Strona po¶wiecona Jane Austen
Nie jeste¶ zalogowany.
Ach Spaleni słońcem - SUPER. Zawsze mnie tylko raził ten Stalin na końcu - takie to grubymi nićmi zacerowane. Natomiast całość niesamowita i ta atmosfera rosyjskiego letniska a'la Czechow. Strasznie mi się podobała ta córcia Michałkowa w tym filmie.
Ta scena jak buczą obydwoje żeby sprawdzić komu na dłużej wystarczy powietrza jest wstrząsająca...
Offline
Aine, ja cię błagam i zaklinam, nie odpuszczaj. Pisz nawet o ślimakach, ale nie daj się! Twoje komentarze są jak szczypta pieprzu cayenne w zalewie słodyczy.
Mnie też jakoś za słodko na forum się zrobiło i obmyślam, w które mrowisko wetknąć kij. W N&S się boję, choć mnie korci.
Offline
Aine, ja cię błagam i zaklinam, nie odpuszczaj. Pisz nawet o ślimakach, ale nie daj się! Twoje komentarze są jak szczypta pieprzu cayenne w zalewie słodyczy.
Mnie też jakoś za słodko na forum się zrobiło i obmyślam, w które mrowisko wetknąć kij. W N&S się boję, choć mnie korci.
Eeee, no co Ty, przecież do nas i tak żadne rozsądne argumenty nie docierają ;-)
Zgadzam się z Wami w kwestii "Spalonych słońcem", podoba mi się bardzo. Dawno nie widziałam, może kiedyś do jakiejś gazetki dorzucą. Tam Oleg Mienszykow grał, a to fajny Rosjanin :-)
Trzykrotko, oglądasz "Kal Hoo..."? Zazdroszczę Ci, chciałam iść do kina, ale oczywiście w Katowicach nie ma :-( I nie wiem, czy w ogóle będzie. Ja wiem, że dziś jest premiera dvd, ale chciałam do kina!
Offline
Oj to prawda, Alison! To był film, który trzymał za gardło od początku do końca. Sielanka, białe stroje, piłka po obiedzie, samowar i "Ostatnia niedziela" a tu raptem niespodziewany gość, Święto Radzieckich Szybowców - czy coś podobnego i wujaszek Stalin na niebie.
Szkoda, że Michałkow tak rzadko kręci.
Offline
Trzykrotka napisa³:
Uch! Pamiętam, że na AI plakalam, ale ze szczęścia, że się na to nie wybrałam do kina.
.Ja miałam podobne odczucia na "Titanicu" - obrzydliwe, tyle że do kina na to poszłam. Ale do dziś mnie mgli i płakać mogę jedynie z rozpaczy, że toto nakręcili
![]()
Apropos Mienszykow - będzie z nim film 12.05 na 1 "Główny podejrzany Ostatni świadek"
"Spalonych słońcem" tyż lubię................
[img]http://img113.imageshack.us/img113/9518/windelwinnie21df3bg.gif[/img]
Offline
O, dzięki za namiar na Mienszykowa!
Spaleni byli kiedyÅ› w Vivie,ze dwa lata temu.
A Kal Hooo z emula było, więc na małym ekranie, ale i tak się ponapawałam do syta.
Offline
po wieczornym słuchania ukochanej "Pod Budą", wklejam adekwatny tekścik:
łZY TO NIE WSTYD
Słowa i muzyka: Andrzej Sikorowski
Jutro o siódmej pod kinem Rex
Jeśli się spóźnię - wybacz ten grzech
Z wiatrem we włosach przyszłam na świat
Piękna i bosa, w długach od lat
Zaraz wpadniemy w foteli plusz
Frunie z nad ziemi srebrzysty kurz
Głowa przy głowie oddechy dwa
Spłynie spod powiek maleńka łza
Zachowajmy ją na szczęście
Niech jaśnieje nam jak świt
łzy to znak że bije serce
A to przecież żaden wstyd
Przejdziemy potem z nocÄ… na ty
Księżyc nam złotej pożyczy mgły
Znowu do bramy zgubiłam klucz
Więc rozespany otworzy stróż
Przyjmie w podzięce grosik lub dwa
Grosik na szczęście grosik jak łza
Która dziś w kinie o nazwie Rex
Pewnej dziewczynie spłynęła z rzęs
Zachowajmy ją na szczęście
Niech jaśnieje niby świt
łzy to znak że bije serce
A to przecież żaden wstyd
-----
miłego dnia
m.
