Strona po¶wiecona Jane Austen
Nie jeste¶ zalogowany.
Czy Darcy faktycznie jest chodzącym ideałem? A jeśli jest to ile dziewczyn dało by radę z nim wytrzymać?
Offline
Ideałaem to on nie jest. Ale jak juz pisałam w innym watku, wiele kobiet takich facetów lubi. A Darcy z twarzą Colina F. Ech... Cóż mogę powiedzieć?
Ale temat ten wymaga dogłębnej analizy. Może później... ;-)
Offline
Na ten temat można by dłuuuuugo polemizować. Ale fakt jest faktem - nie ma idealnych facetów, nie jestem też pewna czy wytrzymałabym z takim chodzącym ideałem. I chyba nie każda dałaby radę takiemu osobnikowi jak pan Darcy
Offline
A mi się Darcy podoba właśnie taki, ze wszystkimi swoimi wadami. No i oczywiście wygladem Colina ;-) A czy bym z kimś takim wytrzymała, nie wiem. W sumie nie wiemy jaki był na co dzień, w małżeństwie, gdy pierwsze oczarowanie minęło.
Tymniemniej kiedyś twierdziłam że jestem zakochana w Darcym i że to miłość idealnie platoniczna ;-)
Offline
ja go może troche idealizuje ale mi się podoba. to bardzo inteligenty i dobrze wychowany facet i rozmowa z nim to była by czysta przyjemność. no a jak jeszcze wygląda jak Colin to o pociąg fizyczny nie ma co sie martwić.
Offline
Hehe, podoba to on się nam wszystkim i żadna z nas nie ma wątpliwości, że zakochałaby się Darcy'm (zwłaszcza jeśli wyglądałby tak jak Colin). Pytanie tylko co potem, czy łatwo żyłoby sie z nim na codzień, gdy mija pierwsze oczarowanie, a życie zaczyna wypełniać szara reczywistośc.
Co z tego, że świetnie mi się rozmawia z moim mężem, gdy dziennie mamy na to średnio około pięciu minut? ;-) Kiepska pociecha, że mamy podobne zainteresowania, gdy potykam sie o jego brudne skarpetki rzucone na srodku salonu ;-)
Oczywiście przerysowuję, prawda jest taka, że jeśli ludzie się kochają, akceptują i szanują, to dochodzą do komporomisów i przymykają oczy na słabostki drugiej strony. A trudny charakter na pewno jest mniej dokuczliwy w Pemberley niz w M-4 ;-)
Słowem: z pewnością zyli długo i szczęśliwie...
Offline
O Darcym jest bardzo milo pomyslec, na Colina bardzo milo popatrzec. I o to chyba chodzi żeby miec jakaś odskocznie w zyciu. Ale nie zamienilabym mojego prywatnego gentelmena, który jest idealny na codzień i od swięta własnie dla mnie.
Offline
Darcy sam w sobie jest nieco skomplikowany i tak skryty, że o jego postepkach i motywach dowiadujemy się poniewczasie. Zastanawia mnie
pewien jego postępek, gdy /na początku "Dumy"/nagle 'zwinął' całe towarzystwo z Bingleyem i wyjechał z nimi do Londynu. Stało się to akurat po balu w Netherfield, na którym tak pięknie się rozwijało uczucie
Jane i Bingleya. Ale nie z Elżbietą i Darcym, który mimo licznych skrupułów jednak postanowił zaprosić Elzbietę do tańca, chcąc bliżej ją poznać, i zapragnął z nią pogawędzić nieco inteligentniej, bo właśnie dostrzegł w niej pewną wyższość umysłu. A Elżbieta, podminowana uprzednio przez Wickhama, zaraz wytknęła Darcy'emu jego rzekome grzechy wobec biedaka, co tak -moim zdaniem- rozwścieszyło Darcy'ego, że stracił na razie ochotę na dalsze zaloty, widząc w Elżbiecie skłonność
do łatwego ulegania plotkom, i co tu mówić, jej rzekomego gustowania w takich flirciarzach, jak Wickham. I być zarazem jego rywalem? To wszystko było nieco za wiele na dumę Dary'ego, a przekonywać Elżbiety nie miało sensu, zbyt była do niego uprzedzona i zadurzona w samym
Wickhamie. Rozżalony więc Darcy wolał zniknąć z 'placu boju' i po prostu
zniknął, łatwo tez przekonał Bingleya, że Jane mało o niego dba
/czyżby porównywał do swej sytuacji?/- i razem 'wyparowali'. Później nieco tłumaczył Elżbiecie, że rzeczywiście wtedy wątpił w uczucie Jane do Bingleya, ale... jakoś nie przyznał się do innych przyczyn j.w. Sądzę, że
za bardzo się wstydził tych nieco niskich pobudek, aby nie urazić dumy Elżbiety. Nie zawsze się przyznajemy do pewnych rzeczy, pomijamy je przytaczając bardziej przekonujące motywy. Darcy tu właśnie pokazał mi się jako człowiek nieco gwałtowny, ale tak doskonale to 'ubrał' w pozory, że nikt nie podejrzewał. A Elżbieta chyba coś czuła, mówiąc Jane, że to 'robota' Darcy'ego, ale w końcu, jak się on 'zrehabilitował' się, dała temu spokój.
