Strona po¶wiecona Jane Austen
Nie jeste¶ zalogowany.
Strony: 1 … 12 13 14 15 16 … 24
No to na czym stanęło w związku z czytaniem? Bo już mnie całkiem skołowało to "szpadkowanie" ;-)
Offline
Ależ czytamy, czytamy
Rozdziały XLVI-L , czyli:
1. List z wiadomością o ucieczce Lydii, dramatyczne pożegnanie z Darcym
2. Powrót do domu
3. Wiadomość o odnalezieniu Lydii i Wickhama (jeszcze bez szczegółów na temat okoliczności odnalezienia i udziału Darcy'ego)
To czytałyśmy, zanim doszło do megadygresji.
Offline
Wątku Lydii i Wikhama nie lubię. L jest tak głupia, że ręce opadają (ale szczęśliwie ona sama nie zdaje sobie z tego sprawy, co czyni jej życie beztroskim i radosnym) a W bezczelny i absolutnie nie przejmujący się tym co inni o nim myślą (owszem stara się przypodobać, ale ale gdy daje się poznać i inni mają go dość, po prostu zmienia środowisko). Mam alergię na jedno i drugie :evil:
Offline
A Lizzie się dręczy. Nie dość, że siostrzyczka wywołała skandal, to jeszcze ona sama wygadała się o wszystkim przed Darcym. Myśli, że on czuje satysfakcję, bo miał rację co do rodziny Elżbiety, i cieszy się, że uniknął spowinowacenia się z nimi.
Offline
Lubie scene, kiedy ona patrzy w lustro i mysli o.... Colinie
Offline
Uhmmm. Śliczna jest w tym ujęciu.
Lubię, jak JA opisuje rozterki Elżbiety: że "gdyby nie spotkała w życiu Darcy'ego, z pewnością lepiej by znosiła strach przed hańbą Lidii", jak w koncu zdaje sobie sprawę, że to "najwłaściwszy dla niej mężczyzna".
A tak trochę z innej beczki. Nie wiem, czy zwróciłyście uwagę na list pastora. Jest tam jedna uwaga - że Charlotta jest zdania, że kłopoty z Lidią były wynikiem nadmiernego pobłażania jej w domu. Czyżby pani Collins czuła pewną satysfakcję z kłopotów rodziny najbliższej przyjaciółki?
Offline
Mysle ze nie. Charlotta mowila to co myslala i w sumie miala w tym racje.
Tak samo zreszta mowila sama Lizzy w rozmowie z ojcem. Ze nie nalezy zgadzac sie na wszystko i nie mozna ustepowac we wszystkim Lidii.
Offline
Pies to drapał, dam sobie odjąć wszystkie kończyny bez znieczulenia, że jemu nawet przez myśl nie przeszło walczyć z uczuciem, tylko z przeciwnościami, ktore nie pozwalały mu zdobyć Elżbiety i możecie mnie kołem połamać jeśli dam się przekonać, że było inaczej. Tu wierzę w męski ród i jego genetycznie tudzież hormonalnie uwarunkowaną potrzebę zdobywania upatrzonej zdobyczy - jakem Alibaba ;-)
przepraszam, że sprowadzam Was znowu na manowce, ale......
czy nie zwróciłaś uwagi, że w scenie drugich oświadczyn książkowych Darcy wyraźnie mówi, że tylko fakt nagadania przez Lizzy jego ciotce CdB i odmowa przysięgi dały mu nadzieję na jej wzajemność?
Po pierwszych, fatalnych oświadczynach dowiedział się że jest chamem i ostatnim z kandydatów na męża! On opisał jej w liście swoje motywy, ukazując głupotę i nieobycie jej rodziny, więć raczej nie żegnał jej miło.
Potem jak przemyślał jej zarzuty zrozumiłal,że faktycznie mógłby być grzeczniejszy dla WSZYSTKICH.
Ich spotkanie w Pemberly, złagodziło tamte żale ,ale rozstanie po aferze L&W znowu Lizzy pozbawiało marzeń.
