Strona po¶wiecona Jane Austen
Nie jeste¶ zalogowany.
hehehe wiedziałam, że mi cos nie pasuje w tym nazwisku ale przypomnialam je sobie po czasie :? mam jednak nadzieje, że zostanie mi to wybaczona i canossa mnie jednak ominie
Offline
Nad czym sie zastanawialam ostatnio to to, ze wszedzie jest powiedziane, ze Darcy i Bingley to tacy dobrzy przyjaciele i ze dlugo sie znaja. Ale nie ma zadnego napomknieca chociazby kiedy i w jakich okolicznosciach sie poznali. Bo skoro sa takimi dobrymi przyjaciolmi to czemu Bingley nie zna szczegolow sprawy z Wickhamem i panna Darcy, ktore rozegraly sie rok wczesniej? I czemu Wickham i Bingley w ogole sie nie znaja, skoro Darcy i Wickham byli prawie ze bracmi.
Ponadto... ile wtedy byla dluga znajomosc? Skoro Bingley na poczatku ksiazki ma.. wlasnie ile? pisze JA, ze dwa lata po osiagnieciu pelnoletnosci, a ile wtedy mial czlowiek pelnoletni? 21 czy 18? Dla mnie to jest duze niedociagniecie z ta przyjaznia Bingleya z Darcym.
Offline
Wydaje mi się, pełnoletność to było 21 lat, więc Bingley był mniej więcej rówieśnikiem Jane.
Jeśli tak, to Wickhama mógł nie znać, bo on wkrótce po śmierci ojca Darcy'ego (czyli 5 lat wcześniej) wyjechał z Pemberley. Oni obaj wtedy chyba jeszcze się nie znali - Bingley byłby zbyt młody (może był na uniwersytecie?).
Darcy raczej nie miał powodów, żeby ciepło wspominać Wickhama, więc chyba przyjacielowi też o nim nie opowiadał.
A co do historii z Georgianą - Elżbieta przypuszczała, że Darcy chciał, żeby siostra wyszła za Bingleya, więc w trosce o opinię siostry trzymał całą aferę w największej tajemnicy.
Offline
No dooobra. To juz sie nie czepiam Tylko jeszcze jedno... przeciez Darcy sam stwierdza, ze "have not that talent which some possess,of conversing easily with strangers."(nie ma talentu do tego zeby gadac z nieznajomymi), wiec z Bingleyem musial sie zapoznac przez kogos.. KOGO? chyba za duzych detali oczekuje
Offline
Może któś mu go przedstawił w jakimś ekskluzywnym klubie dla gentlemanów?
Darcy nie miał talentu do nawiązywania rozmowy - fakt. Ale nie zapominaj, że za to Bingley miał go w nadmiarze.
Offline
A co do historii z Georgianą - Elżbieta przypuszczała, że Darcy chciał, żeby siostra wyszła za Bingleya, więc w trosce o opinię siostry trzymał całą aferę w największej tajemnicy.
A mi sie wydawalo, ze to panna Bingley chciala, zeby panna Darcy stala sie pania Bingley... ojej.. ale to poplatane. Ale fakt - Darcy nie rozpowiadal na prawo i lewo o zajsciu pomiedzy Wickhamem a Georgiana, o co sie pozniej oskarza.
Offline
Może któś mu go przedstawił w jakimś ekskluzywnym klubie dla gentlemanów?
Darcy nie miał talentu do nawiązywania rozmowy - fakt. Ale nie zapominaj, że za to Bingley miał go w nadmiarze.
Przyznaje. OK OK! My faults by this calculation are heavy indeed.
Offline
Ona też chciała, chociaż z innych, całkiem egoistycznych pobudek. Tyle, że nie miała tu wiele do gadania.
A Darcy lubił Bngleya i chyba bez oporów oddałby mu swoją delikatną, nieśmiałą siostrzyczkę. Może podświadomie dlatego tak interesował się jego losem i - jak to z przekąsem zauważyła Elżbieta - tak się nim "opiekował". Może trochę za bardzo.
Offline
Ona też chciała, chociaż z innych, całkiem egoistycznych pobudek. Tyle, że nie miała tu wiele do gadania.
A Darcy lubił Bngleya i chyba bez oporów oddałby mu swoją delikatną, nieśmiałą siostrzyczkę. Może podświadomie dlatego tak interesował się jego losem i - jak to z przekąsem zauważyła Elżbieta - tak się nim "opiekował". Może trochę za bardzo.