Offline
A propos: lubicie płakać w kinie? Ja uwielbiam. No, może nie w kinie, bo mi głupio, ale przed własnym ekranem uwielbiam. Dokładnie jak w piosence: kiedy się wzruszam, wiem, że jeszcze żyję i czuję.
Offline
A propos: lubicie płakać w kinie? Ja uwielbiam. No, może nie w kinie, bo mi głupio, ale przed własnym ekranem uwielbiam. Dokładnie jak w piosence: kiedy się wzruszam, wiem, że jeszcze żyję i czuję.
ja lubię, choć przyznam, że moje serce chyba z wiekiem robi się coraz twardsze. Ale jak już płaczę, to bardzo i wtedy trochę głupio wyjść na ulicę bo skończonym filmie. I nie potrafię wtedy szybko przestawić się na tory szarej rzeczywistości.
ps. Pamiętam m.in., jak w maturalnej klasie, w czasie wagarów płakałam na ET (w ukochanym, choć nieistniejącym już warszawskim kinie Skarpa).
m.
Offline
A my z Miłoszem tak płakałyśmy na Pożegnaniu z Afryką, że wyglądałyśmy jak nieboskie stworzenia po seansie. W życiu się tak nie wzruszyłam w kinie jak wtedy.
I właśnie tego nie lubię w upływającym czasie: że stępia wrażliwość. Już za dużo się widziało, za dużo przeżyło, juz niewiele jest w stanie poruszyć. Też to u siebie zauważam, Moniczko.
Offline
A ja płaczę zawsze w tych samych miejscach, na tych samych filmach. Zaczynają mi się oczy pocić już jak jest niedaleko do danej sceny. Chyba się pod tym względem zatrzymałam w rozwoju. Pod innym zreszta też, zauważyłam ostatnio, że nie mam ochoty czytać jakichś nowych książek tylko wracam do starych dawno przeczytanych i filmy jakoś chętniej też oglądam te, które znam i lubię niż jakieś nowości (chociaż akurat z filmami to najmniej jestem zapoźniona ;-) ) Chyba już jakoś nie lubię się zaskakiwać, to chyba też objaw starości, ale serce mam "miętkie" jak dawniej, chyba nawet za miętkie, ale trudno. :-)
A na Pożegnaniu z Afryką ryczę zawsze jak ranny łoś w boru i nigdy się nie wstydzę, a niby czego, świat dookoła taki wredny, ktoś musi być wzruszliwy. Padło na mnie ;-)
Offline
Płaczę niezależnie od miejsca, gdzie oglądam jakiś wzruszający film- obojętnie: w kinie w Lublinie czy gdziekolwiek. Już gdzieś pisałam, że po obejrzeniu "Titanica" spierdzieliłam się ze schodów w kinie, tak mi oczy zaszły łzami.
Offline
zauważyłam ostatnio, że nie mam ochoty czytać jakichś nowych książek tylko wracam do starych dawno przeczytanych i filmy jakoś chętniej też oglądam te, które znam i lubię niż jakieś nowości
Tez tak mam. Dużo nowych filmów czeka na obejrzenie, a ja ciągle i tak zapuszczam te, których rowki już się ścierają. Syndrom inżyniera Mamonia, czy coś...
Offline
Płaczę niezależnie od miejsca, gdzie oglądam jakiś wzruszający film- obojętnie: w kinie w Lublinie czy gdziekolwiek. Już gdzieś pisałam, że po obejrzeniu "Titanica" spierdzieliłam się ze schodów w kinie, tak mi oczy zaszły łzami.
Chciałabym to zobaczyć(wybacz okrutny żart )
Offline
O, Margarett, zapewniam Cię, że było co oglądać. Bardzo długo zbierałam się z podłogi, taka zapłakana i usmarkana.
Offline
Trzykrotka napisa³:
zauważyłam ostatnio, że nie mam ochoty czytać jakichś nowych książek tylko wracam do starych dawno przeczytanych i filmy jakoś chętniej też oglądam te, które znam i lubię niż jakieś nowości
Tez tak mam. Dużo nowych filmów czeka na obejrzenie, a ja ciągle i tak zapuszczam te, których rowki już się ścierają. Syndrom inżyniera Mamonia, czy coś...No tak panie, bo jak taki polski aktor rozumisz pan gra to jakby nic, a taki zagraniczny to patrz pan, zapali papierosa i OOOOOO 8) od razu cos się dzieje
Dusza moja na zawsze zostanie dziewczyną, swoja, własna, niczyja, nie znana nikomu...