Uważam, że od oświadczyn do wizyty ciotki, zwalczał uczucie, choć dopuszczam możliwość ,że przy spotkaniu w P. zrozumiał,że to daremne i zaczął przemyśliwać nad jej zdobyciem-to jedyny kompromis na jaki mnie stać
Offline
Bóg zapłać, ale ja juz nie mam siły się w tym gmerać. W czasie tej ostatniej rozmowy powiedział też, że po I oświadczynach był trochę zły ale ta zlość poszła w dobrym kierunku... Czy nazwałby "dobrym kierunkiem" próby "zabicia tej miłości"? Ostawmy lepiej ten temat bo znowu polecą peruki ;-)
Offline
Sorry za wtracenie, bo nie chce juz meczyc Alison ani ciagnac tego tematu, ale ja mam tlumaczenie: Bylem moze z poczatku zly, ale ta zlosc szybko poszla "we wlasciwym kierunku". Byc moze po angielsku jest tam "good", ale nie mam wersji oryginalnej, wiec nie moge sprawdzic.
Dodam na koniec, ze opierajac sie tylko na powiesci, nie mozna stwierdzic autorytatywnie, jak to z Darcym bylo: czy chcial zwalczyc czy chcial walczyc. Cala interpretacja opiera sie wiec na naszych indywidualnych odczuciach.
Offline
W oryginale jest: "I was angry perhaps at first, but my anger soon began to take a proper direction".
Offline
Czyli powiedział jej: Wiesz, na początku byłem trochę zły, a potem to się juz tylko chciałem w Tobie odkochać ;-)
Ale skoro znowu się spotykamy, no to już dobra, to się w Tobie znowu zakocham. A co mi tam ;-)
Offline
A może inaczej: najpierw tyo byłem na ciebie zły, ale potem - jak ochłonąłem - to zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie masz trochę racji. Skoro ty uważałaś mnie za aroganta, to może inni też mnie tak widzą. I może dlatego mam tak mało przyjaciół?
Offline
Wątku Lydii i Wikhama nie lubię. L jest tak głupia, że ręce opadają (ale szczęśliwie ona sama nie zdaje sobie z tego sprawy, co czyni jej życie beztroskim i radosnym) a W bezczelny i absolutnie nie przejmujący się tym co inni o nim myślą (owszem stara się przypodobać, ale ale gdy daje się poznać i inni mają go dość, po prostu zmienia środowisko). Mam alergię na jedno i drugie :evil:
Mnie chyba właśnie najbardziej w Lydii wkurza to, że ona do końca nie zdaje sobie sprawy, ile zła czyni poprzez swoje zachowanie. Jest taka dumna z siebie, że jest mężatką jako pierwsza w rodzinie, że może postępować za matką, zajmując miejsce Jane... Zawsze kiedy o tym i o innych sytuacjach z nią w roli głównej czytam, mam ochotę ją trzasnąć w gębę, żeby się wreszcie opamiętała ;-) A Wickham... gdyby miał choć resztki honoru, nigdy by nie próbował zaczynać z Elizabeth rozmowy o Darcym w Londynie (ale to chyba późniejszy rozdział).
Offline
Żeby zostały jakieś "resztki", to najpierw musiałoby być coś więcej. Może jestem niesprawiedliwa, ale wg mnie Wickham od początku był człowiekiem kompletnie pozbawionym honoru i jakichkolwiek zasad.
Dostał "w spadku" parafię, ale wolał gotówkę. Przepuścił ją szybko, po czym bez skrupułów wrócił do Darcy'ego po więcej. Został odesłany z kwitkiem, więc omotał Georgianę. Spotkali się w Hertfordshire - próbował się odegrać za swoje wyimaginowane nieszczęścia psując Darcy'emu opinię.
Po tym wszystkim nie miał żadnych oporów, aby przyjąć od Darcy'ego pieniądze i pomoc. OK, wiedział (albo co najmniej podejrzewał), że Darcy jest bardzo zainteresowany w polubownym załatwieniu sprawy. Sądząc po zakończeniu "Dumy..." przyjmował ją jednak nadal. Brał pieniądze od człowieka, którego bez skrupułów obrzucał błotem, a robił to pewnie z taką samą niewinną miną, jaką pamiętamy z serialu. Nadal uważał, że to poprostu mu się należy.