Jej (pannie Bingley) chyba bardziej zalezalo na tym, zeby siebie wydac za Darcy'ego i zostac pania na Pemberley niz to, zeby panna Darcy stala sie jej siostra. Dlatego byla taka niemila dla Elizabeth. Na szczescie panna Bingley nie miala w tej sprawie nic do gadania. Jedyne co zrobila to pomogla panu Darcy'emu przekonac brata do tego, ze Jane Bennet o niego nie dba i jakie to malzenstwo byloby nieodpowiednie. Ale gdy Darcy popieral zwiazek Bingleya z Jane, sprzeciw Karoliny B. malo sie liczyl.
Dziekuje ci Maryann, poki co nie mam wiecej watpliwosci co do DiU
Offline
Ja sie tak subtelnie wetne...
Przypomniałyście mi tym tematem, jak bardzo byłam zdziwiona, czytając "Rozważną i romantyczną", że JA tak bardzo skróciła tam wątek zakochania się w sobie Edwarda i Elinor. Szybko stwierdziła to jako fakt i przeszła do związanych z tym perypetii. Żadnego opisu rozwoju tego uczucia, choć w przypadku innych bohaterek potrafiła dłużej snuć opowieść na ten temat. Może po prostu nie chciała skupiać się na tym momencie życia głównych postaci, bo czekały jeszcze do przedstawienia inne ważne wydarzenia?
Znaczy sie mnie to nie razilo, dlatego, ze moim zdaniem dla JA wazniejsza chyba jednak byla Marianna i Brandon oraz wlasnie owe perypetie Elinor z Edwardem. Dwoje tak spokojnych ludzi jak Elinor i Edward moga sie b. szybko odnalezc w uczuciu niezbyt szalenczym, ale byc moze mocnym. Poza tym mam wrazenie, ze Elinor w sercu costam sobie czula, nie ujawniala tego, ale jednak poszlo to w miare szybko. Tym silniej nacisnac musiala na hamulec, gdy na horyzoncie pojawila sie Lucy.
Wiem, troche pokretnie to sobie tlumacze, ale w mojej glowie to wszystko jest na swoim miejscu. Tylko sie wyklawiaturzyc nie potrafie.
Offline
"Wyklawiaturzyć" Jak ja lubię takie wynalazki językowe.
Offline
Polecam sie, czasem cos takiego mi sie wymsknie.
Offline
hmmm ja też może dorzucę swoje 3 grosze na ten temat. Nie żeby mnie to specjalnie drażniło ale nie mogłam nie zauważyc pewniego podobieństwa między bohaterami(szczególnie męskim) powiści JA. Zauważcie, że wszyscy główni bohaterowie np Pan Darcy, Knightley czy Pułkownik Bertram( nie wiem czy dibrze zapamietalam nazwisko) są bardzo poważni, powściagliwi. Z drugiej strony zawsze znahdzie sie w powieśći jakis bezmyslny facet, który podbije serce jakiejs panny a potem ją porzuci. Nie wiem może JA w ten sposób przedstawia swój ideał( mam na mysli 1 typ), a moze to jest własnie urok jej powieśći...... W każdym bądz razie to takie moje drobne obserwacje
Całkowicie się z Tobą zgadzam.Ja też zauważyłam,że wątek z porzucającymi facetami pojawia się.( nie przeczytałam jeszcze wszystkich książek więc nie moge wypowiadać sie na temat wszystkich :oops: ),ale jest to dla mnie dziwne,chociaż może rzeczywiście ma to swój urok
Offline
Całkowicie się z Tobą zgadzam.Ja też zauważyłam,że wątek z porzucającymi facetami pojawia się.( nie przeczytałam jeszcze wszystkich książek więc nie moge wypowiadać sie na temat wszystkich :oops: ),ale jest to dla mnie dziwne,chociaż może rzeczywiście ma to swój urok
To jeszcze nic. Pan Darcy o Lizzy mowi "my deariest, lovest Elizabeth"... pan Knightley mowi TO samo Emmie (naturalnie zmienia imie z Elizabeth na Emma ). A ze kobiety najpierw odrzucaja oswiadczyny, bo dopiero potem je przyjac to jest fakt niezaprzeczalny zauwazony juz przez pana Collinsa (Wiem, ze kobieta odmawia, gdy oswiadcza sie jej po raz pierwszy mezczyzna, ktorego ona chce skycie poslubic..). Margaret Hale z N&S nie jest tu wyjatkiem!