Offline
A ja płaczę zawsze w tych samych miejscach, na tych samych filmach. Zaczynają mi się oczy pocić już jak jest niedaleko do danej sceny. Chyba się pod tym względem zatrzymałam w rozwoju. Pod innym zreszta też, zauważyłam ostatnio, że nie mam ochoty czytać jakichś nowych książek tylko wracam do starych dawno przeczytanych i filmy jakoś chętniej też oglądam te, które znam i lubię niż jakieś nowości (chociaż akurat z filmami to najmniej jestem zapoźniona ;-) ) Chyba już jakoś nie lubię się zaskakiwać, to chyba też objaw starości, ale serce mam "miętkie" jak dawniej, chyba nawet za miętkie, ale trudno. :-)
A na Pożegnaniu z Afryką ryczę zawsze jak ranny łoś w boru i nigdy się nie wstydzę, a niby czego, świat dookoła taki wredny, ktoś musi być wzruszliwy. Padło na mnie ;-)
Też tak coś mam - starość to aboco? ;-) Lubię wracać do tych samych filmów i książek, delektować się scenami i zdaniami.
Co do płaczliwości - mogę płakać prawie na wszystkim, np. na "Terminatorze II", jak Arnie w tej kadzi z azotem się zanurza, to ryczę ;-) Serio! I tez mam tak, że już jak się scena zbliża, to zaczynam!
Lubię się wzruszać w kinie, a nawet jak bym nie lubiła, to inaczej nie umiem, więc nie mam wyjścia. Płaczę na wszystkich bollywoodach, ostatnio okropnie beczałam na zakończenie "Brokeback Mountain". Oczywiście beczę z Jasiem, kiedy go Margosia odrzuca, a on przychodzi do mamy, a potem na scenie peronowej to już okrutnie.
Płaczę na "Co się wydarzyło w Madison County" tak mniej więcej od połowy, a na końcu to, jak pamiętam, w kinie szlochałam bez ogródek, na szczęście prawie całe kino też :-) Albo na końcu "Leona". Że już nie wspomnę o "Titanicu" - pamiętam, że najgorzej było, jak poszłam drugi raz z koleżanką, za pierwszym razem jeszcze jakoś było, ale po raz drugi - to chyba jakaś empatia, koleżanka zaczęła, jak się statek zaczął topić, ja chwilę później, a od ostatniego kawałka orkiestry to już prawie ekranu nie widziałam...
Jestem ciężki przypadek, jak widać :-)
Offline
Płaczę na "Co się wydarzyło w Madison County" tak mniej więcej od połowy, a na końcu to, jak pamiętam, w kinie szlochałam bez ogródek, na szczęście prawie całe kino też :-) Albo na końcu "Leona". Że już nie wspomnę o "Titanicu" - pamiętam, że najgorzej było, jak poszłam drugi raz z koleżanką, za pierwszym razem jeszcze jakoś było, ale po raz drugi - to chyba jakaś empatia, koleżanka zaczęła, jak się statek zaczął topić, ja chwilę później, a od ostatniego kawałka orkiestry to już prawie ekranu nie widziałam...
Jestem ciężki przypadek, jak widać :-)
Wszystkie te filmy oglądałam z podobnymi doświadczeniami...
bo życie to czasem takie niesprawiedliwe potrafi być
a w Titanicu to mi tak Leosia nie było szkoda (choć łezkę uroniłam, nie powiem) jak tych ludzi wszystkich zamkiniętych etc.etc.
Offline
Wszystkie te filmy oglądałam z podobnymi doświadczeniami...
bo życie to czasem takie niesprawiedliwe potrafi być![]()
a w Titanicu to mi tak Leosia nie było szkoda (choć łezkę uroniłam, nie powiem) jak tych ludzi wszystkich zamkiniętych etc.etc.
