Contra ''Rozczarowanie''
Nie zgadzam się z Orlicą i przedstawiam tu własną opinię na temat "DiU" 2005 r.
Muszę się przyznać, że popełniłam największy grzech, jaki może być udziałem fana. Poszłam do kina przed przeczytaniem książki. Zadaję sobie sprawę, że to silnie wypaczyło moje poglądy na ten temat. Teraz przeczytałam już książkę (może raczej nie tyle przeczytałam, co ją dogłębnie przerobiłam, bo dziś mianem "przeczytanych" określa się dzieła typu: "przeczytać, zaliczyć, zapomnieć").Obejrzałam (nie jeden raz :)) "DiU" '95 i jestem daleka od srogiej krytyki dzieła Wrigtha. Nie jest to (poza kwestią Mateuszka :)) ślepe uwielbienie i zdaję sobie sprawę z licznych błędów, niedociągnięć i iście amerykańskich akcentów. Trudno mi obejrzeć bez niesmaku scenę, gdy wessało wszystkich gości na balu w Netherfield, grecka świątynia w ogrodzie podczas oświadczyn zalatuje kiczem, no i to "Co pan tu robi?!"... Ale nie piszę, żeby krytykować.
Moim zdaniem film jest bardzo dobry. Po kolei:
- Keira Knightley - jako Lizzy gra bardzo dobrze, ma wrodzone zdolności i jej jedynym, wszędzie wytykanym błędem jest brak biustu; ja uważam, ze jest ładną kobietą i dobrze wcieliła się pannę Bennet i chociaż waga przechyla się na stronę Jennifer Ehle, nie zarzucam jej nic z wyjątkiem gołych stóp na huśtawce...
- Matthew Macfadyen - tu nie będę obiektywna: uwielbiam go szaleńczo, jego wygląd wywołuje u mnie westchnienia, a głos tłumione okrzyki... :) Pan Darcy w jego wykonaniu ustępuje tylko tatusiowi w jego wykonaniu... ;)
Co do pozostałych postaci, to chyba nie ma nikogo, kto by mi nie pasował: Wickham, Mary, Kitty, Lydia, lady Cathrine, Mr. Collins, Mr. Bingley... Wszyscy grają dobrze. Natomiast państwo Bennet w tej wersji to majstersztyk... :)
Co do muzyki, to jestem pod ogromnym wrażeniem! Marianelli wykonał kawał dobrej roboty, bez dwóch zdań. Świetnie dobrane i zgodne z akcją i uczuciemi bohaterów melodie.
Na temat krajobrazów nie muszę chyba nic pisać. Czy jest ktoś, kogo nie zachwycają angielskie plenery?
Co do posiadłości w filmie, uważam je za świetnie dobrane. Ładne wnętrza i otoczenie. Czuję jedynie sól w oku, gdy widzę galerię rzeźb... Posąg w chuście jest piękne, ale nie zgadza się to z fabułą książki i nie sądzę, żeby Wrigth dokonal zmiany na lepsze. Co do pozostałych wnętrz, bardzo mi się podobają i oddaję charakter właścicieli. :)
Ogólnie bardzo podoba mi się cały film i żałuję tylko, że ze względu na czas projekcji fabuła została tak mocno okrojona. Mimo to widziałam go już trzy razy w kinie, jestem w trakcie oglądanie go po raz pierwszy na DVD i mam zamiar obejrzeć go jeszcze wielokrotnie. Obok "Wichrowych Wzgórz". "P&P" '95 i wielu innych filmów dołączam go do kategorii "Leki na zły nastrój"...
Podsumowując: nie zgadzam się z Orlicą, ale:
De gustibus non est disputandum.
Gunia, 2006-05-13 20:49:59
Komentarze:
- Ech... Wreszcie. (elizabeth_bennet, 2006-05-15 16:47:43)
Wreszcie! Wreszcie znalazł się ktoś, który jest p stronie tego filmu! Co za ulga...!
- Re: Ech... Wreszcie. (Gunia, 2006-05-15 17:24:23)
Dzięki, dzięki... Gdybyś jeszcze nie oceniła mojego artykułu na 1... 4 by mnie zadowalało... :) Zrobiłaś to celowo, czy to pomyłka?