A watek z facetem, ktory budzi sympatie w glownej bohaterce, a potem okazuje sie byc draniem jest doskonalym pomyslem na to, by pokazac jak szlachetny i staly w uczuciach jest ten pierwszy, o ktorym bohaterka z poczatku nie mysli w kategoriach przyszlego malzonka
Offline
Pisałyście u braku dailogów (lub za małej ich ilości w DiU i innych książkach JA. Ostatnio przeczytałam kontynuację DiU ksiązke Julii Barret "Zarozumiałośc". Tam dialogów nie brakuje nawet takich bardzo szczegółowych. Ja jednak wole opis stanów emocjonalnych bohaterów przez JA niż nadmiar dialogu.
Offline
Większych wpadek u JA nie zauważyłem, choć jako pisarka jest trochę nierówna (fragmenty bardzo szkicowe, obok w pełni dopracowanych i skrzących się humorem; weźmy choćby taką część epistolarną w MP*).
Wiele wątków się u niej powtarza (te rodziny z kilkoma córkami, zasadą majoratu i nieprzyjemnym dziedzicem!), podobnie jak pewnych rysów w portretach psychologicznych (także w postaciach kobiecych -- Lizzy, czy Eleonora to takie Fanny, tyle że o mocniejszej pozycji; podobnie, choć z większą różnicą wieku Anna Elliot), ale cóż, nie wszyscy tworzą wielkie, autonomiczne światy powieściowe. Zresztą u JA chyba najciekawsze są postacie drugoplanowe, te wszystkie ciotki Norris, panie Bennet, itd.
---
*) Nabokov twierdzi, że JA po prostu nie mogła opisać równie szczegółowo wszystkich detali swoich powieści, bo stałyby się one zbyt obszerne...
Offline
O! pak4 wspominasz o "Wykładach z literatury" Nabokova. Raz to dorwałam w łapki i niestety puściłam, szukam od dawna, żeby zacytować chociaż fragmenty tego, co napisał o JA na forum. Może Ty to zrobisz?
Ciekawie analizował "Mansfield Park", chociaż dziwne, że akurat tę powieść uznał za najlepszą, a resztę za chłam.
Offline
Ja tam bardzo polubiłam MP i wole to od innych powieści JA (no ale nie bardziej niż DiU), ale żeby tak od razu twierdzić że reszta to chłam?
Offline
Yyyyy, on oczywiście nie użył takiego określenia. Chyba szerzę plotki
Po prostu uznał MP za najbardziej wartościowy
Offline
no ja zrozumiałam, że nie użył słowa chłam, ale myślałam że zjechał inne książki
Offline
Nabokova jest trochę dużo, żeby go cytować Może coś konkretnego? Jego analizy są bardzo ciekawe, tym bardziej, że w przeciwieństwie do panującemu na forum trendowi, unika wczuwania się w bohaterów, a stara analizować powieść, rozwiązania autorki, jej precyzję, itd. Ale jak wspomniałem -- to kilkudziesięciostronicowy esej...
Co do opinii Nabokova o całej twórczości Jane Austen, to przyznaję, że nic nie wiem. Coś mi się w głowie telepie, że najpierw mu się nie spodobała, ale jak za zachętą sięgnął po raz drugi do jej twórczości (właśnie po Mansfield Park) i przekonał się, że jest wartościowa. (Choć pisze, że jest wielką-małą artystyką, czy jakoś tak. Z drugiej strony podobną opinię u licznych potomnych zaskarbił sobie Haydn, więc mam dla niej sporo zrozumienia.)
Osobiście dzięki analizie Nabokova, uważam niektóre partie MP (od śmierci pana Norrisa, do wyjazdu Fanny do Porstmouth) za najlepiej napisane w twórczości JA; ale dużo w tym otwierania oczu przez tegoż Nabokova i nie wykluczam, że gdyby się zabrał za inną powieść, to i tam bardziej by mi się oczy otwarły.
