Strona po¶wiecona Jane Austen
Nie jeste¶ zalogowany.
Wzruszam sie na "Casablance", "Bezsenności w Seatle", "Władcy pierścieni", na "Ani z Zielonego Wzgórza" ( była taka kanadyjska bodaj ekranizacja) a wogóle w zalezności od okoliczności.
Jednym z nielicznych filmów, na którym sie nie wzruszyłam był "Titanic" - bleeeeeeeeeeeeeeeee
Ale wzruszałam sie na "ojcu chrzestnym" jak Pacino zamknął przed nosem drzwi Diane Keaton;)
Offline
Ja się wzruszam na Disneyu, filmach familijnych, wymielonych dramatach. W dodatku wkurza mnie, że tak głupio się wzruszam. Dlatego żadnego filmu z tego gatunku nie oglądam
Offline
Nie ma się co wkurzać. To bardzo dobrze na zdrowie psychiczne robi. Ja jak mam depreszkę, to puszczam sobie "Instynkt" albo "Czułe słówka" albo "Cienistą dolinę" i zaraz mi lepiej na tym łez padole ;-)
Offline
Moja dwuletnia córa, wczoraj zaczęła płakać w głos na "Prosiaczku i przyjaciołach", bo przy 5 emisji zrozumiała, że Królik i Tygrys zgubili Prosiakowi pamiętnik! Myśleliśmy, że coś się stało- ona prawie nie płacze -a nam po prostu dziecko zaczęło dostrzegac szczegóły.
To dopiero powód do płaczu!
A swoją drogą to Królik mnie wkurza, Puchatek też -za to Tygrys to mój faworyt- też lubię brykać
ps podobno w zgodzie z poprawnością polityczną w następnych przygodach Kubusia pojawi się DZIEWCZYNKA- to już chore- tylko nie wiem czy zamiast KRZYsia, czy tylko do towarzystwa
Offline
Ja siÄ™ wzruszam na ....wymielonych dramatach.
Aine, a jakie to sa, bo nic mi jakos nie przychodzi do glowy
Offline
O tak Tygrysek, to tez moj faworyt, chociaz Klapouchy to taka biedna ciapa i Prosiaczek tez tak cipciuÅ›
A wczoraj sie i smialam troche i wzruszylam przede wszystkim na bardzo dziwnym filmie - "Junebug" - komedio dramat. Tyle refleksji...
Offline
jak mam depreszkę, to puszczam sobie "Instynkt" albo "Czułe słówka" albo "Cienistą dolinę" i zaraz mi lepiej na tym łez padole ;-)
Alison, "CienistÄ… doline?" Nigdy bym nie sadzila, ze to film na depreche, raczej wrecz przeciwnie, chyba moze bardziej zdolowac, jak mi sie zdaje ...
Offline
Alison, "CienistÄ… doline?" Nigdy bym nie sadzila, ze to film na depreche, raczej wrecz przeciwnie, chyba moze bardziej zdolowac, jak mi sie zdaje ...
„ChybaÅ›my” siÄ™ nie zrozumiaÅ‚y... Jak ja mam deprechÄ™, to potrzebujÄ™ bezbrzeżnie siÄ™ wypÅ‚akać, a jako, że dość sÅ‚abo mi wychodzi pÅ‚akanie nad wÅ‚asnym losem, to z zasady wspomagam siÄ™ filmami do pÅ‚aczu. Te które wymieniÅ‚am to absolutne pewniaki, że skoÅ„czÄ™ oglÄ…dać biedniejsza o paczkÄ™ chusteczek za to tak odwodniona, że o żadnym dalszym ciÄ…gu depreszki nie może być mowy J Jak mam doÅ‚a totalnego, to komedie mnie nie Å›mieszÄ…, muszÄ™ siÄ™ skroplić ;-)
Offline
Jak ja mam deprechę, to żaden film mi nie pomoże; wtedy sięgam po książkę i staram się wniknąć w treść powieści- w ten sposób jakoś szybciej zapominam i po jakimś czasie jest mi lżej. Zazwyczaj.
