Strona poświecona Jane Austen
Nie jesteś zalogowany.
Strony: 1 … 16 17 18 19 20 … 24
Oznacza to, ?e Anna by?a s?aba nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Z ?atwo?ci? dawa?a sob? kierowa? matce. Ciekawa jestem jak wygl?da?oby jej ma??e?stwo z Darcym... :twisted: Biedna Anna pewnie ca?kiem straci?aby resztki wolnej woli... :twisted:
Offline
Mam wra?enie, ?e biedna Anna nie wytrzyma?a wymaga? stawianych przez matk? i nie mia?a wyj?cia jak zostac s?abego zdrowia. Pami?tacie, jak lady C mówi?a o swoim wspania?ym talencie muzycznym (niestety nie rozwijanym
) i jak wspomnia?a, ?e jej córka te? by?aby w tym ?wietna gdyby nie jej choroba... Je?li faktycznie nie mia?a talentów wymaganych wówczas od panienek zw?aszcza w wy?szych sferach, a mia?a matk? wymagaj?c? w zasadzie tylko tego (cho? mo?e niesprawiedliwa jestem dla lady C) to có? jej zosta?o
By? mo?e lady Katarzyna pope?nia?a odwieczny b??d chc?c zrealizowa? poprzez córk? swoje w?asne niespe?nione marzenia. Mo?e rzeczywi?cie Anna nie mia?a talentu muzycznego, a lady Katarzyna, przywyk?a, ?e zawsze wszystko dzieje si? tak, jak ona chcenie przyjmowa?a tego do wiadomo?ci. Wtedy biednej dziewczynie rzeczywi?cie pozosta?o tylko "uciec w chorob?".
Ciekawa jestem jak wygl?da?oby jej ma??e?stwo z Darcym... Biedna Anna pewnie ca?kiem straci?aby resztki wolnej woli...
Chyba, ?e Darcy - jak to sugerowa?a pani Reynolds - w otoczeniu najbli?szych rzeczywi?cie by? innym cz?owiekiem. Ale chyba rzeczywi?cie by?by to raczej ch?odny i formalny zwi?zek.
Offline
Ciekawa jestem jak wygl?da?oby jej ma??e?stwo z Darcym... Biedna Anna pewnie ca?kiem straci?aby resztki wolnej woli...
Chyba, ?e Darcy - jak to sugerowa?a pani Reynolds - w otoczeniu najbli?szych rzeczywi?cie by? innym cz?owiekiem. Ale chyba rzeczywi?cie by?by to raczej ch?odny i formalny zwi?zek.
Pozostaje jeszcze pytanie czy Darcy zgodzi?by sie o?eni? z Ann?. To by?y plany jego ciotki, ale moim zdaniem nie jego.
Offline
I tutaj mo?na by zacz?? w?tek o bohaterach potraktowanych po macoszemu przez JA ;-)
Mo?e nie do ko?ca o tym, cho? o bohaterze pobocznym: Collinsie.
Chodzi o scen? z serialu, gdzie podczas wyjazdu od Charlotty - przy po?egnaniu - Lizzy stoi nieco w oddaleniu z Collinsem, i on macha - jakby z nie?mia?ym uczuciem - do swojej ?ony
Jak my?licie, co ta scenka mia?a przekaza? - ?mieszno?? Collinsa, jego ob?ud?, czy co? dobrego dla tego ma??e?stwa?
Offline
Jak my?licie, co ta scenka mia?a przekaza? - ?mieszno?? Collinsa, jego ob?ud?, czy co? dobrego dla tego ma??e?stwa?
?ycz? Charlotcie, ?eby to ostatnie. Na pocz?tek wystarczy dobra wola, zadowolenie z bycia "pani?", a nie "pann?", z posiadania w?asnego domu i wdzi?czno?? dla cz?owieka, który jej to zapewni?. On w konkurach zmieni? w ci?gu kilku dni obiekt swojego zainteresowania trzy razy i my?l?, ?e zdobycie Charlotty zadowoli?o jego mi?o?? w?asn?. Móg? j? naprawde i szczerze pokocha?. Oby im si? uda?o - dla niej.Offline
A ja akurat tu nie mam z?udze?. Sama Charlotta i to co mówi o swoim m??u i tym, jak to ma w?asny salonik i jak ch?tnie bez m??a sp?dza czas - nie ?wiadczy to o nadziejach czy nawet ch?ciach do tworzenia bli?szego zwi?zku.