Mi tych ludzi też - tych staruszków, matki z dziećki, kapitana, ale Leosia nieżywego też, i Rose śpiewającą... :-)
Offline
Podobnie jak kilka osób powyżej stwierdziłam ostanio, że wolę po raz 34 czytać Tolkiena i Austen niż coś nowego. Co prawda i tak czytam nowości, ale tak naprawdę niewiele rzeczy mi się podoba. A filmy mogę oglądać tylko kostiumowe lub fantastyczne, wszystkie inne mnie irytują. Im bardziej współczesny film, tym mnie irytuje bardziej.
Co do łez w kinie. Jest taki wiersz Barańczaka:
łzy w kinie
łzy w kinie płyną łatwiej.
łatwiej niż w życiu ( pomoc:
zgaszenie na sali świateł )
ale i łatwiej niż w domu,
przed własnym telewizorem:
za wydatek na bilet
pragnie siÄ™ miec wieczorem
coÅ› uchwytnego: chwilÄ™
śmiechu lub - zwłaszcza - łez
( od śmiechu widz czuje się lepiej,
od płaczu lepszym niż jest ).
Kinowa łza nie oślepia
oka; przeciwnie, przemywa
i kąpielami słonymi
sprawia, że oko przeżywa
to, co samochód w myjni
lub dusza w trakcie spowiedzi.
KratkÄ… i ciemnym okienkiem -
ekran, przed którym sie siedzi
( w kinie, jesli kto kleknie,
sÄ… to przypadki nieliczne ),
lecz przed tym panoramicznie
rozroslym konfesjonałem
otarciem łzy wyznajemy
swój grzech śmiertelny, tajemny,
nie ujmujÄ…cy - ujemny
znak, minus, który jest piętnem:
"Choć się naprawdę starałem,
choć próbowałem usilnie,
od ostatniego seansu
znów nie zdołałem żyć w pięknie,
w krainie Sensu i Glansu,
w sposób tak żywy, człowieczy,
pełny, prawdziwy, bezsprzeczny
jak żyją aktorzy w filmie".
Offline
podoba mi się ten Barańczak...
i prawda o tym przeżywaniu...
Offline
Podobnie jak kilka osób powyżej stwierdziłam osttanio, ze wolę po raz 34 czytać Tolkiena i Austen niż coś nowego. Co prawda i tak czytam nowośći, ale tak naprawdę nieiwle rzeczy mi się podoba. A filmy moge oglądać tylko kostiumowe lub fantastyczne, wszystkie inne mnie irytują. Im bardziej współczesny film, tym mnie irytuje bardziej.
Co do łez w kinie. Jest taki wiersz Barańczaka: (...)
Åšwietny wiersz :-)
Przypomniało mi to, że na "Władcy Pierścieni" też ryczę okropnie - w scenie śmierci Boromira, kiedy elfy odpływają, kiedy Aragorn wreszcie spotyka Arwenę... i w ogóle jeszcze w wielu scenach.
Offline
Ja na WP zawsze płaczę, gdy oglądam scenę Śmierci Boromira, w końcu należę do Kompanii Boromira, więc to nic dziwnego ;-). I oczywiście za pierwszym razem prawie szlochałam podczas scen w Szarej Przystani. W trakcie lektury raz straszliwie się wzruszyłam w momencie, gdy Galadriela odrzuca Pierścień. W filmie ta scena mi się nie podobała.
Offline
Kinowa łza nie oślepia
oka; przeciwnie, przemywa
i kąpielami słonymi
sprawia, że oko przeżywa
to, co samochód w myjni
lub dusza w trakcie spowiedzi.
Właśnie tak!
Na Władcy zawsze zanoszę się płaczem przy Szarej Przystani (kiedy czytałam ten fragment, to zwyczajnie zachorowałam z żalu) - i potem, kiedy zaczynają się napisy końcowe, płynie Into the West
Sleep now
Dream--of the ones who came before
They are calling
From across a distant shore
pokazują się jeszce raz wszyscy bohaterowie i juz wiadomo, że to KONIEC, prawdziwy, słodko-gorzki koniec:
Across the sea
A pale moon rises
The ships have come
To carry you home
Offline
Dokładnie! Zupełnie zapomniałam o tych rysunkach aktorów. W "Powrocie króla" to tak od połowy filmu całą twarz mam mokrą. A te rysunki są takie piękne, i ta muzyka w tle! Pełen zachwyt.
Już kiedyś natknęłam sę na ten wiersz Barańczaka i go zapamiętałam, a to się u mnie nieczęsto zdarza. :!:
Offline