Jane Austen i hollywoodzkie studia filmowe
Gdyby Jane Austen wciąż żyła, pewnie już dawno podkupiłoby ją jedno z wielkich, hollywoodzkich studiów. To przecież cecha w przemyśle filmowym wielce pożądana: zapisany przez autorkę świat stanął w miejscu, a masowa publiczność wciąż nie jest nim znudzona.
Znów mamy więc XVIII-wieczną, angielską prowincję i ekscentryczną panią Bennet (Blethyn), której życiowym celem staje się wydanie za mąż pięciu córek (jako kobiety nie mogły dziedziczyć posiadłości, niezbyt zresztą zamożnego, ojca). Nic dziwnego, że codzienność pań upływa w oczekiwaniu na kolejne bale. W czasie jednego z nich najstarsza córka Jane (Pike) z miejsca zakochuje się w bogatym i przystojnym dżentelmenie Bingleyu (Woods), za to jej siostra Liza (Knightley) - strofowana przez matkę jako "niezbyt urodziwa" - interesuje się jeszcze bogatszym i przystojniejszym Markiem Darcy (MacFadyen) - ten intryguje ją milczącym usposobieniem i ciętym językiem, ale zraża wyniosłością. Nad prawdziwymi emocjami wezmą jednak górę tytułowe uprzedzenia i duma, Bingley zostanie odseparowany od Jane, a Liza znienawidzi Darcy'ego - powieść Austen jest przecież niemal archetypiczną historią o źle odczytywanych uczuciach.
Rzecz jasna XIX-wieczna autorka na tym nie przestaje. Mamy więc wyraźny wątek feministyczny (wbrew konwenansom Liza mówi zawsze, co myśli i wychodzi poza narzucane jej role), ale zgrabnie połączony z tęsknotą za miłością idealną. Kobiety bywają odważne i samodzielne, ale też decydują się na kompromisy w mocno patriarchalnym świecie, w którym relacje między ludźmi określa majątkowy status (mężczyzna musi być bogaty) i wygląd (kobieta jest warta tyle, ile jej uroda).
Wszystko to znamy już i z książki, i licznych adaptacji z popularnym serialem Langtona (z Colinem Firthem i Jennifer Ehle w rolach głównych) na czele. Czy Joe Wright wnosi więc coś nowego? Nie. Jego adaptację śmiało można nazwać konwencjonalno-staroświecką, ale też widać wyraźnie w filmie, że nie zamierzał reżyser ani Austen udziwniać, ani interpretować na nowo, ani na siłę uwspółcześniać. Chciał za to - jak sądzę - udowodnić, że znany, powieściowy świat można na ekranie jeszcze raz ożywić. I to się udało.
Jego zrealizowana ze smakiem "Duma i uprzedzenie" ma w sobie powietrze, brytyjski wdzięk, ale też - mimo kostiumowego sztafażu - wypada na ekranie zaskakująco realistycznie. Zapomina się więc szybko, jak konwencjonalna jest to historia, a dobre - miejscami nawet wyborne - aktorstwo maskuje schematyczność postaci: karykaturalnej pani Bennet (Brenda Blethyn neurotyczna niczym w "Sekretach i kłamstwach"), naiwno-niewinnej Jane (Rosamund Pike), lodowato zimnej lady Catherine (świetna jak zawsze Judi Dench). Dobrze radzi też sobie na ekranie Matthew MacFadyen jako Darcy ukrywający wrażliwość i altruistyczną naturę pod maską bogatego bufona, a jeszcze lepiej Keira Knightley jako energiczna Liza, która (mimo braku wykształcenia) zawsze zdobywa się na świetne puenty i celne riposty.
Słowem: znane, konwencjonalne i nieco staroświeckie. Ale ogląda się z przyjemnością!
Wielka Brytania 2005 (Pride & Prejudice). Reż. Joe Wright. Aktorzy: Keira Knightley, Matthew MacFadyen, Brenda Blethyn, Rosamund Pike, Donald Sutherland, Simon Woods.
autor: Paweł T. Felis
link: http://serwisy.gazeta.pl/film/1,22535,3109761.html
caroline, 2006-01-14 20:30:13