A Collins gdy si? ?egna z Lizzy, to mam wra?enie, ?e macha do ?onki, ?eby pogn?bi? swoj? kuzynk?... takie mam nie?adne podejrzenia co do niego :twisted:
Offline
Ja my?l?,?e z tego ma??e?stwa to nic dobrego nie wynika.Jak mo?na by? szcz??liwym z Collinsem? Wspó?czuj? Charlottcie, ale sama sobie wybra?a m??a.Chocia? jak wiadomo mog?a zosta? star? panna, wi?c to by?a chyba ostatnia deska ratunku ale i tak j? podziwiam.Mnie on poprostu wkurza chod?by samym wychwalaniem pod niebiosa Lady Katarzyny.
Offline
Ciekawa jestem jak wygl?da?oby jej ma??e?stwo z Darcym... Biedna Anna pewnie ca?kiem straci?aby resztki wolnej woli...
Chyba, ?e Darcy - jak to sugerowa?a pani Reynolds - w otoczeniu najbli?szych rzeczywi?cie by? innym cz?owiekiem. Ale chyba rzeczywi?cie by?by to raczej ch?odny i formalny zwi?zek.
Pozostaje jeszcze pytanie czy Darcy zgodzi?by sie o?eni? z Ann?. To by?y plany jego ciotki, ale moim zdaniem nie jego.
Mo?e i nie jego. Tylko pytanie, co Darcy by zrobi?, gdyby nie spotka? El?biety? Przecie? w ko?cu by si? o?eni?, a po co mia?by szuka? jakiej? obcej panny ze swojej sfery, o której nic nie wiedzia?, skoro pod r?k? by?a Anna: bogata, dobrze skoligacona, no i - je?li dobrze j? tutaj oceniamy - o uleg?ym charakterze. Jednym s?owem: ?ona idealna.
Offline
Pewnie o?eni?by si? z Ann? , ale czy to ma??e?stwo by?oby szcz??liwe???W?tpi?.
Offline
My?l?, ?e jednak nie o?eni?by si? z Ann?. By?a s?abego zdrowia, co nie wró?y?o dobrze trwa?o?ci jego rodu, a przecie? potrzebowa? dziedzica. Brata nie mia?, wi?c na pewno pami?ta?by o takim obowi?zku.
Offline
Nie by?oby pewnie bardziej nieszcz??liwe od wielu ma??e?stw tamtych czasów. Darcy by? cz?owiekiem obowi?zkowym i powa?nym, wi?c je?li zdecydowa?by si? na ten zwi?zek, to by?by dla Anny dobrym m??em. Mó?by nawet by? z takiego uk?adu zupe?nie zadowolony - bo przecie? nie poznawszy El?biety nie zdawa?by sobie sprawy, co go omija.
Ae z pewno?ci? to ma??e?stwo by?oby raczej ch?odne i formalne. ?yliby bardziej obok siebie ni? ze sob?.
Offline
Nie by?oby pewnie bardziej nieszcz??liwe od wielu ma??e?stw tamtych czasów. Darcy by? cz?owiekiem obowi?zkowym i powa?nym, wi?c je?li zdecydowa?by si? na ten zwi?zek, to by?by dla Anny dobrym m??em. Mó?by nawet by? z takiego uk?adu zupe?nie zadowolony - bo przecie? nie poznawszy El?biety nie zdawa?by sobie sprawy, co go omija.
Ae z pewno?ci? to ma??e?stwo by?oby raczej ch?odne i formalne. ?yliby bardziej obok siebie ni? ze sob?.
Chwa?a Bogu, Darcy spotka? Elizabeth :-) I my?l?, ?e raczej nie byli ch?odnym i formalnym ma??e?stwem :-)
Offline
Ja my?l?,?e z tego ma??e?stwa to nic dobrego nie wynika.Jak mo?na by? szcz??liwym z Collinsem? Wspó?czuj? Charlottcie, ale sama sobie wybra?a m??a.Chocia? jak wiadomo mog?a zosta? star? panna, wi?c to by?a chyba ostatnia deska ratunku
ale i tak j? podziwiam.Mnie on poprostu wkurza chod?by samym wychwalaniem pod niebiosa Lady Katarzyny.