Offline
Jeżeli chodzi o walory literackie MP, to przede wszystkim chodzi tu o narrację-ta powieść pod względem zastosowanych technik narracyjnych jest zdecydowanie najlepsza.W innych powieściach narracja u JA to przede wszytskim tzw. point of view, czyli narracja personalna prowadzona z punktu widzenia głównego bohatera (w tym wypadku bohaterki). W dużym skrócie oznacza to, że opisane są te wydarzenia, w których bohaterka uczestniczy lub o których razem z nią się dowiadujemy. Nie ma natomiast opisu tego, w czym nie uczestniczy albo o czym nie wie (tzn nie ma symultanicznego opisu czegoś co dzieje się w innym miejscu bez jej udziału). Podobnie, co chyba najważniejsze, jest z analizą stanów psychicznych. Nie ma charakterystyki wewnętrznej, pogłębionego psychologicznie portretu, analizy motywacji postępowania itd. bohaterów drugoplanowych. Własciwie wiemy o nich tyle, ile nam mówią główni bohaterowie. JA nie mówi, co myśli Brandon, Knightley, Edward itd. co myśli Lucy Steele, Karolina Bingley itd. my to wiemy z ich zachowania, z sądów, jakie wypowiadają o nich inni. Ale nie ma wycieczki w ich umysły. Zauważcie, że JA nawet za bardzo nie otwiera przed nami psychiki Marianne-przecież nie ma nic o tym, co ona myśli i czuje-jest raczej to, co myśli Eleonor, że Marianne myśli i czuje . Dlatego główną bohaterką jest właśnie Eleonor. Gdyby była nią na równych prawach Marianne, to wiedzielibyśmy od razu, czy zaręczyła się z Willoughbym, czy nie, a nie czekalibysmy, aż dowie się jej siotra. Co do MP, to jest to jedyna powieść JA z bohaterem zbiorowym. Bo Fanny nie jest tu główną bohaterką, raczej bardziej pasuje określenie bohater pierwszoplanowy lub "pretekstowy". a tak naprawdę bohaterów głównych jest tu więcej i narracja jest bardziej "polifoniczna", choć nie jest to jeszcze Dostojewski. Np. wiemy co myśli Edmund-narratorka podąża za tokiem jego myśli, podobnie jest w przypadku Mary Crawford. Przypomnijcie sobie fragment, gdy Edmund wyjeżdża przyjąć święcenia i zatrzymuje sie u przyjaciela, pana Owena. Mary siedzi na plebanii i myśli. Narratorka krok po kroku opisuje, jak szlak ją trafia, że Edmund pojechał, jest zazdrosna o panny Owen itd...i taki opis na conajmniej stronę. Co ważne-Fanny, czyli niby bohaterka główna, nie wie, co myśli Mary i co w danym momencie robi, czyli jest tu ewidentne zerwanie z subietktywizmem. Podobnie nie we wszystkich wydarzeniach Fanny uczestniczy-np. pan Crawford rozmawia o swoich planach względem Fanny z Mary-jej przy tym nie ma i w ogóle nie wie, że taka rozmowa ma miejsce. Jest to zabieg po raz pierwszy wykorzystany u JA i niewątpliwie cegiełka w budowie realistycznej powieści XIX-wiecznej z narratorem zdystansowanym i obiektywnym, trzecioosobowym. A jeśli chodzi o listy, to wprowadznie ich pozwala na "zacytowanie" bohatera, który mówi nie za pośrednictwem narratora, tylko "sam za siebie". Dzięki temu charakterystyka postaci jest pełniejsza. Zatem MP pod względem narracyjnym jest na pewno najwdzięczniejszym obiektem do analizy filologicznej.
Offline
Dzięki pak, dzięki megg. Jak to człowiek czasem mało widzi
Offline
Jeżeli chodzi o walory literackie MP, to przede wszystkim chodzi tu o narrację-ta powieść pod względem zastosowanych technik narracyjnych jest zdecydowanie najlepsza.W innych powieściach narracja u JA to przede wszytskim tzw. point of view, czyli narracja personalna prowadzona z punktu widzenia głównego bohatera (w tym wypadku bohaterki). W dużym skrócie oznacza to, że opisane są te wydarzenia, w których bohaterka uczestniczy lub o których razem z nią się dowiadujemy. Nie ma natomiast opisu tego, w czym nie uczestniczy albo o czym nie wie (tzn nie ma symultanicznego opisu czegoś co dzieje się w innym miejscu bez jej udziału).
Jak dla mnie ten opis dotyczy wszystkich znanych mi powieści Jane Austen (choć nie wszystkiego co napisala, bo wciąż czytam i jeszcze nie wszystko znam), ale z pewnymi uwagami. Różnica między MP a innymi powieściami pod tym względem, wydaje mi się bardziej ilościowa, niż jakościowa. Z jednej strony, na przykład w "Dumie i uprzedzeniu" autorka przeskakuje na chwilę do głowy pani Gardiner, przedstawiając jej oceny (pozostające tylko w myślach) wzajemnych relacji Lizzy i Darcy'ego, o których Lizzy jeszcze nie wie. Z drugiej strony także w "Mansfield Park" widzimy świat głównie z punktu widzenia Fanny.