Swoją drogą, to Lidia niechcący odegrała całkiem pozytywną rolę. Prawda o charakterze Wickhama pewnie jeszcze długo nie wyszłaby na jaw, gdyby ona tak uparcie i bezmyślne się za nim nie uganiała. Nieświadomie sprawiła, że w końcu drań wpadł we własne sidła.
Offline
Żeby zostały jakieś "resztki", to najpierw musiałoby być coś więcej. Może jestem niesprawiedliwa, ale wg mnie Wickham od początku był człowiekiem kompletnie pozbawionym honoru i jakichkolwiek zasad.
Dostał "w spadku" parafię, ale wolał gotówkę. Przepuścił ją szybko, po czym bez skrupułów wrócił do Darcy'ego po więcej. Został odesłany z kwitkiem, więc omotał Georgianę. Spotkali się w Hertfordshire - próbował się odegrać za swoje wyimaginowane nieszczęścia psując Darcy'emu opinię.
Po tym wszystkim nie miał żadnych oporów, aby przyjąć od Darcy'ego pieniądze i pomoc.
Nie sądzę, że jesteś niesprawiedliwa. Z tego jednak, co mozna wyczytać u JA, ojciec Darcy'ego lubił Wickhama, więc może na początku nie był tak okropny. To nie mogło być bezpodstawne. Chyba że Wickham potrafił oszukać także jego - to możliwe.
Swoją drogą, to Lidia niechcący odegrała całkiem pozytywną rolę. Prawda o charakterze Wickhama pewnie jeszcze długo nie wyszłaby na jaw, gdyby ona tak uparcie i bezmyślne się za nim nie uganiała. Nieświadomie sprawiła, że w końcu drań wpadł we własne sidła.
Drugi pozytywny aspekt jest taki, że się wygadała przed Elizabeth, że to Darcy całą sprawę ślubu załatwił.
Offline
I tym optymstycznym akcentem niepostrzeżenie przeszłyśmy do rozdziałów LI-LV, tj.:
1. Elżbieta dowiaduje się, że to Darcy doprowadził do ślubu Lidii,
2. Bingley wraz Darcym wraca do Netherfield,
3. wizyty w Lobgbourn,
4. zaręczyny Bingleya i Jane.
Na początek mamy "szczęśliwą" parę nowożeńców, która zachowuje się, jakby nic się nie stało, równie zachwyconą mamusię i konsternację reszty rodziny.
Nawiązując do wcześniejszej dyskusji - idealny będzie tu opis uczuć Elżbiety: "wprost nie mogła uwierzyć, że stać go na taką pewność siebie, toteż siadając postanowiła w duszy, że nigdy w przyszłości nie będzie stawiała granic bezwstydu człowieka bezwstydnego."
Offline
I tym optymstycznym akcentem niepostrzeżenie przeszłyśmy do rozdziałów LI-LV, tj.:
1. Elżbieta dowiaduje się, że to Darcy doprowadził do ślubu Lidii,
2. Bingley wraz Darcym wraca do Netherfield,
3. wizyty w Lobgbourn,
4. zaręczyny Bingleya i Jane.
Na początek mamy "szczęśliwą" parę nowożeńców, która zachowuje się, jakby nic się nie stało, równie zachwyconą mamusię i konsternację reszty rodziny.
Lydia pobija tu rekordy głupoty, bezmyślności i bezczelności, kiedy opowiada o tym, jak przechwalała się obrączką przed przypadkowymi sąsiadami, jak martwi się, czy wszyscy wiedzą o ślubie itd. Podziwiam anielską cierpliwość Jane i Lizzie - żadna nie wygarnęła jej wprost tego, co ta głupiutka pannica powinna usłyszeć.
Szczerze mówiąc pani Bennet, do której na początku powieści mam sporo sympatii, pod koniec historii traci ją z każdą stroną - poprzez swój brak taktu, zachwyt małżeństwem Lydii i nieuprzejme zachowanie wobec Darcy'ego.