Wszystkie jeste?cie negatywnie nastawione do Collinsa, a mnie on a? tak strasznie nie razi
Fakt, ?e jest ?mieszny, a zapewne po jakim? czasie móg?by sta? si? denerwuj?cy - ale to bardzo zale?y od charakteru wybranki. Charlocie mo?e nie przeszkadza?y a? tak jak wam si? zdaje jego ochy i achy nad Rossings.
Bo ja te zachwyty bym uzna?a za ma?? wad?. A na co chcia?abym zwróci? tu uwag?, to jego wyj?tkowo dobra cecha charakteru - zupe?ny brak zazdro?ci :!: Pomy?lcie, ?e równie dobrze móg?by to by? cz?owiek, który w towarzystwie si? zachwyca, ale po cichu na ucho wylewa ?ó?? zawi?ci. A u niego nie ma ani cienia takich "objawów". On po prostu podziwia, mo?e nad miar?, ale tylko podziwia - a nawet nie pomy?li ?e on móg?by tak ?y?. Pozytywnie patrzy na swoje ?ycie i jest z niego zadowolony. :!:
A poza tym, przecie? by? DOBRY, uleg?y, lubi?cy towarzystwo, ale i domowe zacisze, nie obija? si?, nie by?o szans ?eby narobi? d?ugów, a mia? sta?e dochody.
A ?e nie by? przystojny, "nieco" gadatliwy i mia? swoje ma?e ?mieszno?ci...
Ja jednak b?de broni? Collinsa jako nie A? TAK z?ej partii, i Charloty i jej decyzji.
Offline
Po lekturze Waszych postów zacz??am sie znów zastanawia? nad Darcym. Co by by?o, gdyby nie spotka? Elizabeth? W ko?cu to ogromny przypadek, ?e si? poznali. Chodzi mi o to, czy by? cz?owiekiem, który przywi?zywa? wag? do mi?o?ci, czy raczej widzia? przede wszystkim swoje obowi?zki? Czy przysz?o mu do g?owy, ?e mo?e wybra? ?on?, któr? pokocha i z któr? b?dzie szcz??liwy? Czy chcia? si? zakocha?, czy dopóki nie spotka? Elizabeth, jego uczucia by?y u?pione?
Jak ju? która? z Was powiedzia?a, na pewno poczucie obowi?zku kaza?o mu my?le? o przed?u?eniu istnienia rodu. Czy bra? pod uwag? osobiste szcz??cie?
Ale? du?o pyta? zada?am :-) Ale Jane tak niewiele napisa?a o uczuciach pana Darcy!
Offline
To prawda, Darcy pozostaje do ko?ca nieodgadniony i chyba te? przez to taki poci?gaj?cy.
Ja ju? nie potrafi? go oddzieli? od ekranowego wizerunku i lubi? o nim my?le? jako o ?ywym, gor?cym, zmys?owym m??czy?nie, takim, jakiego pokaza? Colin. Lubi? my?le?, ?e wychowanie i sfera oraz pewna wrodzona niezr?czno?? towarzyska st?umi?y w nim t? "gor?c?" cz???. Kiedy pozna? Elizabeth - ona wr?cz eksplodowa?a, przerodzi?a si? w mi?o?? bardzo g??bok?, pe?n? pasji i nami?tno?ci. Jego samego chyba przerazi?o to, co si? sta?o. My?l?, ?e by? wychowany tak, aby nie marzy? o mi?o?ci, ale planowa? przed?u?enie rodu. Ta mi?o?? mu si? przytrafi?a i przemieni?a ca?e ?ycie.
Offline
Po lekturze Waszych postów zacz??am sie znów zastanawia? nad Darcym. Co by by?o, gdyby nie spotka? Elizabeth? W ko?cu to ogromny przypadek, ?e si? poznali. Chodzi mi o to, czy by? cz?owiekiem, który przywi?zywa? wag? do mi?o?ci, czy raczej widzia? przede wszystkim swoje obowi?zki? Czy przysz?o mu do g?owy, ?e mo?e wybra? ?on?, któr? pokocha i z któr? b?dzie szcz??liwy? Czy chcia? si? zakocha?, czy dopóki nie spotka? Elizabeth, jego uczucia by?y u?pione?
Jak ju? która? z Was powiedzia?a, na pewno poczucie obowi?zku kaza?o mu my?le? o przed?u?eniu istnienia rodu. Czy bra? pod uwag? osobiste szcz??cie?
