Strona po¶wiecona Jane Austen
Nie jeste¶ zalogowany.
Mnie tam sie Edward nigdy nie podobal. Wolę pułkownika
Offline
Pewnie że tak, ale nie powiesz Edward że nie był miły i zabawny...
Offline
Miły może i tak, ale zabawny? Hmm. Jakoś nie bardzo
Offline
Nakłada mi sie film...
Co do książki się kłocić nie będę, ale w filmie był zabawny z całą pewnością.
Offline
W filmie - raczej tak. Tylko przez Hugh. W sumie tak sie zastanawiam czy on zagrał kiedyś coś sprzecznego z tą szufladką, do której został wciśnięty?
Offline
Jeśli tak, to na pewno zrobił film klape
Offline
Muszę stanąć tutaj po stronie tego książkowego Edwarda więc postanowiłam wkleić cytat, który według mnie jest idealnym połączeniem poczucia humoru, dystansu do siebie i autoironii:
Wreszcie więc, nie widząc konieczności, bym się imał jakiegokolwiek zawodu, gdyż mogę być szarmancki i szastać pieniędzmi zarówno w mundurze, jak w cywilu, wszyscy zgodnie doszli do wniosku, iż próżniactwo jest wyborem najwłaściwszym i najszlachetniejszym, a że osiemnastoletni młodzieniec nie pragnie na ogół pracy do tego stopnia, by miał się oprzeć namowom najbliższych do nieróbstwa, zapisano mnie więc do Oksfordu i od tej chwili jeste przykładnym obibokiem
Offline
Dla mnie to ciut mało. Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Dla mnie to jedynie dowodzi, że był rozsądny i potrafił dokonać autoikrytyki (z elementami ironi), wynikające z tego, że był dość długo z dala od wpływów matki. Czy jest jeszcze gdziekolwiek jakikolwiek podobny fragment? Ale jeśli ktoś ma w sobie autoironię - wypływa ona niemalże w każdym zdaniu - patrz Pan Bennet.
Offline
No wiedziałam, wiedziałam, że to nie tylko załuga Hugh, że ksiązkowy Edward też był fajny
Stanowczo musze sobie przypom,nieć RiR, już chyba z rok nie czytałam! Dlatego nie myli mi sie, co było w filmie, a co w książce.
Offline
Dla mnie to ciut mało. Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Dla mnie to jedynie dowodzi, że był rozsądny i potrafił dokonać autoikrytyki (z elementami ironi), wynikające z tego, że był dość długo z dala od wpływów matki. Czy jest jeszcze gdziekolwiek jakikolwiek podobny fragment? Ale jeśli ktoś ma w sobie autoironię - wypływa ona niemalże w każdym zdaniu - patrz Pan Bennet.
Widzę, że muszę znów interweniować
Nie miałem więc nic do roboty, chyba to tylko, żeby sobie wyobrażać, żem zakochany.
W książce znajduje się jeszcze wiele fragmentów świadczących o poczuciu humoru Edwarda, zapraszam polecam więc ponowną lekturę, a jeśli i wtedy nie dojdziemy do porozumienia to chyba będziemy musiały uznać sprawę za beznadziejną i uznać iż nasze rozumienie poczucia humoru i autoironii są nieco inne.
Offline
I na tym poprzestańmy Chyba rzeczywiście inaczej pojmujemy te kwestie. Książke czytałam całkiem niedawno (z okazji przeceny kupiłam sobie kolejny, ładniejszy egemplarz. Z Emmą i Hugh na okładce I z tej okazji przeczytałam). Nadal uważam, że tej papierowej postaci w stylu Jan Skrzetuski - Hugh dał odrobinę życia. Dla mnie Edward jest mydłkiem, który nie umie walczyć o swoje szczęście. Który jest bezwolnym pantoflarzem i pójdzie tylko tam, gdzie go popchnie jakaś kobieta (bo wskazanie drogi, to jeszcze dla niego za mało). Który sam nic nie zdziała, potem wykazuje jeszcze przynajmniej odrobinę rozsądku dokonując jakże trafnej samoanalizy "byłem obibokiem..." "zakochałem się z nudów" itp.
Jest miłym, fajnym, nie pozbawionym poczucia humoru, ale straszliwie nudnym pantoflarzem, któremu brakuje jednak konceptu.
Offline
Przede wszystkim uwielbiam Brandona (i książkowego, i filmowego), ale trzeba przyznać że pan Knightley (a zwłaszcza kreacja Northama) jest nie do pogardzenia :] Lubię też Edwarda, ale jako że najpierw oglądałam film, to czytając powieść mogłam także ksiażkowemu przypisywać te filmowe cechy
Henry Tilney całkiem sympatyczny - tu się wyłamię z panującej na forum niechęci do ON Natomiast zupełnie nie przypadli mi do gustu faceci z Mansfield Park, kapitan Wentworth nie zachwyca.