JA nie mówi, co myśli Brandon, Knightley, Edward itd. co myśli Lucy Steele, Karolina Bingley itd. my to wiemy z ich zachowania, z sądów, jakie wypowiadają o nich inni.
Szkoda, że nie mam Nabokova przy sobie (ale go odgrzebałem i obiecuję, że zamieszczę cytaty za jakiś czas!), gdyż przedstawia on trzy sposoby charakteryzowania bohaterów przez JA. Na pewno mamy tu sam opis, być może osobno potraktowane sądy innych postaci, ale, co może najważniejsze -- mamy także język ich wypowiedzi. Przecież taka pani Norris, pani Bertram, pani Bennet, czy sir Middelton, potrafią być w tym co sami mówią pyszni!
Zauważcie, że JA nawet za bardzo nie otwiera przed nami psychiki Marianne-przecież nie ma nic o tym, co ona myśli i czuje-jest raczej to, co myśli Eleonor, że Marianne myśli i czuje . Dlatego główną bohaterką jest właśnie Eleonor.
Zauważyłem Czasem odnoszę nawet wrażenie, że jedyną funkcją literacką Marianne, jest lepsze przedstawienie Elinor, którą poznajemy właśnie poprzez kontrast z siostrą. I to mimo tego, iż sądząc po objętości fragmentów poświęconych Mariannie i Willoughby'emu, to właśnie ich romans stanowi główny temat powieści.
Bo Fanny nie jest tu główną bohaterką, raczej bardziej pasuje określenie bohater pierwszoplanowy lub "pretekstowy". a tak naprawdę bohaterów głównych jest tu więcej i narracja jest bardziej "polifoniczna", choć nie jest to jeszcze Dostojewski.
Polifonii szczególnej tu nie dostrzegam, na pewno mniej niż w fabule "Rozważnej i romantycznej", z dwoma głosami i kontrapunktem, który tworzą
Ale ja nie o tym, tylko znowu w pamięci sięgam do Nabokova, który wśród zalet popularnego motywu podopiecznej w literaturze XVIII i XIX wieku, wskazuje na atrakcyjność tego punktu widzenia dla opisu rodziny. Fanny jest bardziej obiektywnym obserwatorem, niż byłby ktokolwiek z Bertramów, a jednocześnie jest bardzo bliska ich rodzinnej historii. Ot, taki szpieg wprowadzony przez JA do Mansfield Park
A jeśli chodzi o listy, to wprowadznie ich pozwala na "zacytowanie" bohatera, który mówi nie za pośrednictwem narratora, tylko "sam za siebie".
Jako że "zacytowanei bohatera" mogło się dokonań na innej drodze (np. zwierzania się siostrze, jak w filmie), bliższy jestem sceptycyzmowi Nabokova -- listy były potrzebne, gdyż dalej prowadzona w tym tempie akcja przekroczyłaby jakąkolwiek sensowną objętość. Przy okazji autorka sięgnęła do popularnego wówczas modelu powieści epistolarnej. (Po "Rozważnej i romantycznej" zachodzę zresztą w głowę, czy JA nie znała de Laclose'a... A to ze względu na wątek druzgoczącego listu, dyktowanego przez kobietę, tak by wychodząc spod ręki ukochanego innej kobiety (odpowiednio: Valmont, Willoughby), ugodził ją dogłębnie.)
Offline
Vladimir Nabokov ("Wykłady o literaturze", tłum. Zbigniew Batko, wyd. MUZA S.A., Warszawa 2000, str. 46-48):
[...] przyjrzyjmy się, w jaki sposób Jane Austen dokonuje ich [postaci] prezentacji, ponieważ urok tej książki jest tym większy, im lepiej zrozumiemy jej mechanizm, gdy już uda nam się rozłożyć go na części. Na początku książki Jane Austen posługuje się czterema metodami charakterystyki postaci. A więc mamy po pierwsze bezpośredni opis, z prawdziwymi perełkami gryzącej ironii ze strony pisarki. Większość z tego, czego dowiadujemy się o pani Norris, należy do tej kategorii, ale głupawe lub tępe postacie są charakteryzowane przez cały czas. Toczy się właśnie dyskusja na temat wyprawy do Sotherton, posiadłości Rushworthów.