Ale? du?o pyta? zada?am :-) Ale Jane tak niewiele napisa?a o uczuciach pana Darcy!
PRZYPADEK RZ?DZI SWIATEM!!!
przez ca?? ksi??ke sledzimy zmiany jakie zachodz? w Darcym, wiec ja smiem twierdzic ?e Darcy z pierwszych stron ksi??ki to cz?owiek dumny i obowi?zkowy ale nie mysl?cy wcale a wcale o mi?osci. to Elizabeth nauczy?a go, co to mi?osc i prawdziwe uczucie.
Offline
To prawda, Darcy pozostaje do ko?ca nieodgadniony i chyba te? przez to taki poci?gaj?cy.
Ja ju? nie potrafi? go oddzieli? od ekranowego wizerunku i lubi? o nim my?le? jako o ?ywym, gor?cym, zmys?owym m??czy?nie, takim, jakiego pokaza? Colin.
Ja sama nie wiem, jak to jest z moim wyobra?eniem Darcy'ego. Serial widzia?am kiedy?, dawno temu i chyba jako? tak oboj?tnie obok niego przesz?am (teraz mo?ecie mnie wys?a? w kosmos ;-) Nie wiem, czy na posta? na?o?y? mi si? Colin, mam pami?? do twarzy, wi?c by? mo?e jako? go kojarzy?am. Ale tak naprawd? zacz??am czyta? ponownie Jane po przeczytaniu "Dziennika Bridget Jones" ("Dum?..." i "Emm?" ju? kiedy? czyta?am, ale by?o to w czasach, kiedy fascynowa? mnie Hemingway).
Ale przechodz?c do ad remu ;-)
Powie?ciowy pan Darcy zawsze by? dla mnie gor?cym, bardzo zmys?owym m??czyzn?, który ukrywa swe uczucia pod fasad? dobrego wychowania, konwenansów. Nie u?wiadamia ich sobie nawet. Mo?e to wp?yw wywiadu z Colinem w drugiej cz??ci "Bridget...", kiedy Colin mówi, ?e uwa?a Darcy'ego za faceta z ogromnym pop?dem seksualnym ;-) Mówi?c wprost - my?l? dok?adnie tak samo.
Zgadzam si? z Tob?, uczucia Darcy'ego s? st?umione i dopóki nie spotyka Elizabeth, chyba nie my?li o tym, ?e mi?o?? mo?e wywróci? jego ?ycie do góry nogami. Z kilku jego wypowiedzi i przemy?le? wynika, ?e sam by? zadziwony tym, i? kobieta, któr? uzna? za "ledwie zno?n?", ci?gle jest w jego my?lach.
Offline
Wszystkie jeste?cie negatywnie nastawione do Collinsa, a mnie on a? tak strasznie nie razi
![]()
Fakt, ?e jest ?mieszny, a zapewne po jakim? czasie móg?by sta? si? denerwuj?cy - ale to bardzo zale?y od charakteru wybranki. Charlocie mo?e nie przeszkadza?y a? tak jak wam si? zdaje jego ochy i achy nad Rossings.
Bo ja te zachwyty bym uzna?a za ma?? wad?. A na co chcia?abym zwróci? tu uwag?, to jego wyj?tkowo dobra cecha charakteru - zupe?ny brak zazdro?ci :!: Pomy?lcie, ?e równie dobrze móg?by to by? cz?owiek, który w towarzystwie si? zachwyca, ale po cichu na ucho wylewa ?ó?? zawi?ci. A u niego nie ma ani cienia takich "objawów". On po prostu podziwia, mo?e nad miar?, ale tylko podziwia - a nawet nie pomy?li ?e on móg?by tak ?y?. Pozytywnie patrzy na swoje ?ycie i jest z niego zadowolony. :!:
A poza tym, przecie? by? DOBRY, uleg?y, lubi?cy towarzystwo, ale i domowe zacisze, nie obija? si?, nie by?o szans ?eby narobi? d?ugów, a mia? sta?e dochody.
A ?e nie by? przystojny, "nieco" gadatliwy i mia? swoje ma?e ?mieszno?ci...![]()
Ja jednak b?de broni? Collinsa jako nie A? TAK z?ej partii, i Charloty i jej decyzji.