Offline
Ach, zdecydowanie pułkownik Brandon najbardziej przypadł mi do gustu. Przedwczoraj obejrzałam 4 część H.Pottera i na sceny ze Snape'em czekałam z wyjątkowym utęsknieniem. Jest tam taki moment, gdzie mój "ukochany" profesor prowadzi lekcję, a Harry i Ron gadają bez ustanku, i wtedy on trzepie ich po głowach i tak fajnie obciąga rękawy przy swej szacie! No i to spojrzenie! To chyba jeden z lepiej dobranych aktorów w filmach na podstawie powieści Jane Austen
Offline
Mnie jednak najbardziej mi sie podobają Darcy i Knightley! Choć jeden
jest nieco za dumny w obejściu, a drugi za bardzo może bezpośredni,
to jednak oni obaj mają stabilny i porządny charakter, można na nich
liczyć w potrzebie. Umieją zachować się właściwie w danej sytuacji,
spieszÄ… siÄ™ z pomocÄ… bez poganiania, doradzÄ… i zganiÄ… w razie czego,
pomoga biedniejszym od siebie, ale nie tolerujÄ… intryg i oszustw.
Po prostu prawdziwi dżentelmeni!
Lubię tak samo innych, jak plk Brandon, Edmund, Edward, ale trochę mniej, są już trochę 'staroświeccy'. Są mili, serdeczni i tak dalej, ale...
czasami spojrzÄ… z odrobinÄ… zgorszenia, jak ich luba coÅ› 'przeskrobie'.
Mi się zdają zupełnie pozbawieni poczucia humoru, którego nie brak
Darcy'emu /ale w sarkastycznym wydaniu!/ no i Knightley'owi.
Offline
Skoro napisałyście kogo lubicie to teraz zmiana tematu
CZARNE CHARAKTERY!!!
Kto Waszym zdaniem jest najgorszy?
dla mnie bezapelacyjnie Willoughby!
Taki okrutny i wyrachowany i zły, przy nim Wickham to psotny chlopiec(Lidia sama pchała mu się w ręce).
Jeszcze brat pułownika-świnia.
a Wy jak myślicie?
Offline
Generał Tilney i jego starszy synuś też nie lepszy. Ale on to stary, wyrachowany, obłudny i wredny dziad! Nie znoszę go! Za to jak potraktował Kaśkę Morland na pal bym go wbiła bez cienia litości. Twarda jestem dla takich typów jak srogi Luśnia :x
Offline
Stary Tilney faktycznie fałszywy dziad, natomiast z tych młodszych to chyba jednak Wickham, który z tak wielkim zadowoleniem był w stanie zniszczyć szanse 5 panien na korzystny mariaż. Nie miał cienia wyrzutów sumienia, a przy tym znajdował jakąś przyjemność w opowiadaniu o swym ciężkim życiu, co trafnie zauważył pan Bennet.
Offline
Brał na litość, stara sztuczka na którą niestety większość z nas sie nabiera. Paskudny był to fakt, Willouby to samo, a młody Elliot? Ale za to jacy ładni ;-)
ładnemu to tak jakoś łatwiej wybaczyć.
A stary Elliot razem ze starym Tilneyem w jednym szeregu - do odstrzału!
Offline
CoÅ› nie mamy szacunku do pokrytych siwiznÄ… skroni?
Offline
Na szacunek trzeba sobie zasłużyć godnym postępowaniem a nie tylko oszronionym łebkiem ;-)
Offline
Ja tu sie troche wylamie, jesli chodzi o "Emme". Widze ze wszystkim podoba sie Jeremy Northam jako Knightley. Faktycznie jest przystojny, i mnie sie takze podoba. Tylko dla mnie on wydaje sie nieco za mlody (jak rowiesnik Emmy, a przeciez chyba w powiesci byl starszy) i wlasnie zbyt przystojny.
Wedlug mnie cos w sobie i to cos pociagajacego i nieco mrocznego ma ten z drugiej wersji Emmy - Mark Strong.
Oczywiscie w pelni autorytatywnie wypowiem sie jak obejrze po sobie obie wersje. Pamietam, ze kiedys obejrzalam wersje z 1995 z Gwyneth, i czegos mi brakowalo i musialam obejrzec te z 1996.
Offline
Wiesz Gosiu, że Ciebie również łączy głęboka więź z autorką tych analitycznych artykułów, niejaką Lisą W.? I to nie tylko w sprawie Colinowej ;-)
Offline
Och! Czyzby tez wolala Stronga od Northama?
Wyglada wiec na to, ze mamy podobne gusta
Jesli tak, to czy i tym razem zgadzasz sie z autorka?
Offline
Och! Czyzby tez wolala Stronga od Northama?
Wyglada wiec na to, ze mamy podobne gusta
Jesli tak, to czy i tym razem zgadzasz sie z autorka?
Jasne, że się zgadzam, bo ona wprawdzie zachwyca się urodą i wdziękiem Northama, a Stronga ocenia jako poważniejszego, może zbyt smagłego ;-) ale przez tą powagę, a nawet trochę mroczność, w sumie znacznie bliższego książkowej wizji bohatera. I ja jestem za. Poza tym obydwaj mają piękne głosy (to już moje własne zdanie), a głos to dla mnie już połowa spraw jaką może ze mną załatwić mężczyzna ;-)
Offline