- Re: Contra ''Rozczarowanie'' (caroline, 2006-05-15 18:06:06)
Guniu, dzięki za tekścik i przeniesienie dyskusji z forum na Pierwszą Stronę. Fantastycznie, że mamy te dwie opinie. Gdybym była osiołkiem i dano mi dwie ekranizacje do wyboru ('95, '05) umarłym z głodu tak, jak ten z bajki, bo nie umiałabym zdecydować. Cieszę się, że obie powstały. Jeszcze raz dzięki za artykulik. Ode mnie piąteczka ;)
- Re: Ech... Wreszcie. (Gunia, 2006-05-15 18:06:13)
Dodam, że jestem juz po trzykrotnym obejrzeniu na DVD i jestem umówiona z dziewczynami (które usiłuję zarazić wirusem JA) na kolejną projekcję w tą sobotę... A w tygodniu tez na pewno obejrzę ten fragment, czy tamten... :)
- Re: Contra ''Rozczarowanie'' (Gunia, 2006-05-15 20:08:39)
Dziękuję... :) Wzruszyłam się... :) I życzę ci, abyś nie była osiołkiem... ;)
- Re: Contra ''Rozczarowanie'' (AineNiRigani, 2006-05-15 23:08:14)
Gdy w szeroki świat poszła plotką, że przygotowywana jest nowa wersja P&P już wówczas fanki JA podzieliły się na te konserwatywne (wielbicielki serialu 95 i Boskiego Colina Firtha) i liberalne (otwarte na nowości).
Sama byłam wśród tych drugich. Bardzo lubię Keirę Knightley i zwykle ignorowałam uwagi na temat jej szczęki i małego biustu. Byłam bardzo otwatcie nastawiona na nową obsadę, na nową ekranizację.
A potem przyszedł TEN wielki moment - polska premiera. Fanki podzieliły się na wielbicielki Colina i wielbicielki Mateusza. I ja jakby na przekór stale byłam za tym drugim. Potem oglądnęłam film.
Rozczarowanie to jedno z łagodniejszych określeń.
Bardzo szybka akcja, nie ma możliwości rozkoszowania się chwilą, angielskim pejzażem, ubiorem, scenografią. Aby je docenić lub po prostu dostrzec, trzeba oglądnąc po raz drugi, trzeci, piąty, dziesiąty.
Plusem dla mnie jest gra aktorska. Nie rozczarowałam się Keirą. Jest taką Lizzy jaką chciałam widzieć. młodą, wesołą, beztroską, ale i rozsądną i mądrą. Jennifer Ehle była dla mnie cokolwiek za stara.
Jednakże Mateusz, to nie jest to co tygrysy lubią najbardziej. Nie ma tego, czym Colin epatował - angielską szlachceckością. Colin ma to w malutkim paluszku. Mateusz, to jak trafnie ujęły to forumowiczki, taki spaniel. Płaczliwy, łzawy. Ma to swój urok, ale to nie jest Darcy. Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę to powtarzać, ale Colin to jak na razie jedyny Darcy.
Nie trafiła doi mnie zupełnie scenografia. Świnia przebiegająca przez dom, pranie na zewnątrz - czy to dworek szlachcica angielskiego, czy wiejskiego parobka? Pan Bennet to kolejne rozczarowanie. Brakowało tych uszczypliwych, ironicznych komentarzy wypowiadanych ze specyficznym poczuciem humoru, który tak u niego kochamy.
Jedzenie, suknie, sypialnia dziewcząt - ogólnie całość robiła za zrujnowaną posiadłość totalnego bankruta. A co jak co, aż tak źle z Bennetami nie było. Ani tak źle, zeby dziewczęta nie miały sukni na bal i przycjodziły w zgrzebnych workach pokutnych!!! (bal w Netherfield)
I tak można wymieniać i wymieniać... zkretyniały Bingley, wołkowaty Wickham.
Chyba jedynie Lizzy, Lydia i pan Collins tak do końca mnie przekonali do nowych kreacji i interpretacji.
Dużym atutem ekranizacji z 2005 r. sa sceny plenerowe, piekny sposób prowadzenia kamery, wspaniała muzyka i uczucia. Z założenia miał być to film o miłości i takim był. To, ze mnie nie do końca przekonał nie świadczy o tym, że jest zły. Jedynie to, że nie ja miałam być jego potencjalnym odbiorcą. I bardzo dobrze.
Jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. A ten film zdecydowanie do tej kategorii nie należy :D
- Pomyłka. (elizabeth_bennet, 2006-05-16 14:37:36)
Ależ ja oceniłam ten artykuł na 5! Nie wiem, czemu zawsze jest jedynka... :(