W gruncie rzeczy trudno było mówić o czymkolwiek innym, gdyż pani Norris miała ogromną ochotę na tę wyprawę, pani Rushworth zaś, nudnawa, uprzejma, ceremonialna dama, która ni emiała do powiedzenia nic istotnego, chyba że dotyczyło to jej i jej syna, nie przestawała, mając najlepsze intencje, nalegać, by lady Bertram wzięła udział w owej eskapadzie. Lady Bertram nie przestawała odmawiać, ale że czyniła to w sposób delikatny, pani Rushworth uważała, że dama w głębi duszy pragnie jednak jechać, aż wreszcie pani Norris wymowniej i głośniej wyjaśniła, jak rzecz ma się naprawdę.
Inną metodą jest charakterystyka przez bezpośrednie przytaczanie wypowiedzi. Czytelnik odkrywa charakter postaci nie tylko dzięki myśli, jaką wyraża mówiący, lecz także poprzez tryb wypowiedzi, przez występujące w niej manieryzmy. Dobry tego przykład znajdujemy w wypowiedziach sir Thomasa [...]:
...daleki jestem od stawiania jakichś wyimaginowanych przeszkód wobec projektu, w którym bierze się pod uwagę ich wzajemną pozycję.
Mowa o planach sprowadzenia Fanny, jego siostrzenicy, do Mansfield Park. Trzeba powiedzieć, że jest to styl ciężkawy; sir Thomas chce po prostu powiedzieć, że nie zamierza wymyślać żadnych przeszkód na drodze do urzeczywistnienia tego planu, uwzględniającego ogólną sytuację. Nieco dalej zacny dżentelmen ciągnie w podobnym, topornym stylu:
[...] jeśli projekt ma przynieść pani Price pożytek, a nam -- chlubę, to musimy zapewnić dziewczynce [przecinek] albo też uważać się za zobowiązanych do zapewnienia jej w przyszłości [przecinek] kiedy okoliczności będą tego wymagały [przecinek] warunków należnych kobiecie z dobrej rodziny [przecinek] jeśli nie znajdzie owego gniazda, jakiego ty, szwagierko, tak ufnie wyglądasz.
(Oczywiście nie obywa się bez formułki "takie, jak"). Dla naszych rozważań nie jest istotne, co dokładnie chce sir Thomas powiedzieć, interesuje nas natomiast jego sposób mówienia i przytaczam ten przykład po to, żeby wykazać, jak świetnie buduje Jane Austen postać poprzez jej język. Jest to nieznośnie "ciężki" człowiek (i równie uciążliwy ojciec).
Trzecią metodą jest charakterystyka poprzez wypowiedzi zrelatywizowane. Rozumiem przez to odwołanie się do wypowiedzi, ich częściowe cytowanie, łącznie z opisem postępowania postaci. Dobrym tego przykładem jest sytuacja, kiedy pani Norris odkrywa wady nowego pastora, doktora Granta, który ma zająć miejsce jej zmarłego męża. Doktor Grant lubi dobrze zjeść; pani Grantmiast zaspokajać jego apetyt najmniejszym kosztem, płaciła kucharce taką samą pensję, jaką dostawała kucharka dworska.
Miss Austen pisze:
Pani Norris nie potrafiła mówić bez gniewu o podobnych godnych ubolewania niedociągnięciach ani też o ilości jajek czy masła, jakie szły regularnie na pastorski stół.
I teraz zostaje wprowadzona mowa zależna.
Nikt bardziej od niej nie ceni gościnności i dostatku [twierdzi pani Norris -- i już samo to jest ironicznym elementem charakterystyki, jako że pani Norris ceni to wszystko na koszt innych] -- nikt bardziej od niej nie gardzi nędznym sknerstwem -- na plebanii za jej czasów nie brakowało żadnych wygód, nigdy jej plebania nie miała złej sławy, ale tego, co się tam teraz dzieje, ona nie jest w stanie pojąć. Wytworna dama jest w wiejskiej plebanii nie na miejscu. Spiżarnia pani Norris byłaby dla pani Grant właściwym wzorem. A gdziekolwiek pyta, zewsząd słyszy, że pani Grant nie ma więcej nad pięć tysięcy funtów majątku.
Czwarta metoda charakterystyki to imitowanie wypowiedzi postaci, kiedy się o niej mówi, ale ta metoda jest stosowana rzadko, w sytuacjach, kiedy rozmowa jest przytaczana bezpośrednio, jak na przykład wtedy, gdy Edmunt przedstawia Fanny tenor pochlebnej wypowiedzi panny Crawford na jej temat.
Offline