski punkt widzenia
Wiecie co mi jeszcze przyszło do głowy? Może Darcy tak nas interesuje, bo jest go po prostu "najwięcej" w książce. Tzn. jeśli porównywać z innymi powieściami Austen: kapitan Wentworth prawie nie rozmawia z Anną, unika jej. Edward tak samo unika Eleonory, o Brandonie i Mariannie nie wspomnę. Pan Knightley ma z Emmą właściwie trzy znaczące rozmowy: kiedy krytykuje Harriet, kiedy wyrzuca Emmie jej zachowanie wobec panny Bates i kiedy się jej oświadcza. A pan Darcy? Pomijając bal w Meryton (tam właściwie nie rozmawiają ), mamy: wizyta Lizzy w Netherfield (ciągłe docinki), potem bal u Bingley'a (taniec!), wizyta Elizabeth w Rosings (kilka spotkań i pierwsze oświadczyny), wizyta Lizzy w Pemberly (nieoczekiwane spotkanie i odwiedziny Darcy'ego w gospodzie) no i wreszcie powtórne oświadczyny. Jak widać nie tylko jest tych "momentów" dużo, ale zwykle są one znaczące, interesujące i w dodatku zabawne. Podsumowując: Darcy,ego jest w książce dużo, a jak się kogoś tak często spotyka (choćby na kartach powieści) to trudno się nie zakochać.
Zwłaszcza jak jest przystojny i bogaty. :twisted:
Offline
Elbereth jesteś genialna teraz Dione nie będzie miała już żadnych kontrargumentów. :twisted:
Offline
Byłam nieobecna, więc przepraszam za zwłokę w odpowiedzi.
Już zabieram się do powolnego analizowania i negowania wszystkich argumentów. :twisted: :twisted:
Offline
A nie mogła go pokochac tak po prostu. przeciez tak już jest że kocha się za nic bop nie istnieje żaden powód do miłości. a czytalam taki arytkuł ona o nim intensywnie myślała od początku interesował ją jesli mówiała że jest ostatnim gościem którego poslubi to znaczy że musiałas myśleć o nim jako o mężu. Ona sama mówi jane że wybaczylaby mu jego próżność gdyby nie uraził jej tak więc chodziło tylko o urażoną ambicję chyba wyleczyły ją oświadczyny
Znowu powtórzę: Lizzy owszem, a my....?
Offline
Droga Katarzyno (śliczne masz imię ) piszesz, że nie lubiłaś go na samym początku. Ja niestety muszę powiedzieć, że od razu przypadł mi do gustu. I cały czas denerwował mnie Lizzy, bo myślałam: Czemu ta dziewczyna nie widzi jaki jest wspaniały?!
Elizabeth: Darcy tajemniczy i skryty? Nigdy w zyciu. Nieśmiały, a przez to zimny to się zgodzę. Intrygujący, to już bardziej. Tylko czy lubimy każdego, kto nas intryguje? A jeśli chodzi o poświęcenie: więcej poświęcenia pokazał Edward wyrzekając się majątku (i Eleonory) dla dziewczyny, której nawet nie kochał. A zabieganie o Lizzy? Czy on wogóle o nią zabiegał? Dwa razy się oświadczył i raz z nią zatańczył. Gdzie te kosze kwiatów, serenady i czułe spojrzenia? A pomoc Liddi? Każdy przyzwoity człowiek umiejący pomóc, by to zrobił. Brandon pomógł Edwardowi i nikt o tym nie pamięta.
pak4: on jednak się nie zmienia. Choćby jego zachowanie, gdy wraca żeby się oświadczyć drugi raz. Przy pani Bennet i na wydanej przez nią kolacji jest taki sam jak na początku książki. Ten fakt nawet odbiera nadzieję Lizzy. Że pracuje nad sobą? Tylko on sam tak twierdzi. Ja twierdzę, żę jestem na diecie, a gdy nikt nie widzi pogryzam batoniki . Miłość i przemiana: przemiany nie widzę, a miłość powoduje tylko, że zaczyna się starać. Bingley stara się od początku. Co do osobowości Darcy'ego. Zgadzam się w zupełności. Gdy tylko się pojawił było widać, że to ktoś nieprzeciętny. Tylko czy to powód, zebyśmy tak go lubiły (my czytelniczki i czytelnicy)? Co do Emmy to owszem, takie dziewczyny to też osobowości. Czasem żałuję, że nie jestem do niej podobna.
Elbereth piszesz, że jest go w książce najwięcej. Myślę, ze to akurat nie ma nic do rzeczy. Jest taka książka "W migotliwy świat". Drud ("superman" - to za mało żeby go opisać :twisted: ) pojawia sie tylko epizodycznie i jako bohater rozmów innych. A jednak to jego się pamięta. Inne postacie po pewnym czasie rozmywają się w naszej pamięci, a jego znamy jakbyśmy czytali powieść wczoraj. Poza tym w "Opactwie.." Henrego jest całkiem sporo. Sama Katarzyna myśli o nim bez przerwy. Podobnie w "Mansfield Park" Edmund (wprawdzie on nie jest konkurencją dla Darcy'ego, bo to nudziasz), jest wciaż obecny. A w okresie gdy Darcy wyjechał, a Lizzy spędza czas z Wickhamem i w czasie poszukiwań Lidii, gdyby nie wspomnienia Lizzy, Darcy zniknął by zupełnie z tych fragmentów.
Mnie ciągle nie przekonaliście. Czekam na coś bardziej porażającego i przekonującego.
Offline