Prawda, nie by? zazdrosny. By? jednak sk?onny p?aszczy? si? przed ka?dym, kto móg? mie? jakikolwiek wp?yw na jego ?ycie i do tego samego zmusz?a swoich bliskich. Nie mia? za grosz w?asnego zdania - przecie? nawet, to ?e zacz?? szuka? ?ony, by?o decyzj? lady Katarzyny.
Nie jestem przy tym przekonana, czy by? zupe?nie pozbawiony tej "?ó?ci zawi?ci" - mo?e po prostu na razie nie znalaz? ku temu powodu.
Offline
Po lekturze Waszych postów zacz??am sie znów zastanawia? nad Darcym. Co by by?o, gdyby nie spotka? Elizabeth? W ko?cu to ogromny przypadek, ?e si? poznali. Chodzi mi o to, czy by? cz?owiekiem, który przywi?zywa? wag? do mi?o?ci, czy raczej widzia? przede wszystkim swoje obowi?zki? Czy przysz?o mu do g?owy, ?e mo?e wybra? ?on?, któr? pokocha i z któr? b?dzie szcz??liwy? Czy chcia? si? zakocha?, czy dopóki nie spotka? Elizabeth, jego uczucia by?y u?pione?
Jak ju? która? z Was powiedzia?a, na pewno poczucie obowi?zku kaza?o mu my?le? o przed?u?eniu istnienia rodu. Czy bra? pod uwag? osobiste szcz??cie?
Ale? du?o pyta? zada?am :-) Ale Jane tak niewiele napisa?a o uczuciach pana Darcy!
My?l?, ?e przywi?zywa? du?? wag? do uczu? i - mo?e pod?wiadomie - ale szuka? takiej kobiety, z któr? po??czy go co? wi?cej, ni? tylko ma??e?stwo z rozs?dku. Przecie? mia? ju? 28 lat i gdyby szuka? tylko gospodyni do Pemberley i matki dla swoich dzieci, to to ju? dawno znalaz?by odpowiedni? kandydatk?.
Przecie? ta jego pasja i nami?tno?? nie wzi??a sie znik?d. Musia?y gdzie? w nim tkwi?, schowane g??boko czekaj?c na odpowiedni moment, by si? ujawni?. Gdyby by? tylko tym zimnokrwistym osobnikiem, którego pozna?o Meryton, to ?adne "pi?kne oczy" by nie pomog?y.
Offline
Mo?e i by znalaz? odpowiedni? kandydatk?,ale nie zmien?by si? jego charakter a to nie wró?y?oby dobrego ma??e?stwa.Sam przecie? powiedzia?, ?e gdyby nie Lizzy to zawsze by?by dumny bo na takiego go wychowywali.To w?a?nie dzi?ki jej s?owom postanowi? si? zmieni? i udowodni?,?e mo?e by? inny.
Offline
na co chcia?abym zwróci? tu uwag?, to jego wyj?tkowo dobra cecha charakteru - zupe?ny brak zazdro?ci :!: Pomy?lcie, ?e równie dobrze móg?by to by? cz?owiek, który w towarzystwie si? zachwyca, ale po cichu na ucho wylewa ?ó?? zawi?ci. A u niego nie ma ani cienia takich "objawów". On po prostu podziwia, mo?e nad miar?, ale tylko podziwia - a nawet nie pomy?li ?e on móg?by tak ?y?. Pozytywnie patrzy na swoje ?ycie i jest z niego zadowolony. :!:
A poza tym, przecie? by? DOBRY, uleg?y, lubi?cy towarzystwo, ale i domowe zacisze, nie obija? si?, nie by?o szans ?eby narobi? d?ugów, a mia? sta?e dochody.
A ?e nie by? przystojny, "nieco" gadatliwy i mia? swoje ma?e ?mieszno?ci...![]()
Ja jednak b?de broni? Collinsa jako nie A? TAK z?ej partii, i Charloty i jej decyzji.
nie wiem czy mówimy o tej samej cesze, ale dla mnie Collins absolutnie nie by? dobry. Uleg?y - tak, wobec znaczniejszych od siebie, wtedy nawet p?aszcz?cy si?, natomiast wobec innych wywy?sza? si? i by? strasznie dumny, a nie sz?a za tym bynajmniej "prawdziwa wy?szo?? umys?owa". Lubi?cy towarzystwo - do tego stopnia, ?e kr??y? po drodze, ?eby zobaczy? czy przyjad? go?cie do Rosing i wypatrywa? powozu Lady C. Jednak dla ?ony przebywanie z nim w wi?kszym towarzystwie mog?o by? - i za?o?? si? ?e bywa?o - kr?puj?ce. Cz?sto zachowywa? si? jakby nie dotyczy?y go konwenanse, a czasem nawet zwyk?y takt by? mu obcy. Lubi?cy domowe zacisze? szczerze mówi?c jako? nie przysz?o mi to nigdy do g?owy.
