Strona po¶wiecona Jane Austen
Nie jeste¶ zalogowany.
Dobry pomysł, Bondi! Podobał mi się w "Harrym", był taki naturalny.
W pełni się zgodzę!!! Taki na luzie, naturalny i fajnie opowiadał zasady quiddicha
Offline
I fajnie się tarzał po ziemi z tłuczkiem :twisted: W ogóle filmowy Wood nie ma wiele wspólnego w z książkowym, brak tego fanatyzmu sprtowego o_O Alwe to już sprawa sceniariusza Przed rolą Seana nie wpadłabym na to, że Olivier może być interesujacy :twisted:
Offline
no akcja z tłuczkiem...ach te mięśnie, widać, że ćwiczy 8)
Offline
no akcja z tłuczkiem...ach te mięśnie, widać, że ćwiczy 8)
Ale tak niepotrzebnie. On nigdy nie bedzie taki jak trza bez dopalaczy. A dopalacze jak wiadomo to tylko tymczasowe rozwiazanie.
Offline
no akcja z tłuczkiem...ach te mięśnie, widać, że ćwiczy 8)
Ale tak niepotrzebnie. On nigdy nie bedzie taki jak trza bez dopalaczy. A dopalacze jak wiadomo to tylko tymczasowe rozwiazanie.
Aine it's only a joke
Offline
duże jajo
Offline
Jestem świeżo po MP - tej nowoczesnej wesrsji. i jestem bardzo rozczarowana. Mam nadzieję, ekranizacja, która będzie w Przyjaciółce pozwoli poczuc klimat JA. Nie jestem wielką znawczynią twórczości JA i ekranizacji jej powieści. W mojej pamięci utkwiły głównie 3 filmy: 2 ekranizacje Emmy i P&P z 1995 roku. Na tej podstawie oczekiwałam czegoś lekkiego, eleganckiego, momentami śmiesznego - słowem takiego otoczenia, którego mogłabym zazdrościć głównej bohaterce. Tutaj nic takiego nie znalazłam - rozczarowanie i nikomu tej ekranizacji polecać nie będę.
Offline
Całkowicie się z Tobą zgadzam: jest to wersja skandaliczna i nie do przyjęcia! Byłam wręcz oburzona, że ktoś nazwał to coś "ekranizacją Jane Austen". Po co ta scena gwałtu na murzyńskiej niewolnicy? Trochę seksu dla publiki??? A Fanny sprawiała wrażenia zepsutej dziewuchy z szyderczym wyrazem twarzy, a nie skromnej panienki z prawie dobrego domu. Również nie polecam, a kasetę spalę :twisted:
Offline
już to gdzieś pisałam, ale nie zaszkodzi powtórzyć...Czołówka tego filmu informuje, że nakręcony został na podstawie powieści JA, jej listów i dzienników. A to znaczy, że nie jest to ekranizacja w sensie dosłownym, a odwołań do listów i dzienników jest tam co nie miara, łącznie z wątkiem niewolnictwa i stosunku, jaki miała do niego JA. Można to znaleźć w jej korespondencji prywatnej. Uchybień wobec epoki nie ma tu, wręcz przeciwnie, film pokazuje więcej niż autorka mogła powiedzieć sama, gdyż była panną i o seksie pisać nie mogła (panna, czyli w opinii publicznej-dziewica, czyli napisanie o seksie byłoby skandalem), ale podtekstów dotyczących seksu jest w powieści wiele. Umiała pisać ogródkami;) gdyby Patricia Rozema i scenarzyści określili film jako "adaptację powieści Jane Austen" można by się było kłócić, ale oni jasno określili, czym on jest. A postać Fanny została zmieniona i otrzymała kilka cech samej Austen (m.in. tak jak ona, bohaterka pisze historię Anglii). Ja też chciałabym obejrzeć ADAPTACJĘ "Mansfield Park", ale do tego filmu przyczepić się nie mogę. A nakręcony jest bardzo dobrze i aktorstwo też jest bez zarzutu. Poza tym, film to nie książka, rządzi się własnymi prawami i zawsze w pojęciu transtekstualności adaptacja będzie tylko hipotekstem, nie chodzi o to, żeby powtarzać coś, co już jest. Kto wie, może powstanie jeszcze wierna adaptacja "MP"? nie traćmy nadziei:)
Offline
"Transtekstualność"? Kobieto, litości nad zmęczonym człowiekiem 8O . Chybam ślepa nieco, bo odcyfrowac nie mogłam hipotekstu Mnie się ten film nie podoba (delikatnie mówiąć), więc pluję jadem i żółcią!! A co...
Offline
jasne:) nie będę używać takich słów zatem, sorki, moje filologiczne korzenie mnie kiedyś zabiją a mnie się nie podoba serial "MP' z '83 i też pluję jadem, a co;)
Offline
Wiesz Megg, te słowa "na podstawie dzienników i listów JA" trudno dostrzec. Może to wada widzów, że oni nie lubią czytać (tego co jest na ekranie), tylko chcieliby dać się ponieść opowieści?