W tych rozdziałach pięknie opisane zostały uczucia Elizabeth, która ciągle myśli o panu Darcym, mimo że sama nie daje sobie nadziei na to, by myśleć, że on ją kocha. Jego działania na rzecz Wickhama i Lydii po raz kolejny pokazują, że się myliła co do niego, że jest wspaniały, wielkoduszny - taki, jakim opisywała go pani Reynolds.
Offline
Pisałam już, że nie lubię tych rozdziałów, bo to już tylko kilka kartek do końca....
Zawsze jestem rozdrażniona zachowaniem L&W oni oboje tacy pewni siebie bez cienia wstydu, chociaż Lidia jest bardziej koszmarna.
Zawsze też ciekawiło mnie ile faktycznie Darcy wpakował w to małżeństwo pieniędzy i czy Lidia była świadoma, że kupił dla niej"tę resztę honoru jaką było można"? Jak myślicie, czy Wickham by ją zostawił?
Jest tam też wzmianka,że sasiedzi mieliby więcej tematów do rozmów gdyby Lidia przeszła na utrzymanie parafii - jak załatwiano" te sprawy"?(w "MP" Marię wysłano na odległą farmę)
I jeszcze dlaczego Lizzy i Darcy mogli "gubić" się bez konsekwencji, chociaż nie byli narzeczeństwem?
Offline
Myślę, że wpakował w ten związek ładne kilka tysięcy. Z listu pani Gardiner wynika, że samych długów Wickham miał dobrze ponad tysiąc funtów. Ponadto na każde z nich zapisano po tysiącu plus jeszcze patent oficerski - też co najmniej kilkaset funtów. W sumie jakieś dwa razy tyle, ile pan Bennet miał rocznego dochodu. Trudno się więc dziwić, że Lizzy była tak głęboko poruszona tą informacją - ten dług byłby dla jej rodziny rzeczywiście niemożliwy do spłacenia.
Czy Lidia była świadoma - nie wiem, ale jeśli nawet, to myślę, że niewiele ją to obchodziło.
Mnie rozbroiła beztroska pani Bennet na wieść, że to jej brat zapłacił długi Wickhama: "Któż miał to zrobić? Gdyby nie miał żony i dzieci, wszystkie jego pieniądze przeszłyby na mnie i na moje córki. Pierwszy raz dostajemy coś od niego."
dlaczego Lizzy i Darcy mogli "gubić" się bez konsekwencji, chociaż nie byli narzeczeństwem?
Po zabiegach mamusi wobec Bingleya możnaby domniemywać, że chodziło jej o stworzenie "sprzyjającej" sytuacji. Sądząc jednak po jej reakcji na wiadomość o zaręczynach, to nawet ona nie przypuszczała, co się święci.
Pozostaje więc wytłumaczenie, że chyba nikt tam się specjalnie nie przejmował konwenansami. A poza tym - na początku przecież była z nimi Kitty, tylko że uciekła.
Offline
I jeszcze dlaczego Lizzy i Darcy mogli "gubić" się bez konsekwencji, chociaż nie byli narzeczeństwem?
Po pierwsze, to Darcy miał opinię szanowanego i poważnego człowieka i chyba nikomu by przez myśl nie przeszło, że może skrycie nastawać na cnotę Lizzy, a poza tym to ona szła na spacer wysyłana przez mamusię na doczepkę jako para dla Darcy'ego, żeby Jane nie musiała spacerować sama w towarzystwie 2 mężczyzn. Pamiętam, że pani Bennet nawet przeprasza Lizzy, że musi znosić towarzystwo tego aroganta, ale zaklina ją żeby się poświęciła dla dobra Jane.
Offline
Ichyba nikomu by przez myśl nie przeszło, że może skrycie nastawać na cnotę Lizzy
Hehe, to fakt
A tymczasem jednak mial ochote nastawac
Offline
Kto go tam wie na co on miał ochotę nastawać...
On jakiś taki kret skryty. Może pociągały go takie intelektualne pojedynki, na które nikt się z nim nie odważał
Offline
Chociaz, nawiazujac do serialu, Darcy jednak byl namietnym mezczyzna
Offline
Strony: 1 … 12 13 14 15 16 … 24