Prawda, ?e si? nie obija?, nie robi? d?ugów i mia? sta?e dochody - w dodatku po ?mierci pana Benneta dziedziczy? maj?tek tamtego. Ale to jedyne co mog? znale?? w nim pozytywnego.
Ma?e ?mieszno?ci by?y jak dla mnie bardzo du?e. Tym bardziej, ?e by? przekonany o swojej warto?ci i jako pastora i jako cz?owieka - a przez to nie by? w stanie dostrzec cho?by tego jak faktycznie inni go odbieraj?. Troch? mi go ?al, ale uwa?am, ?e by? bardzo denerwuj?cy i ?ycie z nim wymaga?o stoickiego wr?cz podej?cia do ?ycia.
By? mo?e Charlotta mia?a takowe. Wydawa?a mi si? zawsze zbyt inteligentna, ?eby nei wiedzie? co oznacza ?ycie z Collinsem, wi?c najwidoczniej tak by?o...
Offline
Uleg?y - tak, wobec znaczniejszych od siebie, wtedy nawet p?aszcz?cy si?, natomiast wobec innych wywy?sza? si? i by? strasznie dumny, a nie sz?a za tym bynajmniej "prawdziwa wy?szo?? umys?owa". Lubi?cy towarzystwo - do tego stopnia, ?e kr??y? po drodze, ?eby zobaczy? czy przyjad? go?cie do Rosing i wypatrywa? powozu Lady C. Jednak dla ?ony przebywanie z nim w wi?kszym towarzystwie mog?o by? - i za?o?? si? ?e bywa?o - kr?puj?ce. Cz?sto zachowywa? si? jakby nie dotyczy?y go konwenanse, a czasem nawet zwyk?y takt by? mu obcy.
Wyj?tek z listu pastor do pana Benneta po ucieczce Lidii:
"Ta uwaga ka?e mi równie? my?le? z jeszcze wi?ksz? satysfakcj? o pewnym wydarzeniu, które mia?o miejsce w listopadzie zesz?ego roku, gdyby bowiem sprawy u?o?y?y si? inaczej, wasza rozpacz i ha?ba musia?yby si? sta? i moim udzia?em."
?wietnie, zw?aszcza jak na duchownego.
Offline
Maryann, jestem pewna, ?e nikt nie cieszy?by si? cho? troch?, widz?c, ?e uchroni? si? od niezbyt korzystnego maria?u i rodziny. Pami?tajmy, ?e pan Collins by? TYLKO cz?owiekiem. W dodatku ma?o inteligentnym, wi?c brak taktu nie jest niespodziank?... :twisted:
Offline
Zgadza si? - by? cz?owiekiem wyj?tkowo ma?o rozgarni?tym i ma?o taktownym. Przecie? pierwsze, co zrobi?, gdy dowiedzia? si? o aferze z Lidi?, to pobieg? przekaza? nowin? lady Katarzynie.
Od rodziny to si? chyba jednak nie uchroni?, bo przez to, ?e nie o?eni? si? z Lizzy, nie przesta? by? kuzynem Bennetów. Chocia? w tym momencie chyba o tym zapomnia?.
Offline
Od rodziny to si? chyba jednak nie uchroni?, bo przez to, ?e nie o?eni? si? z Lizzy, nie przesta? by? kuzynem Bennetów. Chocia? w tym momencie chyba o tym zapomnia?.
Jak my?licie, czy pan Collins cz?sto odwiedza? bratanka swojej ukochanej lady Katarzyny i jego ?on?? ;-) Je?li si? w ogóle odwiedzali, ciekawe, jaki by? stosunek Collinsa do Lizzy? W ko?cu kiedy?, podczas o?wiadczyn obrazi? j? mówi?c, ?e mo?e ju? nigdy nie dosta? ?adnej propozycji ma??e?stwa i jego propozycja jest najlepsz? rzecz?, która si? jej zdarza ;-)
Offline
Strony: 1 … 16 17 18 19 20 … 24