W każdym razie popieram Cię z całego serca Bardzo lubię ten film, choć świetnie sobie zdaję sprawę, że jest daleki od powieści. Bardzo podoba mi się Fanny pokazana od strony targających nią namiętności (a już pisałem, że namiętności to w niej tkwią, choć próbuje je ukryć, czego film BBC zupełnie nie pokazuje...), nad wszystkim zapaszek niewolnictwa (nie wierzę, by interes Bertramów na Antiqui był przypadkowy, że tu nie ma swoistej szpili pod adresem Bertramów), no i bardzo Austenowskie zakończenie -- że mogło być zupełnie inaczej, ale nie było
Offline
Pak!! dziękuję za to, co napisałeś!! W końcu nie bronię tego filmu samotnie:) uff.....
a co do chęci porwania się opowieści, to ja już chyba po prostu jestem skrzywiona i nic się na to nie da poradzić
a co do wzmianki "na podstawie listów i dzienników"-na mojej płycie przeczytał to lektor, a potem( jak już lektorowi podziękowałam), to mi się samo rzucało w oczy. Poza tym już mam taki wnerwiający zwyczaj czytania wszystkiego (no i rzeczywiście każda informacja mi się przydaje).
W każdym razie dzięki. Już się nie boję zaglądać do tego wątku:)
Offline
Ja właśnie dorwałam ksiązkę i zaczęłam czytać
Offline
Ja skonczyłam ksiązke i temat przeglądnełam
Oliverek cudny jest
A na miejscu fanny to bym chyba się złamała jeszcze jak by wuj rzucił we mnie kazaniem to juz na bank.
A dla mnie taka sytuacja jak z Edmundem gośc sie odkochał i mnie docenił to ciut upokarzająca by mogła być. Zreszta brac ślub z moim ukochanym kuzynem który był dla niej jak brat.
Nigdy!!
Offline
Piszesz, że "gość się odkochał". Moim zdaniem film (Rozemy) ma taką zaletę, że pokazuje wahanie Edmunda między Mary a Fanny (w filmie jest za duża przewaga w kierunku Fanny, co prawda).
W powieści to tak trochę jest. Mary się Edmundowi podoba, ale nie jest do tego przekonany. (I właśnie -- związek z Fanny to coś więcej niż przyjaźń, czego Edmund nie widzi, ale trochę chyba czuje...) Dlaczego inaczej tak bardzo by zwlekał? To jest podobna historia jak z Emmą i Frankiem Emmie podobają się zalety, bawi się myślą, że Frank ją kocha, ale gdyby Frank się jej oświadczył odrzuciłaby go bez wahania i bez żalu. Edmund co prawda trochę żałuje, ale jakoś szczególnie załamany nie jest.
Offline
Czy ja wiem on traktował ją jak siostrę jak przyjaciela ale czy traktował ją jak kobietę?
Offline
Nauczy się! U JA często czytelnik dostrzega więcej niż bohaterowie. Wiemy, że Edmund i Fanny do siebie pasują. (Tak sobie myślę, że to w sumie trudniejsze niż napisałem, bo Fanny jest dość "plastyczna" -- Edmund ją sobie urobił, trochę jak Pigmalion; ale i Crawford by urobił, gdyby był cierpliwy...) W każdym razie ona szybko odkrywa jak są do siebie doapsowani, a Edmundowi zajmuje to więcej czasu.
Offline
Urobiła tak jak Knigltey wychował sobie Emmę
A Lizzy będzie wyrabiać poczucie humoru Darcego.
Offline
Dla niego jesteÅ› jakby formÄ… z wosku,
Na którym on odcisnął kształt i może
Tę formę zniszczyć lub życiu zostawić.
Tezeusz w "Śnie nocy letniej" Szekspira (tłum. K.I.Gałczyńskiego).
Offline
Heh, wrócę jeszcze do filmu, bo nie mogę
Kiedy wyszedł film LOTR Christopher Tolkien powiedział, ze jako film jest znakomity, ale jako adaptacja ksiązki jego ojca juz niekoniecznie. Coś podobnego mozna powiedzieć o MP - nie mogę darować Rozemie, że wzięła sobie bohaterów ksiązki i poprerabiała zgodnie ze swoimi przkonaniami. Bo będę sie upierać, że Fanny filmowa niewiele ma wspólnego z ksiązkową. Po co robić adaptację ksiązki, jeśli fabuła tej ksiązki nam nie odpowiada?
I oczywiście zgadzam się, że ksiązka i film rządzą sie innymi prawami, to zupełnie inne media i nie można wymagać, żeby podczas adaptacji nic się nie zgubiło. Ale nie można też wymagać od widzów, żeby dostając film pt. Mansfield Park, którego bohaterką jest Fanny Price mieszkająca u wujostwa Bartramów nie spodziewali sie adaptacji ksiązki Jane Austen.
To znakomity materiał na scenariusz, a lepsze jest wrogiem dobrego...
Co do Crawforda, mimo, że zawsze twierdziłam, że Fanny powinna była za niego wyjść, nie wydaje mi sie, zeby starczyło mu cierpliwości, by ja sobie "urabiać". Już prędzej ona by go sobie urobiła, choć i to wydaje sie mało prawdopodobne.
Offline
Co do Crawforda -- że Fanny by za niego wyszła, gdyby starczyło mu cierpliwości, to sama JA pisze. Podobnie pisze, że do siebie się upodabniali i to ze wskazaniem na Henry'ego.
Offline
Chodziło mi o to, że po ślubie, gdyby już ja "miał", to raczej spocząłby na laurach, a nie "urabiał" i kształtował. Mógłby być w miarę dobrym mężem - powiedzmy - ale raczej nie z tych, którzy dabają o intelektualny i psychologiczny rozwój mjałżonki. To raczej ona starałaby się, żeby przekształcić go w szlachetnego człowieka i przekazać mu wyznawane przez siebie wartości.
Offline