Offline
Ja mam wrażenie, że Darcy nie dlatego "zdezerterował" z Netherfield, że stracił ochotę na zaloty do Elżbiety. On chyba raczej uciekł przed samym sobą, bo chyba już zdawał sobie sprawę, że się w niej zakochał, a nie była to przecież dla niego tzw. odpowiednia partia. Myślał chyba, że z dala od źródła pokusy łatwiej zapomni. Sam się przecież później przyznał, że bardzo się starał zdławić swoje uczucia.
A co do żalu do Elżbiety o jej wiarę w bajki opowiadane przez Wickhama - to przecież przebaczył jej jeszcze na balu.
Offline
Mnie się też tak wydaje Maryann - chodzi mi o tę ucieczkę z Netherfield, zwłaszcza, że miejscem następnego ich spotkania było już Rosings, dokąd Darcy popędził za Elżbietą i się jej oświadczył. Uczucie więc musiało się rozwinąć właśnie wtedy w Netherfield.
Swoją drogą to sobie czasem myslę, jak to szybko im wtedy szło. Dwa razy wystarczyło zatańczyć z tą samą panną na balu i już było prawie pewne, że ślub tuż tuż, a jeśli kawaler się wycofał z afektacji, wszyscy użalali się nad biedną panną, a na głowę kawalera sypały się pioruny.
Offline
Zgadzam ię z przedmówczyniami. Darcy chcaił uciec od tego uczucia, z ktorego juz zaczynal zdawac obie prawe. Kiedy Elzbieta przebywała w Netherfield, po jakiej rozmowie, jet powiedziane, ze Darcy pomylal, ze gdyby jej ytuacja była bardziej odpowiednia, to byłby w niebezpieczentwie, czy co w tym rodzaju. W koncu muial uznac, że nie wygra z amym obą i owiadczył ię, tym bardziej ze był pewny jej zgody...
Wtedy były takie czay, ze nieczgo nie mowiło ię wprot, więc wyciągało ię wnioki na podtawie zachowania, chyba dlatego dochodziło do tylu nieporozumien Ale o ile oburzenie pani Bennet na Bingleya może być trochę przeadzone, choć moze nie zupełnie pezpodtawne, to w RiR, oburzenie znajomych Marianny na Wiloughby'ego było całkiem łuzne, nie uważacie?
Przeprazam za błęy, jedna litera juz całkiem odmowiła wpółp[racy, mam nadzioeje ze domylicie ie ktora i zdolacie mnie odczytac
Offline
Oj ślicznie ci wyszły te literówki Agatko
Jeśli idzie o P&P to główną oburzoną chyba jednak była tylko Mrs Bingley, reszta towarzystwa przytakiwała jedynie mam wrażenie dla swojego świętego spokoju
W R&R znajomość była o wile bardziej zaawansowana, podobnie jak Emmy i Franka Churchila więc rzeczywiście oburzenie mogło być podstawne.
Na którymś forum, jakiś czas temu napisałam, że mogłabym i chciała żyć w tamtych czasach, ale chyba się rozmyśliłam Te niedomówienia i wyciąganie wniosków na podstawie zachowania czy jakiegoś niedopowiedzenia, wykończyły by mnie
Zaczynam rozumieć Franka Churchila, którego rozpierała energia z powodu tłumionego uczucia. Musiał gdzieś ją spozytkować
Ale Wiloughby'ego nie rozumiem!!
Offline
A co tu do rozumienia? Zakochał się w Mariannie i miał nadzieję na poślubienie jej, bo liczył na pieniądze ciotki. A jak się okazało, że nie ma na co liczyć, wybrał niezależnośc finansową. Takie jest życie. Jego największym błędem była nadmierna poufałość, która kazała Mariannie i jej bliskim wierzyć, że ta znajomość na pewno skończy sie ślubem.
Ale dla Franka nie mam usprawiedliwienia. Na miejcu Emmy i Jane wymyśliłabym dla niego jakąś nauczkę, która by mu w pięty pozła.
Offline
Tak, wtedy życie było miłe i słodkie tylko jak się było zamożnym.... inaczej nie było mowy o szcęściu, było się po prostu niżej na społecznej drabinie...
Offline