Offline
U mnie na depresję jedynie film. Książka zbyt mało mnie zaangażuje. Czasem łąpię się na tym, że to już 5 kartka bezmyślnie przerzucona i wodzona wzrokiem, ale żadna lietka nie złożyła się w wyraz czy zdanie. Po prostu nie dochodzi do mnie.
Offline
Jest mniej więcej 10 filmów,które powodują,że rozklejam się natychmiast.
Oto one:
"The shop around the corner","Okruchy dnia","Howards end","Podwójne życie Weroniki","Trzy kolory:Czerwony",""Królewna Śnieżka","Król Lew","Bambi","Piękna i bestia" oraz (co barrrrdzo dziwne) "North and south" - zalewam się łzami podczas śmierci Bessy,reakcji żony Bouchera na jego śmierć,rozmowy Johna z matką- "Don't be afraid John. She (Margaret) admitted it (love) to the world." :cry: i scen końcowych na stacji kolejowej.
Offline
Filmy jakoś mnie nie rozczulają, ale książki owszem. Zawsze płakałam na Ani z Zielonego Wzórza gdy umierał Mateusz. Do filmów mam dystans i nie pamiętam bym kiedykolwiek płakała w kinie. Chyba raz na Karolu-człowieku, który został papieżem.
Offline
Ja po raz pierwszy ropzkleiłam się chyba na Jane Gray.
Offline
Ja chyba popłakałam się na animowanej wersji "Małej księżniczki", był kiedyś taki serial. Trochę przydługi, ale wzruszający.
W ogóle "Opowieści z Avonley" są bardzo familijne, że się tak wyrażę, a "Ania" w szczególności.
Offline
Alison napisa³:
„ChybaÅ›my” siÄ™ nie zrozumiaÅ‚y... Jak ja mam deprechÄ™, to potrzebujÄ™ bezbrzeżnie siÄ™ wypÅ‚akać,Aaaaaaaa, to sorki.
Ja tez lubie troche smutniejsze wtedy, ale nie az tak jak "Cienista dolina".
Cos raczej na pograniczu komedii i dramatu, albo komedie romantyczne, z dramatycznymi momentami, ale takie ktore sie dobrze koncza.![]()
Pamietam, ze splakalam sie na "Niedzwiadku" Jean Jacquesa Annoud. Bardzo lubie ten film, a zwlaszcza jest tam taki dramatyczny, ale piekny moment, kiedy niedzwiadek spotyka pume. Ten maluch odwaznie probuje stanac do przegranej z gory walki.
A puma ucieka, bo za nim staje nagle ... duzy niedzwiedż.
Zawsze mam wtedy w oczach lzy...
Offline
Gosia napisa³:
Pamietam, ze splakalam se na "Niedzwiadku" Jean Jacquesa Annoud. Bardzo lubie ten film, a zwlaszcza jest tam taki dramatyczny, ale piekny moment, kiedy niedzwiadek spotyka pume. Ten maluch odwaznie probuje stanac do przegranej z gory walki.
A puma ucieka, bo za nim staje nagle ... duzy niedzwiedż.
Zawsze mam tedy w oczach lzy...Ja to płaczę jak on siedzi przy tej zabitej mamie :cry:
Dusza moja na zawsze zostanie dziewczyną, swoja, własna, niczyja, nie znana nikomu...
Offline
Mój syn, gdy płakał i nie mógł się uspokoić mówił sam do siebie: "No, dość już tego płakania... No, co to jest płakalnia?". To określenie (trzyletniego może wtedy bambra) tak się przyjęło w mojej familijce, że przywołujemy je sobie przy każdej sprzyjającej okazji. Nasunęło mi się dziś, gdy zobaczylam, że temat jest kontynuowany, bo gdy moi słyszą, że pociągam nosem podczas filmy jeden przez drugiego krzyczą:"Co to jest płakalnia?" A ta płakalnia to zdarza mi się jak już pisałam wcześniej bardzo często. Ostatnio przy Mieście nadziei w środę. Oglądałyście. Niby nie ma tam przy czym płakać, a jednak. W parku, przy spotkaniu z Colinem, gdy podaje sie za kuzyna i wręcza jej motylkowy pierścionek... :oops: :oops: :oops:
Offline
Z takich płakalniowych pewniaków przypomina mi się "Piękny umysł" - kilka scen z finałową na czele, gdy Crowe dostaje Nobla :cry: :cry: i "Erin Brokovitsch", gdy Roberts przyjeżdza oznajmić jednej z podopiecznych, że jej rodzina dostała parę milionów odszkodowania :cry: :cry:
Offline
Ja to płaczę jak on siedzi przy tej zabitej mamie :cry:
Niedzwiadek jest chyba nakręcony na podstawie opowiadania. Albo też motyw jest oklepany. Ja straszliwie ryczałam przy czytaniu o U'abie, Dzielnym rogaczu, czy Dominiku - wszystko bohaterskie zwierzątka, które wcześnie tracą mamy i walczą o przetrwanie. Oj, ale to jest dopiero płakalnia!!!
Offline
Bo "Niedzwiadek" to cos w stylu "Włoczęgów północy" Curwooda.
Offline
Ja i bez podkładów literackich płaczę na filmach przyrodniczych. Niby uczę, że wszystko co naturalne jest najlepsze, ale czasem trudno mi się pogodzić, że natura potrafi być taka okrutna...
Offline
Filmy przyrodnicze przestałam oglądać po filmie o hienach. Realizatorzy mają zasadę nie ingerowania w życie zwierząt, chyba, że jest to naprawdę niezbędne.
Offline
tu jest o filmach, ale mi się chyba łatwiej wzruszyć przy książce. Bo na przykład jak się wybierałam do kina na Przeminęło z wiatrem, to wzięłam paczkę chusteczek, a tylko łza mi się w oku zakręciła jak Bonnie spadła z kucyka i umierała... (choć teraz pewnie bym od razu pomyślała o moim syneczku i spazmy murowane) natomiast przy książce często się wzruszałam.
Moje pierwsze zapamiętane wzruszenie książkowe to śmierć Nszo-czi, siostry Winnetou. Miałam wtedy 8 lat i to była moja pierwsza poważna książka. Płakałam w poduszkę tak, że mama przyszła zobaczyć co się dzieje.
A potem najłzawiej pamiętam chyba Hrabiego Monte Christo - bo tam to i z żalu i ze szczęścia.
Ale przypomniałam sobie na jakim filmie płakałam - na Titanicu! Siedziałyśmy z siostrą przed video i płakałyśmy jak głupie, że tylu ludzi tak niesprawiedliwie potraktowanych, bez szans na ratunek, a tu niektórzy wszystkie bagaże ratowali. I te dzieci :cry: :cry: :cry: :cry:
Offline
Zdecydowanie filmy dla dzieci powinny wzruszać i robia to na szczęście nie tylko z dziećmi. Oczywiście, ze płaczę na prawie wszystkich Disneyach, na czele z Piekną i Bestią. Ale z poważniejszego repertuaru dorzucilabym jeszcze troche staroci. Nie wiem czy oglądałyście Ben Hura z Ch. Hestonem. Placzę za każdym razem, ilekroć robię sobie powtórkę z rozrywki z tym filmem. Zamieniam się w fontannę (jak Timon i Pumba) w tylu scenach, ze bez rolki higieniny nie mam co siadać. Podobnie zresztę jest z amerykańską wersją Qvo vadis?. (Nie mylić z "arcydziełem" kina polskiego ostatnich lat...
)
Offline